K L I K
Ponad czterdzieści lat temu los mnie
rzucił na polską Orawę, do Chyżnego, gdzie znajduje się
popularne przejście graniczne na Słowację.
Podjąłem tam pierwszą w moim życiu
pracę i jako świeżo upieczony polonista zacząłem nieść, pośród
ludu, „kaganiec oświaty”.Pamiętam moją pierwszą lekcję. Na moją przeczystą polszczyznę dzieci odpowiadały w pięknym języku orawskim. Urocza i przepiękna fuzja podhalańskiej góralszczyzny z dialektem średniosłowackim.
Nie zapomnę mej pierwszej lekcji.
Na
moje serdeczne powitanie w tej wyuczonej polszczyźnie,
dzieciątka zaczęły mi jak już wspomniałem, właśnie odpowiadać
po ... orawsku. Nie kumałem tego ni w ząb, ale przez wrodzoną
przekorę, zacząłem im nawijać po... śląsku.
Dzieciaki były zachwycone i był to
początek naszej wielkiej przyjaźni, bo połączyło nas poczucie
świadomej i silnej tożsamości regionalnej.
Z czasem okazało się, że przebywam
wśród mniejszości słowackiej, toteż slovenčina również
przestała być mi obca.
Ludowa
pieśń, którą zajmę się dzisiaj, jest podobno najpopularniejsza
wśród mniejszości słowackiej w serbskiej Vojvodinie, bo istnieje
też jej serbska wersja.
Nepi Jano, nepi vodu,
voda ti je len na škodu,
ale sa ty napi vína, to je dobrá medicína,
ale sa ty napi vína, to je dobrá medicína.
ale sa ty napi vína, to je dobrá medicína,
ale sa ty napi vína, to je dobrá medicína.
Keby nebolo pršalo, bolo by mi dievča dalo,
rozmarínu zeleného, včera večer trhaného,
rozmarínu zeleného, včera večer trhaného.
Ale začalo pršati, nechcelo mi dievča dati,
rozmarínu zeleného, včera večer trhaného,
rozmarínu zeleného, včera večer trhaného.
Načo sa ty za mnou vláčiš, keď ma ani neopáčiš,
ani večer, ani ráno, aký si ty sprostý Jano,
ani večer, ani ráno, aký si ty sprostý Jano.
Načo sú nám malé ženy, čo majú pri samej zemi,
a keď prší a je blato, všetko im to fŕka na to,
a keď prší a je blato, všetko im to fŕka na to.
Načo sú nám veľké ženy, na ktoré treba lešení,
a keď si v najlepšej chuti, lešenie sa s tebou zrúti,
a keď si v najlepšej chuti, lešenie sa s tebou zrúti
K L I K
Oto mój przekład:
Nie pij, Jano, nie pij wody,
Woda we łbie czyni szkody,
Walnij sobie szklankę wina,
Tako rzecze medycyna! (bis)
Gdyby z nieba tak nie lało,
Pewnie by mi dziewczę dało...
Rozmarynu zielonego,
Wczoraj, wieczór, zrywanego (bis).
Ale wnet zaczęło siąpić,
Więc mi przez to dziewczę skąpi...
Rozmarynu zielonego,
Wczoraj, wieczór, zrywanego. (bis)
Po co , Jano, za mną chodzisz,
Ty mi przecie nie dogodzisz,
Ni z wieczora, ani z rana
Toć olewam głupka Jana. (bis)
Na co nam te baby wszystkie,
Co podwozia mają niskie,
Kiedy chlupnie im od błota,
To zalewa, im, się cnota. (bis)
Wielkim trzeba też przyganiać,
Wymagają rusztowania,
A gdyś, Jano, prawie w niebie,
Z rusztowaniem skończysz w glebie! (bis)
To na razie tyle mych przekładów. Planuję jeszcze nastepne: z czeskiego, ukraińskiego, a może włoskiego.
W następnych postach wrócę do swej oryginalnej twórczości.
Słowację lubiłam zimą. Ludzie mili, serdeczni, bez trudu można się z nimi dogadać a do tego mają świetną infrastrukturę dla turystów, czego u nas brak. Latem też bywaliśmy, jest tam wygodniej w górach niż u nas.
OdpowiedzUsuńA piosenka- świetna.
Miłego;)
Bywałem tam, anabell od strony Chyżnego (średnia Słowacja) oraz od strony Zwardonia i Ujsoł (zachodnia Słowacja).
UsuńBardzo mi smakuje ichnia śliwowica!
ściskam serdecznie i bezterminowo zapraszam
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńWyobraziłam sobie amanta na rusztowaniu, hi, hi...
A Słowacy są bardzo mili, czego nie można powiedzieć o naszych góralach, u których bywałam.
Pozdrawiam serdecznie.
Nasi górale są dośc trudni w obyciu. Rozpuścili (po śl.: rozbestwili) ich już nasi artyści od czasów Młodej Polski. Jednakże Ślązaków traktują (Ślonzok nima chytry na dutki!) ze szczególną atencją, być może z powodu wspomnianej, Ello, powyżej wzajemnej i silnej identyfikacji regionalnej!
Usuńbuziulki najsłodsze
Prawie tereny mojej "Żukowszczyzny"! Na piwko u Słowaków mamy też "na rzut beretem" :-))
OdpowiedzUsuńPrzepiękne tereny, jeszcze dziewicze ale już mądrze zadbane :-)
Przytulaki :-)
Do Słowioków wolę wpaść, Dagmaro, na borowiczkę (ichni dżin)!
