sobota, 27 lutego 2016

Proste pytania (post gościnny Piotra Zaleskiego)

                                                                         


      Po chwilowych kłopotach udało się. Goszczę tu Piotra Zaleskiego. Jego niegdyś maleńkie dzieci zasypywały go zapewne pytaniami. Dlaczego, po co, kiedy?!...
Trudne to były pytania, a odpowiedzi na nie jeszcze trudniejsze.
Piotr zaś niezmiennie kocha prostotę:

                                                                 

                                                   Piotr Zaleski

       Proste pytania… to przyszło mi do głowy, gdy przypomniałem sobie moje spacery z małą Córką  
i Synem. Zarzucali mnie tymi pytaniami w nieskończoność. W parku, na ulicy, w domu. Były proste. A czy odpowiedzi można było znaleźć równie proste? Wtedy – tak.
     Rośniemy, dorastamy. A proste pytania pozostają tak samo proste, jak kiedyś. 
     Tylko wydaje mi się, że nasze odpowiedzi stają się coraz trudniejsze i coraz bardziej zawiłe. Grzęźniemy czasem w pokrętnych odpowiedziach. Szukamy ucieczki od pytań, które z wiekiem stają się dla nas zbyt skomplikowane. Co to jest miłość? Takie proste. A często, po latach wolimy już na to pytanie nie odpowiedzieć.

Co to jest Księżyc?
Wiemy o nim prawie wszystko. A w duszy wciąż siedzi dziecinna odpowiedź. No ale tak nie powiemy, bo narazimy się na śmieszność.
Przed mym wierszem odpowiem jeszcze na parę prostych pytań:

Co lubię?
Koty lubię. Zapach letniej ziemi o poranku. Przyrodę, tę ożywioną i nieożywioną.
Morze lubię. I Słońce. I spokój, i ciszę lubię.

                                         


 
Czego nie lubię? Co potępiam?
Obłudy. Psychopatów. I polityki. Wojen nie lubię. I kary śmierci. Chociaż po tym wszystkim, co ostatnio robi ISIS, mam coraz mniejszy wstręt do używania napalmu…

                                        
                                           


Co jest do mnie pewnikiem?
Moja miłość do moich Dzieci. To największy pewnik mojego życia.


                                                                    



Czego się boję?
Że coś się stanie moim bliskim. I obłożnej choroby się boję. Wolę już śmierć. Śmierci się nie boję. Obłaskawiłem jakoś sobie jej istnienie.

To chyba tyle. Żeby nie zanudzać. Starałem się odpowiedzieć jak najprościej, ale w moim wieku to coraz trudniejsze – udzielać prostych odpowiedzi.

                                                              


     Konfesja Piotra nie jest tu wcale jakąś autopromocją. Jest solidnie wykonanym zadaniem domowym, które mu zadałem. Na pewno nie było to dla niego proste!
A Piotr, powtarzam, kocha prostotę:
 
Piotr Zaleski

          Proste pytania


  • Po co są Gwiazdy, tatusiu?
    Wszak nie można do nich dolecieć.
    - Gwiazdy... Gwiazdy są po to, mój synku,
    by poeci istnieli na świecie.

    - A Słońce, po co jest Słońce ?
    Takie wielkie, gorące , olbrzymie.
    - Słońce po to jest, mój syneczku,
    aby wiosna nastała po zimie.

    - A Księżyc, tato, a Księżyc…
    Po co, tato, na niebie nam Księżyc?
    - Bez Księżyca... Bez Księżyca, kochanie,
    nie byłoby w świecie tajemnic.

    Bo gwiazdy i księżyc i chmury
    są po to, mój synku, by nocą,
    popatrzeć czasami do góry
    i zastanowić się… Po co?


                                                      


     Po przeczytaniu tego posta, zapewne i Wam, nasuną się pytania do Piotra. Piotr na nie odpowie, wyczerpująco lub wymijająco, quod libet... 

                                                                     








 

piątek, 26 lutego 2016

KOMUNIKAT

Dziś rano, podczas redakcji postu Piotra, siadł mi komputer.
Post gościnny Piotra ukaże się natychmiast po usunięciu awarii!
Przepraszam
Andrzej - Art Klater

piątek, 19 lutego 2016

Post gościnny Piotra Zaleskiego (wywiad)

      Od dziś, przez conajmniej dwa tygodnie, będzie tu Gościem Piotr Zaleski z Łodzi.
Przed publikacją prowadziliśmy dość szczegółową korespondencję mailową i oto Jego słowa o sobie:

                                                                            
 

(...) Robiłem w życiu setki rzeczy. Niektórzy mają życiorys...że tak powiem...monotonny.

