W związku z niefortunnym wypadkiem jakiemu uległ nasz sympatyczny autor bloga zostałem przez Niego upoważniony do skorygowania błędów edycyjnych jakie pojawiły się podczas edytowania ostatniego wpisu. Nie czując się na siłach dorównania mistrzowi poniżej wprowadzę tekst jaki zaproponowałem Klaterkowi. Oto on:
Mając zaszczyt ponownego wystąpienia na blogu Art Klatera chciałbym podziękować właścicielowi bloga za udostępnienie tego bloga, oraz wszystkim komentatorom, którzy wzięli udział w tej zabawie i zagościli tutaj, i podzielili się swoimi cennymi uwagami. Nie będąc pewnym, czy post konfesyjny jest najlepszym rozwiązaniem w sytuacji - gdy wszystkie dane o mnie opublikowałem na swoich blogach, i można bez problemu do nich dotrzeć - tutaj tylko przypomnę, skomasuję, i uzupełnię niektóre z nich.
Urodziłem się w tym małym niepozornym domku

w ostatnich dniach grudnia 1950 r. Domek, jeden z wielu przeznaczanych do sprzedaży w latach międzywojennych, musieliśmy zasiedlić, aby go nie stracić w myśl nowych przepisów wywłaszczeniowych.
Przodkowie moi od trzeciego pokolenia mieszkali w Łodzi jednak ich genealogiczne korzenie są bardziej skomplikowane, bo przed powstaniami z 1830 i 1863 r. mieszkali w pobliżu Krakowa, a zmuszeni do ucieczki przenieśli się do Wilna, Lwowa i Warszawy. O tych perypetiach pisałem na blogu "LegionyPolskie".
Zdjęcie poniżej

to jedno z wielu publikowanych na w.wym linkach. Stojący, pierwszy z prawej to mój ojciec. Ze zdjęciem tego domu wiążą się najmilsze wspomnienia i legendy rodzinne, bo tu przebywali wszyscy znani mi osobiście członkowie rodziny.
Wśród wielu skrajnych zainteresowań (przez wiele lat uprawiałem judo, kulturystykę i ... taniec towarzyski) najdłużej zachowało się zamiłowanie do radioamatorstwa oraz fotografiki. Z pierwszego hobby dorobiłem się podyplomowej specjalizacji, natomiast fotografika przyniosła zupełnie nieoczekiwane rezultaty, bo moich rodziców zaprowadziła ... przed oblicze Sądu Rodzinnego. Piszę o tym tutaj:
http://foto-anzai.blogspot.com/2013/06/
I tak fotografika skierowała moje zainteresowania w stronę płci pięknej, co spowodowało, że stan "kawalarski" zachowałem aż do 40 r.ż.
Z oczywistych względów nie publikuję na blogu swoich najlepszych zdjęć, bo te z reguły wystawiane są w innych profesjonalnych miejscach i niestety tam są podpisywane przeze mnie, albo przez wystawców, co kłóci się z moimi oczekiwaniami zachowania anonimowości. Na "foto-anzai" pojawiają się wprawdzie zdjęcia moich dziewczyn i modelek sprzed 1984 r., np. to prezentowane wyżej, ale związane są tematycznie nie z osobą na zdjęciu, a wyłącznie z technikaliami, tak jak np. tutaj z zagadnieniem oświetlenia motywu zdjęciowego (strzałkami zaznaczyłem kierunek źródeł światła).
Nie wiem jakim cudem udało mi się (mnie dziecku zaplutych karłów reakcji) przebrnąć przez okres PRL i nie ubrudzić się PZPR-em, policją polityczną, czy NSZZ "Solidarność". Być może głównym powodem było to, że ... chciałem być w tych organizacjach, ale na swoich warunkach. Przymierzam się do napisania dłuższego eseju na ten temat, bo do dzisiaj nie rozumiem jak mógł mi wpaść do głowy pomysł zostania agentem "007 zgłoś się"? Oczywiście wtedy, w latach 70. ub.w. nie wiedziałem, że aby być polskim J. Bondem, to wcześniej trzeba zaliczyć PZPR i tajną agenturę. Teraz podejrzewam, że ta moja niewiedza uchroniła mnie przed kompromitacją.
