Minęły moje urodziny, przepłynąłem
przez Walentynki w stylu klasycznym, a karnawał oszczędził mi
nawału kar. Pochowałem do podręcznego mieszka moje małe radości:
Teatr życia dopiero wtedy ma słodki smak, gdy przez przypadek nie pomieszasz ani scenografii, ani aktorskich partnerów.
Rozkochasz w sobie kolejną
dziewczynę (ta ślicznotka w czerwonej kryzie; pierwsza od prawej).
W każdej roli, którą odgrywasz,
publiczność pokocha cię, nawet jeśli ta rola jest niema.
Życie czasem może cię nużyć i
dołować, ale jest po stokroć zbyt krótkie, byśmy mogli się ze sobą
bezsensownie nudzić.
Dixi et salvavi animam meam - rzekłem i uspokoiłem moje sumienie - parafraza z Wulgaty (Ezechiel,
3, 19 i 33, 9).
Na estradzie podobno zęby zjadłem. Najbardziej lubię te prezentacje, gdzie sam się doskonale bawię, bo pracę perfidnie tam łaczę z własną, niekłamaną przyjemnością: