środa, 11 maja 2016

Serenada

                                                                              


     Dziś również podążę za tzw. ciosem i przedstawię Wam kolejny przekład z klasyki światowej. Tym razem z jęz. niemieckiego.

     I tu pewna gorzka moja refleksja. Podsycane są przez niektóre środowiska, nie wyłącząjąc obecnie rządzącej ekipy, anachroniczne resentymenty w postaci germanofobii, obficie oblane zwarzonym sosem martyrologii. Dalej nie będę tego drążył, bo to poniżej „mojej szpady”!

Teraz do rzeczy. 

                                             


     Dwóch zacnych Franciszków – Franz Schubert (linia melodyczna) i Liszt Ferenc (transkrypcja fortepianowa), prawie 200 lat temu, stworzyli hit wszechczasów, niedościgniony wzorzec pieśni miłosnej.
Tak jak przystało na nocne miłosne odurzenie, to serenada.


                                                                    K L I K

 
Leise flehen meine Lieder
Durch die Nacht zu dir,
In den stillen Hain hernieder,
Liebchen, komm zu mir!

 
Flüsternd schlanke Wipfel rauschen
In des Mondes Licht,
Des Verräters feindlich Lauschen
Fürchte, Holde, nicht.

 
Hörst die Nachtigallen schlagen?
Ach! sie flehen dich,
Mit der Töne süßen Klagen
Flehen sie für mich.

 
Sie verstehn des Busens Sehnen,
Kennen Liebesschmerz,
Rühren mit den Silbertönen
Jedes weiche Herz.

 
Laß auch dir die Brust bewegen,
Liebchen, höre mich!
Bebend harr' ich dir entgegen!
Komm, begl
ücke mich

                                    



     Zamieszczę tu mój polski przekład:

Nocną ciszę pieśń kołysze,
W serce swe ją włóż,
W cichym gaju, w błogiej niszy,
Przyjdźże do mnie już!

Szelest liści drogę wskaże
I księżyca blask,
Cisi szpiedzy moich marzeń,
Przyjdźże tu na czas.

I słowiki kuszą trelem
Jak dzwoneczki u drzwi,
Toż to twoi przyjaciele,
Też kochają jak my.

Ból miłości im nieobcy,
Srebrem czystym śpiew
Niech ukoją mój, wędrowca,
Dziecka strach we mgle.

Szał pragnienia pierś rozrywa
Dławi niemy krzyk.
Drżę w rozpaczy, ach, przybywaj,
Usłysz mnie, i przyjdź,
Przyjdź, Skarbie,
przyjdź...

     A tu niespodzianka dla Szanownego Komentariatu. Możecie sobie tę perełkę zanucić i zaśpiewać w karaoke:
                                                         K L I K

   Przyszedł teraz czas się pochwalić.
Dokonałem nagrania tej pieśni (w epoce, w któtej żyło i tworzyło tych dwóch zacnych Franciszków, była to muzyka pop!) w towarzystwie wybitnego bas – barytona Adama Żaaka oraz równie zasłużonego aktora charakterystycznego (ponad 100 ról filmowych) - Jerzego Cnoty i do tego jeszcze w mowie mych ojców:


                                                                K L I K

  Przyjdź, Najdroższa Ma, przyjdź... 

                                           

22 komentarze:

  1. Ta serenada to jak dla mnie...... :-) właśnie dziś, bo urodziłam się....xxx lat temu :-)
    Dziękuję... i gratuluję przekładów,
    całuski

    OdpowiedzUsuń
  2. Najsłodsze, Dagmaro, buzinki urodzinowe!
    U mnie też ten "+" po 60 niestety rośnie!!!
    ściskam

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak latwo mezczyzne uszczesliwic, wystarczy zafalowac biustem i facet gotow! :)))
    Buziam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. De biustibus non disputantum est...
    In der Not frisst der Teufel fliegen...
    A tu, Anne - Marie, moje ulubione:

    "Wer nicht liebt Wein, Weib und Gesang, der bleibt ein Narr sein Leben lang."...

    buzineczki najsłodsze z lekką nutą rozpasania

    OdpowiedzUsuń
  5. A to sobie od rana ucztę muzyczną zrobiłam dzięki Tobie.
    I Cnotę też usłyszałam. Jego trudno nie poznać.
    Serdeczności Klaterku.
    :-)
    A przekład oczywiście bardzo dobry.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze niedawno temu, Stokrotko, tworzyliśmy z Jurkiem Cnotą najlepszy duet kabaretowy na Śląsku. Miło powspominać...
    całuski

