Especially
dedicated to
Wasza Ekscelencjo, Sir Absurdzie Esquire!
Jest mi niezmiernie miło dedykować Tobie ten post. Metrykalnie trochę się różnimy (dyszka z haczykiem), jednakże nasze pasje, upodobania, poglądy, temperament i poczucie humoru są prawie tożsame.
W ostatnim poście zabiłeś mi klina dylematem trializacji wg Juliana Tuwima.
Spróbuję ten dylemat rozwiązać, tak jak inni rozwiązują krzyżówki czy sznurowadła u butów.
Popuśćmy zatem wodzów zapładniającej fantazji...
Wysoko, na niebiesiech, niespodziewanie pękł wypasiony cumulus, wskutek czego spadlo na ziemię trzech podejrzanych osobników: Julo, Kostek zwany Ildefonsem oraz Władek. Znaleźli się na bulwarze nad piękną rzeką Indus:
Rozłożyli starannie koc w szkocką kratę, wyłożyli nań rozmaite wiktuały oraz likwory przednie a wykwintne.
Pierwszy zagaił Julo (rusofil pokopany!):
Rzepka
Zasadził dziadek rzepkę w ogrodzie,
Chodził te rzepkę oglądać co dzień.
Wyrosła rzepka jędrna i krzepka,
Schrupać by rzepkę z kawałkiem chlebka!
Więc ciągnie rzepkę dziadek niebożę,
Ciągnie i ciągnie, wyciągnąć nie może!
Zawołał dziadek na pomoc babcię:
"Ja złapię rzepkę, ty za mnie złap się!"
I biedny dziadek z babcią niebogą
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Przyleciał wnuczek, babci się złapał,
Poci się, stęka, aż się zasapał!
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
Zawołał wnuczek szczeniaczka Mruczka,
Przyleciał Mruczek i ciągnie wnuczka!
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
Na kurkę czyhał kotek w ukryciu,
Zaszczekał Mruczek: "Pomóż nam, Kiciu!"
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
Więc woła Kicia kurkę z podwórka,
Wnet przyleciała usłużna kurka.
Kurka za Kicię,
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
Szła sobie gąska ścieżynką wąską,
Krzyknęła kurka: "Chodź no tu gąsko!"
Gąska za kurkę,
Kurka za Kicię,
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
Leciał wysoko bocian-długonos,
"Fruńże tu, boćku, do nas na pomoc!"
Bociek za gąskę,
Gąska za kurkę,
Kurka za Kicię,
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
Skakała drogą zielona żabka,
Złapała boćka - rzadka to gradka!
Żabka za boćka,
Bociek za gąskę,
Gąska za kurkę,
Kurka za Kicię,
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
A na przyczepkę
Kawka za żabkę
Bo na tę rzepkę
Też miała chrapkę.
Tak się zawzięli,
Tak się nadęli,
Ze nagle rzepkę
Trrrach!! - wyciągnęli!
Aż wstyd powiedzieć,
Co było dalej!
Wszyscy na siebie
Poupadali:
Rzepka na dziadka,
Dziadek na babcię,
Babcia na wnuczka,
Wnuczek na Mruczka,
Mruczek na Kicię,
Kicia na kurkę,
Kurka na gąskę,
Gąska na boćka,
Bociek na żabkę,
Żabka na kawkę
I na ostatku
Kawka na trawkę.
Bardzo
dziwna rodzina
Brat u Andersa,
szwagier w Paranie -
tęskniący niesłychanie;
mamusia w mamrze,
tatunio tamże -
ach, gdzie to, gdzie to, kochanie?
To w pewnym kraju, bardzo daleko,
za siódmą górą i rzeką.
Stryjek zamienił siekierkę na kijek,
potem miał żal do strony,
więc znów na siekierkę zamienił stryjek
ten kijek, lecz był rozżalony,
no więc po prostu siekierką stronę
w główkę, a sam na postronek -
ach, gdzie to było? Bardzo daleko,
za siódmą górą i rzeką.
Wacio (z wyżej wspomnianej gromadki)
wziął się do literatury,
wstąpił do Związku, zapłacił składki
i pisał różne bzdury:
na katolicyzm, o stawach w rzęsie
i o brzozowej korze,
kawałki w stylu Zielonej Gęsi,
tylko dwa razy gorzej.
Ach, gdzie to było? Bardzo daleko,
za siódmą górą i rzeką.
Busia, siostra Wacia, znaczy się,
też miała światopogląd,
stenotypistką była w "Orbisie",
lecz zmarła od winogron;
zatrute były, chociaż niedrogo,
to już pan wie, przez kogo -
za siódmą górą, za siódmą rzeką,
ach, bardzo, bardzo daleko.