U mnie to długa historia. Po kłótni z wychowawcą rzuciłem ogólniak na dwa miesiące przed maturą.Poszedłem do pracy.Maturę zdałem zaocznie. Ponieważ jestem z rodziny lekarskiej, Ojciec skazał mnie na bycie lekarzem. Dostałem się na lekarski w Łodzi. Jak dojrzałem do tego, że nie chcę, to rzuciłem studia. Pracowałem w wielu miejscach. Jako fizyczny robotnik, ale też w GW („Gazecie Wyborczej” przyp. A.K.) popełniłem parę tekstów. Miałem firmy, służbę zdrowia znam od podszewki. byłem doświadczonym pogotowiarzem przez 9 lat. Jeździłem w "R - kach". To chyba nie jest dobry pomysł na prezentację życia.

       Za dużo tego. Można by się raczej skoncentrować na najpiękniejszych chwilach mojego życia. Zawodowe żeglowanie po morzu. muzyka. Byłem kiedyś podobno niezłym flecistą folkowym. Grałem w najlepszej polskiej kapeli schantowo- folkowej " Cztery Refy" Odszedłem z zespołu, gdy urodził mi się syn.Wiesz - Rodzina. Rzecz najważniejsza. Żeglarstwo, muzyka, karate, judo. bieganie długich dystansów, podróże, zwiedzanie.Miałem kiedyś wszystko.

      Ciężka choroba żony, później moje dwa wypadki ( złamanie kręgosłupa i zawał ) usadziły mnie na dupie. Musiałem zamknąć firmę.

Dziś pracuję jako ochroniarz w małym, osiedlowym markecie :-)... 

     Jestem żonaty od 23 lat i dorobiłem sie dwójki dzieci syna (22) i córki (17). Reszta domowego dorobku to dwa koty - siostry z jednego miotu. Czasami czuję się zgorzkniały, a wtedy patrzę na wszystko zezem.

Czas teraz na wywiad z Piotrem:

                   1. Kiedy zacząłeś pisać i co skłoniło Cię do tego?



Pierwsze pisanie to jeszcze czasy ogólniaka.Mój nauczyciel polskiego, którego do dziś bardzo cenię, mawiał: " Zaleski, znów nie nauczyłeś się tematu! Teraz siadaj i pisz sonet" Dzięki temu, mimo, że nie zawsze byłem pracowity i sumienny w szkole z polskiego zawsze miałem dobre oceny.

Skończył się ogólniak, coraz mniej pisałem. w końcu zapomniałem. W 2013 roku życie zafundowało mi złamanie kręgosłupa. Po wyjściu ze szpitala w "stelażu" nie mogłem w nocy spać. Ból był przeokropny. Przypomniało mi się, że kiedyś, coś tam. I spróbowałem ponownie zacząć pisać. Po prostu z powodu bólu i bezsenności.

2. Pisanie poezji wychodzi najczęściej z potrzeby serca i z przymusu talentu. Czy wobec tego istnieje podział na poetów amatorów i zawodowców?



Pierwszy wiersz powstał zapewne wtedy, gdy jakiś prehistoryczny człowiek powiedział swojej miłej, że jej oczy są jak gwiazdy na niebie... Czy on był profesjonalistą? raczej nie.

Miał coś do przekazania i ładnie o tym powiedział. Poezja, rym, rytmika są nieodłączną częścią ludzkości. Tak samo jak muzyka. Prymitywne (?) tam tamy i grzechotki. Ludzie dzięki temu pokazywali swoje emocje. trzeba mieć coś do przekazania. a sprawa ubrania tego w słowa...Na pewno wiedza na temat konstrukcji i schematów poetyckich jest potrzebna.Tych ludzi, którzy posiadają taką wiedzę, na dokładkę popartą jeszcze dużym oczytaniem - uważam za zawodowców. Bo żeby pisać - trzeba czytać. Innych.

          3. Jeden z moich dowcipnych kumpli tak wypowiedział    się kiedyś o naszej wspólnej znajomej: „Złej baletnicy to nawet siekiera w plecach przeszkadza!” Czy widzisz tu coś na rzeczy?