Niestety po wprowadzeniu stanu wojennego władza polityczna i wojskowa wyciągnęła po mnie łapy, i zostałem zmilitaryzowany na swoje i władzy nieszczęście, co opisałem tutaj:
http://anzai.blog.onet.pl/2014/05/27/moje-male-potyczki-z-generalem/
Do rozwodu z mundurem doszło po dwóch latach, bez orzekania winy. W nową III RP wkroczyłem więc dumnie z podniesioną głową, jako nie należący do PZPR, sympatyzujący z "Solidarnością" i pozytywnie, nawet dwukrotnie, zweryfikowany w kontekście "czystości politycznej i moralnej". To otworzyło drogę do awansów zawodowych, biznesowych i politycznych. Otrzymałem kilka propozycji t.zw. "wysokiego szczebla" z których jednak nie skorzystałem.
Czy jestem więc nieudacznikiem, który nie ukradł pierwszego miliona, i nawet nie otworzył biznesu przenosząc się np. ze sprzedaży ulicznej (jak jeden z największych miliarderów Z. Solorz) na wyżyny kariery politycznej i zawodowej? To pytanie zadawałem sobie często w okresie transformacji systemowej, ale wtedy już byłem ukąszony strzałą Amora. Poprzestałem więc na kontestowaniu tworzonych i łamanych karier zawodowych tych co skorzystali. W nowej III RP nadal kontynuowałem pracę w zawodzie elektronika i pedagoga, jednak potrzeby rynku spowodowały, że oba te zawody musiałem uzupełnić specjalizacjami podyplomowymi. I tak stałem się zalegalizowanym informatykiem. i psychologiem.
Dość miłą odskocznią od pracy zawodowej okazała się praca społeczna. Już pod koniec lat 70. ub.w. zostałem wybrany społecznym inspektorem pracy, a potem ławnikiem, i kuratorem społecznym. Tymi obszarami działalności zajmowałem się do okresu 2006-2012. Gdy już przymierzałem się do przejścia na wcześniejszą emeryturę otrzymałem propozycję podjęcia pracy w wymarzonym zawodzie psychotronika, którą właściwie kontynuuję do chwili obecnej. Nadal też, na zasadzie zleceń zajmuję się grafiką komputerową. Czy zmieniłbym coś, mając możliwość cofnięcia się o 30 lat? Mam nadzieję, iż na to filozoficzne pytanie odpowiemy sobie wspólnie, do czego zapraszam.
PS. Poniżej pozostawiam niedokończony tekst autora wpisu.
Tak jak zapowiedziałem w komunikacie z poprzedniego postu, publikuję dziś występ gościnny Anzai.
Nie będzie to ostry felieton polityczny, dalszy ciąg historii legionowej czy odkrywanie kolejnych tajników artystycznej fotografiki.
W swym poście Gość ponownie otwiera się przed Wami, nie tracąc przy tym, niekiedy ironicznego, dystansu do siebie!
3HD?!!!
Mając zaszczyt ponownego wystąpienia na blogu Art Klatera chciałbym podziękować właścicielowi bloga za udostępnienie tego bloga, oraz wszystkim Komentatorom, którzy wzięli udział w tej zabawie i zagościli tutaj, oraz podzielili się swoimi cennymi uwagami.
Nie będąc pewnym, czy post konfesyjny jest najlepszym rozwiązaniem w sytuacji - gdy wszystkie dane o mnie opublikowałem na swoich blogach, i można bez problemu do nich dotrzeć - tutaj tylko przypomnę, skomasuję, i uzupełnię niektóre z nich.
Urodziłem się w tym małym niepozornym domku w ostatnich dniach grudnia 1950 r
Domek, jeden z wielu przeznaczanych do sprzedaży w latach międzywojennych, musieliśmy zasiedlić, aby go nie stracić w myśl nowych przepisów wywłaszczeniowych.
Przodkowie moi od trzeciego pokolenia mieszkali w Łodzi jednak ich genealogiczne korzenie są bardziej skomplikowane, bo przed powstaniami z 1830 i 1863 r. mieszkali w pobliżu Krakowa, a zmuszeni do ucieczki przenieśli się do Wilna, Lwowa i Warszawy.
O tych perypetiach pisałem na blogu "Legiony Polskie".
Zdjęcie poniżej to jedno z wielu publikowanych na moim blogu wg podanych Klaterowi linków.
Stojący, pierwszy z prawej to mój ojciec. Ze zdjęciem tego domu wiążą się najmilsze wspomnienia i legendy rodzinne, bo tu przebywali wszyscy znani mi osobiście członkowie rodziny.
Wśród wielu skrajnych zainteresowań (przez wiele lat uprawiałem judo, kulturystykę i ... taniec towarzyski) najdłużej zachowało się zamiłowanie do radioamatorstwa oraz fotografiki.