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękna serenada, teraz będę mogła zanucić ją po polsku.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Życzę Ci z całego mego serca "porażenia sztuką"!!!
    serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  9. Porażaj nas dalej, nieźle Ci to idzie. Od ostatniego porażenia ciągle podśpiewuję sobie tę piosenkę Sinatry:
    https://www.youtube.com/watch?v=r_Yf9FoITe8
    P.S. Sorki za tę dygresję, ale to efekt porażenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amerykański evergreen "New York, New York", Szanowny Imienniku, też lezał w obszarze mych zainteresowań. Podczas mych prób przekładu wyszło mi "dziełko" moze i grabne, lecz daleko było do rzetelnej translacji.
      Dzięki, Andrzeju, że mi o tym utworze przypomniałeś, w swoim czasie wezmę się za niego.
      serdeczności

      Usuń
  10. Przepiękny przekład. Jak widać wszechstronny jesteś. Z jednej strony liryczne serenady, z drugiej rubaszne limeryki. Gratulacje i podziękowania za jedne i drugie, każde wzruszają inaczej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszechstronność powinna być dla profesjonalnego autora standardem. Zajmowanie sie wyłącznie jednym gatunkiem, nawet z peryferiami, już tego autora jakoś szufladkuje, a to nie wychodzi na zdrowie!
      Watośc każdej twórczości odbija się niby w lustrze w percepcji ich odbiorców, dlatego też serdecznie dziękuję Ci, Iwono, za uznaie, wsparcie i dobre słowo.
      uściski

      Usuń
  11. Jerzy Cnota... klasa sama w sobie... pamiętam /pierwsze skojarzenie/, jak na "Janosiku" próbował karmić jeńca, c.k. generała nadzianą na kozik spyrką pożyczoną/?/ od Kwiczoła:
    "cemu ta dziadyga nie chce tego jeść?"...
    bulba :)...

    OdpowiedzUsuń
  12. Z Jorgiem Cnotą nie tylko grałem w paru filmach ( w tym w produkcjach off), lecz występowałem w takich kabaretach jak nieistniejący już SSAK (powstały w 1975 r.) i "Toluś- Party (to już moja formacja).
    Na jego cześć często cytowałem taką frywolną fraszkę (Jorg urodził się, w czasie okupacji, w 1942 r., w śląskim Jastrzębiu:
    "Jest na Ślónsku tako kraina,
    Kaj hanysów prawie już niy ma...
    Za to goroli w ch*j,
    To Jastrzębie - Zdrój!"
    pacisko
    p.s. gorolami nazywa się na Śląsku przybyszów i nie ma to wspólczesnie nic wspólnego z góralami:
    "Góral chodzi po górach, a gorol po Ślónsku!".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no nie, Wodzu, co Wódz?...
      toć znam różnicę między góralem i gorolem...
      tylko nie wiem jednego... czy "gorol" to każdy przyjezdny, czy taki, co już zamieszkał na Śląsku...
      aha...
      jeszcze jedno, tym razem o góralach:
      kiedyś pewien góral z Beskidu Sądeckiego tłumaczył mi, że mieszkańcy Beskidu Śląskiego to już nie "górale", tylko "hanysy"...
      /czyli np. bracia Golce, Monika Brodka, tudzież Adam Małysz... Honorata i Gustlik też odpadają w takim razie... i taka jedna moja dawna znajoma również/...
      a jak Ty widzisz ten temat?...
      bulba :)...

      Usuń
    2. Bracia Golce pochodzą z Milówki, to już "zywcoki"! A Beskid Śląski faktycznie przynależy do Śląska nie tylko geograficznie, ale i kulturowo. Ich gwara to pewna odmiana śląszczyzny cieszyńskiej (śląski dialekt południowy). Zatem to hanyskie górole. Ponadto województwo śląskie nie w całości pokrywa się z kulturowym Śląskiem, podobnie jak woj. opolskie.
      Ale to może, Piotrze, wyjaśnię Ci kiedyś w prywatnym mailu.

      Usuń
    3. Gorol, to każdy nie Ślązak, nawet ten zasiedziały. To mniej więcej odpowiednik cepra u górali podhalańskich.

      Usuń
  13. Najserdeczniej pozdrawiam, słonka życzę Ci na dobre dni.

    OdpowiedzUsuń
  14. Najserdeczniej pozdrawiam, słonka życzę Ci na dobre dni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Lotko. Za Twoim wstawiennictwem, to na pewno słoneczko mnie pokocha!
      buźki

      Usuń
    2. Klik dobry:)
      Słoneczko już dawno pokochało Ciebie, Klaterku.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Jakże tu Cię, Ello, nie emablować?!!!
      buziulki

      Usuń