Tak. Ale z upływem czasu przestałem komentować, a także krytykować twórczość innych kolegów i koleżanek. Chyba, że wyraźnie mnie o to poproszą, co się zdarza. Mam zbyt małą jeszcze wiedzę, zbyt małe oczytanie aby w sposób definitywny wypowiadać się na temat czyjegoś warsztatu. Od tego są krytycy literaccy. I ludzie bardziej doświadczeni w pisaniu ode mnie.

 
4. Trawestując bon – mot jednego z mędrców – poeci obdarzeni talentem pozostają poetami, poeci o mniejszym talencie są świetnymi pedagogami, zaś zupełne beztalencia pozostają krytykami literackimi. Jakbyś ustosunkował się do tego?

Jest w tym bardzo dużo racji. Poezja to taka sama dziedzina, jak inne rodzaje twórczości. Faktycznie nieraz kucharz, który nie potrafi pięknie ułożyć kompozycji na serwowanym talerzu może być doskonałym krytykiem kulinarnym :-) Bo ma nad wyraz rozwinięte kubki smakowe. A jest daltonistą.


          5. Jak Twoje pisanie ma się do Twych innych zainteresowań i pasji?



Z moich innych pasji i zainteresowań, z łapania życia i doświadczeń złych i dobrych bierze się moje pisanie :-)

Jeśli piszę o bieganiu to wiem o czym, bo biegałem. Jak piszę o żeglowaniu - to wiem, bo żeglowałem. Tak samo jest z pisaniem o piciu alkoholu :-)
A na dokładkę Bóg dał mi trochę wyobraźni.

Tyle Piotr Zaleski z tego pięknego miasta, bliskiemu memu sercu, miasta Łodzi.

                            



Publikacja właściwa Piotra za tydzień, 26 bm. Tymczasem na "zanętę" jeden z jego uroczych wierszyków:


Piotr Zaleski



MAŁGORZATA



Czas się wycofać, wejść do skorupy
drzwi zabezpieczyć słomą i gliną.
Wyrzucić z głowy natrętne muchy,
które jak myśli pod czaszką płyną.

W piecu chlebowym ogień rozpalić,
zakwas na żurek w kącie już kiśnie.
Na czas zimowy kapusta w balii,
a ja bezpieczny w samej bieliźnie.

Gdzieś na zapiecku moje dwa koty,
futra pod włosy liżą namiętnie,
ja z kubkiem kawy, nic do roboty,
czuję się świetnie - wszystko zamknięte.

A jutro okna doszczelnię kitem,
żeby nie wiało mi po chałupie.
Ciepło utrzymam - wraz z rękopisem -
spalę w kominku swe wiersze głupie.

Lecz nagle - co to? Diabli zabrali
spokój. I łomot przerywa ciszę.
To Małgorzata z kopa w drzwi wali,
bo usłyszała o rękopisie.

Siedzę i piszę coś o Jezusie
bo ona nie chce latać na miotle…
Ktoś już powiedział „nie chcem, lecz muszem".
Więc piszę powieść pod jej pantoflem.




środa, 17 lutego 2016

Post gościnny (zapowiedź)

                                                                                 


Idąc w gościnę, nie zabieraj ze sobą nudy.” - Nikołaj Gogol

      Pojutrze, w piątek 19 bm, będę miał niewątpliwy zaszczyt gościć tutaj Piotra Zaleskiego z Łodzi. Rozpocznę od wywiadu z Poetą. Wszystkiego można będzie się po nim spodziewać, ale na pewno nie nudy. Oto, na zachętę, jeden z jego wierszy:

  List do Bułata

Cześć Bułacie! I co tam u Ciebie?
Napisz wierszem, co dzieje się w niebie.
Bo tu u nas się zło rozbestwiło.
Same kłótnie. A było tak miło.

A Agnieszka? Co tam u niej słychać?
Gdy odeszła - zniknęła muzyka.
Tu na Ziemi "wajennyje tanki"
Otaczają nas dziś z każdej flanki.

No a Puszkin? Co słychać u niego?
Został Twoim najlepszym kolegą?
Bo przepięknie tak o nim pisałeś.
Przy ognisku to kiedyś śpiewałem…

Ech Bułacie, co tutaj się dzieje…
Powiedz, proszę, czy Woland istnieje?
Czy Bułhakow jest tam gdzieś przy Tobie?
Michaił tak wymyślił to sobie?