Z pierwszego hobby dorobiłem się podyplomowej specjalizacji, natomiast fotografika przyniosła zupełnie nieoczekiwane rezultaty, bo moich rodziców zaprowadziła ... przed oblicze Sądu Rodzinnego. Piszę o tym tutaj:
I tak fotografika skierowała moje zainteresowania w stronę płci pięknej, co spowodowało, że stan "kawalarski" zachowałem aż do 40 roku życia.
Z oczywistych względów nie publikuję na blogu swoich najlepszych zdjęć, bo te z reguły wystawiane są w innych profesjonalnych miejscach i niestety tam są podpisywane przeze mnie, albo przez wystawców, co kłóci się z moją intencją zachowania anonimowości.
Na "foto-anzai" pojawiają się wprawdzie zdjęcia moich dziewczyn i modelek sprzed 1984 r., np. to:
Związane są tematycznie nie z osobą na zdjęciu, a wyłącznie ze profesjonalnymi technikami, tak jak np. tutaj z zagadnieniem oświetlenia motywu zdjęciowego (strzałkami zaznaczyłem kierunek źródeł światła).
Nie wiem jakim cudem udało mi się (mnie dziecku zaplutych karłów reakcji) przebrnąć przez okres PRL i nie ubrudzić się PZPR, policją polityczną, czy NSZZ "Solidarność".
Być może głównym powodem było to, że ... chciałem być w tych organizacjach, ale na swoich warunkach. Przymierzam się do napisania dłuższego eseju na ten temat, bo do dzisiaj nie rozumiem jak mógł mi wpaść do głowy pomysł zostania agentem "007 zgłoś się"?
Oczywiście wtedy, w latach 70. ub.w. nie wiedziałem, że aby być polskim J. Bondem, to wcześniej trzeba zaliczyć PZPR i tajną agenturę. Teraz podejrzewam, że ta moja niewiedza uchroniła mnie przed kompromitacją!!!
Niestety po wprowadzeniu stanu wojennego władza polityczna i wojskowa wyciągnęła po mnie łapy, i zostałem zmilitaryzowany na swoje i władzy nieszczęście, co opisałem tutaj:
Do "rozwodu" z mundurem doszło po dwóch latach, bez orzekania winy. W nową III RP wkroczyłem więc dumnie z podniesioną głową, jako nie należący do PZPR, sympatyzujący z "Solidarnością" i pozytywnie, nawet dwukrotnie, zweryfikowany w kontekście "czystości politycznej i moralnej". To otworzyło drogę do awansów zawodowych, biznesowych i politycznych. Otrzymałem kilka propozycji z "wysokiego szczebla" z których jednak nie skorzystałem.
Czy jestem więc nieudacznikiem, który nie ukradł pierwszego miliona, i nawet nie otworzył biznesu przenosząc się np. ze sprzedaży ulicznej (jak jeden z największych miliarderów Z. Solorz) na wyżyny kariery politycznej i zawodowej?
To pytanie zadawałem sobie często w okresie transformacji systemowej, ale wtedy już byłem ukąszony strzałą Amora. Poprzestałem więc na kontestowaniu tworzonych i łamanych karier zawodowych tych, co skorzystali.
W nowej III RP nadal kontynuowałem pracę w zawodzie elektronika i pedagoga, jednak potrzeby rynku spowodowały, że oba te zawody musiałem uzupełnić specjalizacjami podyplomowymi.
I tak stałem się zalegalizowanym informatykiem i psychologiem.
Dość miłą odskocznią od pracy zawodowej okazała się praca społeczna. Już pod koniec lat 70. ub.w. zostałem wybrany społecznym inspektorem pracy, a potem ławnikiem, i kuratorem społecznym. Tymi obszarami działalności zajmowałem się do okresu 2006-2012.
Gdy już przymierzałem się do przejścia na wcześniejszą emeryturę, otrzymałem propozycję podjęcia pracy w wymarzonym zawodzie psychotronika, którą właściwie kontynuuję do chwili obecnej. Nadal też, na zasadzie zleceń zajmuję się grafiką komputerową. Czy zmieniłbym coś, mając możliwość cofnięcia się o 30 lat?
Mam nadzieję, iż na to filozoficzne pytanie odpowiemy sobie wspólnie, do czego zapraszam.
Ten gościnny post publikuję z największą przyjemnością. Ośmielę się przypomnieć, że tu, na blogspocie, publikowali i wywiadów udzielali: JaGa, Hania - Malinka, Stokrotka, PKanalia, Leszek Kowalikowski i Piotr z "Mozaiki Rzeczywistości".
Jeżeli nadarzy się okazja, to warto byłoby przygotować, w niedalekiej przyszłości, post z udziałem wszystkich mych Wspaniałych Gości!
Byłaby to zabawa przyjemna a pożyteczna!