Czasem wieczorem, gdy przy kominku
człowiek grysiczek wcina,
to nagle mu się przypomni, synkn,
wyżej wspomniana rodzica:
Brat a Andersa, szwagier w Paranie,
tęskniący niesłychanie,
mamunia w mamrze,
tatunio tamże
za kant, za kant, kochanie.
I oko mu się zaleje łzami,
I za, synku, to nie kpina.
Posłuchaj, synku:
Za górami,
za lasami
mieszkała sobie pewna bardzo dziwna,
bardzo głupia rodzina
Natomiast Władek jakby nieobecny, od rana już na kosmicznej bani, westchnął głęboko i wyłkał przez łzy czyste rzęsiste:
Na
narodziny wnuczki
Jestem
sobie dziadzio maluczki,
piszę mały wierszyk dla wnuczki:
po to, żebyś Ewciu, była jak grusza w Płocku
w ogrodzie mojej Matki,
kiedy księżyc chodzi o północku,
taki piękny i dziwny i rzadki,
zakochany w starej drewnianej dzwonnicy,
a może w naszym ogrodzie,
może zresztą w całej okolicy,
w wiślanej wodzie;
żebyś była jak konwalie w maju,
jak grusza w kwietniu,
jak najcichsza nad strumieniem zaduma,
jak spojrzenie na Wisłę zza tumu –
no, i żebyś kiedyś była stuletnia.
piszę mały wierszyk dla wnuczki:
po to, żebyś Ewciu, była jak grusza w Płocku
w ogrodzie mojej Matki,
kiedy księżyc chodzi o północku,
taki piękny i dziwny i rzadki,
zakochany w starej drewnianej dzwonnicy,
a może w naszym ogrodzie,
może zresztą w całej okolicy,
w wiślanej wodzie;
żebyś była jak konwalie w maju,
jak grusza w kwietniu,
jak najcichsza nad strumieniem zaduma,
jak spojrzenie na Wisłę zza tumu –
no, i żebyś kiedyś była stuletnia.
I był to najwyższy czas, aby rozpocząć trializację właściwą. Coś jednak musiało się popierdzielić - cherchez la damme...
Spadła równie niespodzianie z sąsiedniej chmurki , usiadła cicho na ławeczce i ucha nadstawiała ciekawie:
Umiała jednak się zachować. Podeszła do gentlemanów, dygnęła uroczo, z gustownej torebki wyjęła flakon old finest single malt scotch whisky i wygłosiła powitalny speach:
Album
Nikt
w rodzinie nie umarł z miłości.
Co tam
było to było, ale nic dla mitu.
Romeowie
gruźlicy? Julie dyfrerytu?
Niektórzy
wręcz dożyli zgrzybiałej starości.
Żadnej
ofiary braku odpowiedzi
na list
pokropiony łzami!
Zawsze w
końcu zjawiali się sąsiedzi
z różami
i binokularami.
Żadnego
zaduszenia w stylowej szafie,
kiedy to
raptem wraca mąż kochanki!
Nikomu te
sznurówki, mantylki firanki, falbanki
nie
przeszkodziły wejść na fotografię.
I nigdy w
duszy piekielnego Boscha!
I nigdy z
pistoletem do ogrodu!
(Konali z
kulą w czaszce, ale z innego powodu
i na
polowych noszach)
Nawet ta,
z ekstatycznym kokiem
i oczami
podkutymi jak po balu,
odpłynęła
wielkim krwotokiem
nie do
ciebie, danserze, i nie z żalu.
Może
ktoś, dawniej, przed dagerotypem -
ale z
tych, co w albumie, nikt, o ile wiem.
Rozśmieszały
się smutki, leciał dzień za dniem,
a oni,
pocieszeni, znikali na grypę.
Rodzina, ach, rodzina, liryczna i tkliwie dynamiczna... I ja tam byłem, czystą, whisky piłem, a co tam widziałem, Wam opowiedziałem.
Na koniec muszę przyznać, że jestem człowiekiem bardzo rodzinnym. nie do tego stopnia jednak jak mój kuzyn, który musiał rozwieżć się ze swą pierwsza ślubną, bo nie mógł doliczyć się... szwagrów!
Oto jak przykładnie i rodzinnie spędziłem Świąteczne Śniadanie:
"Bo gdy się milczy, milczy, milczy, to apetyt rośnie wilczy na poezję..." - Jonasz Kofta