Wysockiego ode mnie też pozdrów.
Brak mi jego piosenek, akordów.
Brak młodości. A reszta to nietakt.
Powiedz mu, że Taganka dziś nie ta.

Tu na ziemi normalnie. Nienawiść.
Bo są tacy, co pragną rozkrwawić
Pod sztandarem, jak zwykle, Ojczyzny,
Zarośnięte od dawna już blizny.

                                                            


Do zobaczenia!



piątek, 12 lutego 2016

When I sixty - four...

                                                                         

                                         Z babcią i dziadkiem oraz siostrzyczką Hanią  (1955)

         Spoglądam na tę fotkę sprzed ponad sześćdziesięciu lat, a potem na drugą, gdzie uśmiecha się do mnie trójka wnuków.

Potem puszczam sobie Bitelsów. Kiedy jako piętnastolatek słuchałem po raz pierwszy tej uroczej piosenki ukazał mi się jak w koszmarnym śnie, obleśny, brzuchaty i upierdliwy staruch siejący zgrozę i toksyczny niby muchomor!
                                                                         
                                                                           


                                                                       K L I K        

  When I get older losing my hair,
Many years from now.
Will you still be sending me a valentine
Birthday greetings, bottle of wine.
If I'd been out till quarter to three
Would you lock the door,
Will you still need me, will you still feed me,
When I'm sixty-four?

You'll be older too,
And if you say the word,
I could stay with you.

I could be handy, mending a fuse
When your lights have gone.
You can knit a sweater by the fireside
Sunday mornings go for a ride,
Doing the garden, digging the weeds,
Who could ask for more?
Will you still need me, will you still feed me,
When I'm sixty-four?

Every summer we can rent a cottage,
In the Isle of Wight, if it's not too dear
We shall scrimp and save
Grandchildren on your knee
Vera, Chuck & Dave.


Send me a postcard, drop me a line,
Stating point of view
Indicate precisely what you mean to say
Yours sincerely, wasting away
Give me your answer, fill in a form
Mine for evermore
Will you still need me, will you still feed me,
When I'm sixty-four? 


     When I sixty – four... Nie mogłem się też powstrzymać, by na szybko nie skrobnąć przekładu tej perełki sprzed lat.

Gdy mi łysina potwierdzi wiek,
Tak za wiele lat,
Czy na Walentynki nadal dasz mi tę
Butelczynę winka na smak.
Trzecia nad ranem pukam do drzwi,
Głucho, słodko spisz...
Czy mnie przytulisz, nakarmisz czule?!
Sześć i cztery... pyk!

Latka zlecą w mig,
Słówko twe starczy mi,
Bym chciał z tobą być.

Strzeliły korki, a ja tuż, tuż,
Jestem, ciemność - precz!
Motek trzymam, ty drutami śmigasz, cóż,
A w niedzielę rower i mecz.
Z tobą w ogódku pielę jak zuch,
Czegóż jeszcze chcieć?!
Czy mnie przytulisz, nakarmisz czule?!
Sześć i cztery... buch!

A na lato można tanio
Daczę nająć w Kłaju tak, za niewielki grosz.
Czy nas na to stać!
Z kolan nie zejdą, ach,
Wnuki – Kasia, Staś.

Gdy widokówkę wyślesz mi skądś,
Skrobnij parę bzdur.
Ze beze mnie świat tak ciemny niby sto burz,
Zaś grzeczności daruj se już.
Daj na papierze i podpis złóż:
Moja aż po grób!
Czy mnie przytulisz, nakamisz czule?!
Sześć i cztery... buch!

                                                         
                                                      Współcześnie i towarzysko.

      No cóż, doczekałem się i aż mnie zimny dreszcz przechodzi, że kiedyś, może już niedługo zanucę sobie niezapomniany przebój śp. Maćka Zembatego: „Jak dobrze mi w pozycji tej...”
Póki co jednak, poczęstujcie się tortem.

                                                                         


     Z ostatniej chwili:

                                                                             K L I K


                                                                               

                                           

środa, 3 lutego 2016

Prześlicznie, satyrycznie...

