Któż
się oprze magii gitarowych arpeggio,
tremolando
i
flażoletów?!
Rosjanie mają swą cudowną siedmiostrunną (o stroju G – dur) ,
Włosi, Hiszpanie i Francuzi sześciostrunną ( strojona w e - moll),
Amerykanie wymyślili dwunastostrunową, która swym przepięknym
gęstym brzmieniem wspaniale uzupełnia i wzmacnia nastroje folkowej
ballady. A my mamy wesela...
Powszechnie
gitara kojarzy się wyłącznie z harcerskim ogniskiem lub pijacką
imprezą u sąsiada (dziś ta opcja coraz rzadsza) i zupełnie
niesłusznie. Na gitarę jako solowy instrument kompozycje powstawały
już w XVI wieku.
Współczesnym
wirtuozem tego instrumentu i autorem mnóstwa gitarowych kompozycji
był hiszpański muzyk Vicente Gomez.
(1911-
2001).
Do
25 roku życia prowadził z ojcem tawernę w Madrycie. W czasie wojny
domowej był przeciwnikiem gen. Franco, odwiedził sowiecką Rosję,
natomiast talent swój rozwinął dopiero w Stanach Zjednoczonych,
gdzie przeniósł się w1943 r. Pracował tam dla wytwórni
hollywoodzkiej, a następnie resztę swego życia poświęcił
komponowaniu, koncertom i pracy pedagogicznej.
Najpopularniejszą
kompozycją Gomeza jest Romanza de amor.
W tłumaczeniu na polski oznacza to: romans miłosny.
Według polskich norm językowych nazwa ta jest oczywistym pleonazmem
czyli błędem stylistycznym, bo jakże innym może być romans jak
nie miłosnym?!
Kochliwi
i rycerscy wobec dam Hiszpanie nie mają takich purystycznych
obiekcji, a zatem będzie tu i romansowo i miłośnie:
Ten
właśnie utwór zainspirował mnie i mego przyjaciela kompozytora do
napisania piosenki, opatrzonej, zresztą niebanalnym wątkiem
erotycznym...
Ty
mi zagrasz, gitaro, zakwilisz najpiękniej,
Tak
namolnie, duszaszczipatielno, słodziutko w e – moll,
Lamentami
zasnujesz piosenkę
Dla
dziewczyny, nietykalnej jak szkło.
Nie
zawiedziesz gitaro, ty się tego nie wstydzisz,
Tego
żalu, co wyciska flażoletów kropelki,
A
z dziewczyny, tej drewnianej kukiełki
Wyczarujesz
mi skrzypce... A widzisz!
Potem
zagrasz, gitaro, furioso, namiętnie,
Burzowymi
arpeggiami, skupionymi do grzmotu,
A
dziewczyna w rozkwieconej sukience
Już
gotowa, już się zrywa do lotu.
I
po strunach jej duszy, i po gładzi jej ciała,
Kantylena
spod palców mknie pieszczotą pod włos.
Czuły
dystych fermatą się spala,
Dawne
strachy się topią jak wosk.
Taki
romans banalny, że jak oczy to czarne,
Ach
ten czar i ten żar, i ta w dłoni dłoń.
Już
te oczy zza mgiełki
Ronią
słone perełki,
A
serduszko jej stroi w e – moll!
Znowu
zagrasz gitaro, zakwilisz najpiękniej,
Cichuteńko,
słodziutko, nastrojowo, ze łzą,
By
piosenką ukoić panienkę
Uwiedzioną
w tonacji e – moll.
Kontynuatorem
misji Gomeza jest jego rodak Paco de Lucia (ur. 1947).
Początkowo
propagował i lansował taneczny styl flamenco. Później
jednak rozpoczął muzyczny flirt z jazzmanami i filharmonikami, co
uczyniło jego twórczość zdecydowanie progresywną.
Cudze
chwalicie, swego... My również mieliśmy swego gitarowego giganta,
rówieśnika P. de Lucii – Marka Blizińskiego. Niestety zmarł
(1989) przedwcześnie tuż po przekroczeniu czterdziestki, ale
legendę po sobie pozostawił, a palmę pierwszeństwa po nim przejął
doskonały i perfekcyjny gitarzysta jazzowy Jarosław Śmietana
(ur.
1951).
Tak
Marek Bliziński akompaniował wybitnej wokalistce jazzowej Ewie Bem
Oj, gdybym miał gitarę...