      Z wielką dumą oświadczam Wam, Kochani Moi, że właśnie skończyłem redakcję mego pierwszego tomu wierszy zebranych pt. „Drobiazgi satyryczne”. Zawiera on ok. 200 tekstów, a maleńki wyimek będę miał zaszczyt Wam tu zaprezentować. 

                                                                 


 
I. EPIGRAMATY



Kto, kiedy, kogo wywiezie na taczkach,
Gdy w naszym godle znadzie się... KACZKA!


            Niejednemu ćpunowi przychodzi do głowy,
Że świat to jedynie ogródek działkowy.


Trudno samemu się ziścić, bo przecie raźniej we dwoje,
Wampir do nimfomanki z niebiańskim rzekł spokojem.




II. FRASZKI


                                  Na wiersze


Wierszami się karmi, z wieczora i z rana,
Rzeczpospolita Kartoflana,
Littera docet, littera nocet,
Mam szanse na 40% !



                                Na kreślarza



Odebrać mu słońce,

pozbawić księżyca,
by nie kreślił, bez końca,
po Kamiennych Tablicach!



                                Na poliglotę


Exegi monumentum aere perennius,
Klugscheisser oder Heisser, looser or genius,
A bon entendeur salut et festina lente,
Volere è potere ma dolce far niente...
   

                                                                               



III. MOSKALIKI

Gdyby cud – miód, cna panienka

Rzekła: bądź mi jeno druhem,

Niech z rozpaczy szlocha, stęka,

W mieście Ełku, pod eunuchem.



Kiedy w końcu się pogodzę
Z andropauzą, gdzieś w San Diego,

Wtedy ósme dziecko spłodzę

Z adwentystką Dnia Siódmego



Który wrednie mi nawtyka
I zarzuci beztalencie,

Tego schepię, skurczybyka,

W Europejskim Parlamencie.




IV. LIMERYKI

                                                                                                              Elusi Gruszfeld

Młodego żołnierza, na plaży w Łomży,

Olało słoneczko i dżdż go omżył.

Podeszła ku niemu

Łomżyńska Wenus

I po tym łomżingu ledwo co odżył!





Pan prominent stołeczny, na daczy,

Zechciał z damą zupełnie inaczej.

Porobił sprawunki

I dobrał trunki,

I co z tego, gdy zapchał się sraczyk?!





Dobroduszny pan zdun z Wilkowyjów

Na odpuście zarobił po ryju.

Przy miejscowej bohemie,

Naurągał ekstremie

Taki klimat debaty się przyjął.




V. PARODIE, PASTISZE, ALUZJE.

(Bogdan Chorążuk – 'Zegarmistrz światła”)



A kiedy właśnie przyjdzie po mnie

Młodszy chorąży dzielnicowy,

Z bransoletkami, z sianem w głowie,

To będę, jasny szlag, gotowy!



Zrobi ponurą, wredną minę,

Wystraszy pieska i rodzinę,

Każe wypełnić jakieś druki

I załaduje mnie do suki!

 
                       (Adam Mickiewicz - „Pan Tadeusz”)



                     St. posterunkowy Dzięcielin



             Och, cudowne wzloty poetyckiej weny,
Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała.
             Na cnotę Pana Tadzia wdzięki Telimeny,
      Na panieński rumieniec DZIĘCIELINA PAŁA! 


(sonet angielski; szekspirowski)



Ingrediencje wszelkie, sól, bulion, przyprawy,

I kiełbaski pęto, bekonik, karkówka,

A groch już namoczony i każdy ciekawy,

Uda się Klaterowi domowa grochówka?!



A w kuchni już Klater, w czepeczku, fartuszku,

Groch już odcedzony, zgnieciony na papkę,

Ostrym nożem pokroi wszystko po koncuszku,

I na smalcu przysmaży, już każdy ma chrapkę!



Spory gar, a w nim bąble ochoczo perkoczą,

Zapach się roznosi już po całym domu.

I gości na wyżerkę gospodarze proszą,

Co będzie jak podjedzą? Nie mówcie nikomu!



Smacznego, do stołu zaprasza was zatem

Szekspirowskim sonetem – wygłodniały Klater.





VI. BALLADY I NIUANSE


                   Braciarstwo

Żyli dwaj bracia śród lasów i gór,
Jeden blady, a drugi ciut bielszy.
Imiona im dano: Głód i Ból,
A jeden w drugiego wredniejszy.
I sól na Ból,
I chłód na Głód,
Który z nich, który, wredniejszy?!

Na ziemię spłynęli prosto z chmur,
By w głowach pomieszać maluczkim,
Pławili się w bagnie mataczeń i bzdur
I gnali w dal siną bez stłuczki.
I sól na Ból,
I chłód na Głód,
Na strach i niedolę maluczkich!

Mieli też zajazd śród lasów i gór,
Trafił tam z traktu wędrowiec.
Zamówił na zdrowy swój duch i chuch
Zacną whiskey dla serca i głowy.
I sól na Ból,
I chłód na Głód,
Bo trunek to, co się zowie!

Do tego też pintę guiness fine,
Ciemniejszego od jego duszy.
Przepija do dam, do braci, za kraj,
Ile jeszcze on zdoła wysuszyć?!
I sól na Ból,
I chłód na Głód,
Rozjaśni on mroki swej duszy?!

Znużony wędrowiec padł na twarz,
Upojon mamidłem gorzały,
A bracia okradli go z kasy i lat
Wesela, hańby i chwały.
I sól na Ból,
I chłód na Głód,
Aż w piekle diabły się śmiały!

Taką balladę w pubie „Seamróg”*
Przy każdym old whiskey łyku,
Śpiewał mi Edward Lear**, tu, w Cork,
Przy harfie z Limericku.***
Hej nonny no,
Haj honny ho,
Pieśń rośnie przy każdym łyku!

_________________________________________
*seamróg (irl.- gael. wym. szomroog); koniczynka, symbol i godło Irlandii
**Edward Lear (1812 – 1888); angielski poeta i rysownik poch. irlandzkiego; irlandofil, twórca literackich limeryków.
*** harfa celtycka, drugie godło Irlandii; mniejsza od klasycznej,
o strunach mosiężnych, charakteryzuje się ciemnym, głębokim brzmieniem.
Limerick (gael. Luimneach), miasto w zach. Irlandii, trzecie pod względem wielkości; od nazwy tego miasta określa się rodzaj pięciowersowej fraszki.

Ballada o wartościach ch...

Pół tony książek zżarłem jak mól,
Miłość, nadzieja, chandra i ból.
Znam to od dziecka - wiara i znój,
A ja na to: taaaki...

Za smugą cienia czai się strach,
Piąć się i spadać, sukces i krach,
A może chociaż w ostatni bój,
Po kielichu, no i...

Miło zabawić się aż po świt,
Sikor zastawić, powciskać kit,
A przy goleniu w mordę se pluj,
Niech to wszystko strzeli...

Pokombinować można by cóś,
Szajs dla obciachów, a ty się rusz,
Bryka, muzyka, lansowy strój
I co z tego?! Damski...

Prawo, porządek, spokój i ład,
Czegóż, braciszku, jeszcze ci brak?!
Na nic nadzieja, wiara i znój,
Gdy u steru znowu stanie...


                                     STARSI FANOWIE

             Człek uśmiecha się pod posiwiałym wąsem,
         Chciał bitelsem kiedyś być lub rollingstonsem   
             W trzysta grał tysięcy gitar cały kraj,
                Cudne życie przy bigbicie, prawie raj !

             I nawyki człowiek wtedy miał fatalne,
               Chociaż inne były sporty ekstremalne
                  Na junaku bez trzymanki gnał przez wieś
               Na syrenkę brał panienkę ... Pal to sześć !
             
           Socjalizmu ludzka twarz puszczała oko,
               Nie podskoczył jednak żaden za wysoko,
                 A w peweksach Johnny Walker i Old Spice,
               Pracownicze wczasy, góry, lasy ... Szajs !
             
           Zaliczane laski w mini i bikini
               I balangi przy pocztówkach na bambinie
                 Pan Kydryński na Niemenie wieszał psy !
              A kto śpiewał o Beacie ... Właśnie my !
             
         Tak wariackie przeszły lata, no i tyle !
              Dzieci - kwiaty poskręcały się w badyle ...
                 Czasem śni mi się lokalna jakaś Miss !
                 A my spoko i na boku dalej ... Bis !
               


                                                             

     To tyle. Od razu zapraszam Was na mój specjalny, urodzinowy post, w następny piątek, 12 bm., kiedy to osiągnę wiek "beatlesowski"!
     When I sixty - four....