Usuńuściski
Tak, tak, moi "swatowie" tez preferują :-) ...albo ichni rum do herbatki.... pychotki :-)
UsuńZapraszam na Zukowszczyznę :-)
Co do rumu, Dagmaro, to mam dość wysokie wymagania. Uznaję tylko czysty, autentyczny rum, destylowany z trzciny cukrowej, rodem z Kuby, Jamajki czy Puerto Rico!
UsuńZlokalizuj mi proszę tę "Żukowszczyznę" Być może już tam kiedyś mnie rzuciło, a nic o tym nie wiem?!
UsuńPrzypomniało mi się lato na wsi i powrót z dyskoteki w remizie. Po ogródkach i stodołach śmiechy i westchnienia, a na jesieni tłok ślubny w kościele.
OdpowiedzUsuńA i "Jano" też znalazł amatorkę, fakt autentyczny.
Pozdrawiam.
Do dziś przypominam sobie, wisznio, jak (u)Orawce udawali się w niedzielę do kościoła. W środku, ławą chłopy w garniturach z poliestru, a baby w barwnych chustach, skromnie po bokach. Widok bezcenny!!!
Usuńbuzineczki
Szczerze mówiąc, to śmieszy mnie zarówno język czeski, jak i słowacki. Znałam pewnego Słowaka o imieniu Jano i dość dobrze się dogadywaliśmy.
OdpowiedzUsuńMój doktor, z którym miałam język staro-cerkiewno-słowiański i dialektologię, nieżyjący już pan Adam D., opowiadał nam, że jako młody nauczyciel pracował w pewnej wsi, w której dzieci znały tylko swoją gwarę. Gdy do tej szkoły przyjechał wizytator i spytał, co pan Adam ma zamiar zrobić z gwarą, on odparł, że pielęgnować. Nawet stworzył niewielkie muzeum regionalne. I tak powinno być.
Pozdrawiam majowo.
Postąpiłem, Anno, co powyżej opisałem, podobnie! A moja ich śląska edukacja też okazała się nieodzowna. Wielu z tych młodzianków przyjechało za robotą do śląskich kopalń i nikt ich nie posyłał "z kiblym po sztróm (z wiadrem po prąd)!
Usuńserdeczności
p.s. Polaków śmieszy u nich akcent iloczasowy, a także wyrazy, które w polszczyźnie są zdrobnieniami, a nich nie np. chlebiczek to nie mały chlebuś, a kołaczyk, ciastko drożdżowe...
UsuńNa Słowacji ślicznie jest i już!!!
OdpowiedzUsuńByłam tam kilka razy /w tym raz służbowo w Bratysławie/ i kilka razy prywatnie.
Umysliłam sobie i w tym roku z wnukami i ich dziadkiem pojechać, tylko że tam nie ma żadnych wycieczek organizowanych a my nie jesteśmy zmotoryzowani tylko nierozgarnięci.
Ale cały czas myślę, w końcu blondynką jestem.:-))
Pozdróweńku Klaterku.
Wybieram się, Stokrotko, do Ujsoł, gdzie znajduje się urocza chatka studencka w dolinie rzeki Danielki. A stamtąd na Słowację to niedługi, uroczy spacerek. Może spotkamy się na szlaku?!
Usuńcałuski
p.s. a blondynki uwielbiam z pasją nieokiełzaną; sam za niedługo z ciemnego blondyna stanę się blondynem aluminiowym, toć my pokrewne dusze, Stokrotko!!!
UsuńZnaczy ja musze niedlugo zejsc, w bolach i cierpieniach, bo najchetniej wlasnie popijam wode. No cale zycie czlowiek sie uczy.
OdpowiedzUsuńBuziole
"Ludzie są jak woda, dają się nabierać." - Antoni Regulski
Usuńbuziulki
A ja sobie sama przetłumaczyłam :) Blisko, coraz bliżej ta Słowacja, a i Czechia też o rzut beretem. Bardzo podobają mi się ich ludowe pieśniczki. Te góralskie, bo czeskie dechówy już mniej.
OdpowiedzUsuńMiałam taką jedną klasę (też uczyłam j.polskiego), której uczniowie powiedzieli mi wprost, że oni literackim mówić nie będą, bo mają swoją gwarę. Dobra, pomyślałam sobie, zobaczymy na najbliższej wycieczce w Sudety. Tam dzieciaki miały nocleg w domu, gdzie nocowali Warszawiaki i ci ostatni tak wyśmiali naszych, że potem już nie miałam większych problemów. Wsioki- cieszynioki to był najlżejszy epitet.
Cmoczek w uśmiechnięty Twój fyrnioczek:)
W takich momentach trzeba sobie zaradzić sposobem lub jak to mawiał imć Zagłoba - przemysłem!
UsuńZ cieszyniokami miałem do czynienia przez trzy lata i bardzo ich polubiłem.
W tym roku mija cztedzieści pięć lat istnienia cieszyńskiej uczelni.
Byłem jak wiesz pionierem, a ze mną w grupie były takie osobistości jak prof.dr hab. Tadeusz Miczka, wybitny polonista, filmolog i medioznawca oraz prof. dr hab. Urszula Żydek - Bednarczuk, językoznawca - onomasta.
uściski jak pociski
Prof. Miczkę znam- pracowaliśmy razem na jednej uczelni. Uczelnie w Cieszynie od początku organizowała również moja mama. Mimo, że pracowała na niej 15 lat (była też dziekanem), na żaden jubileusz jej nie zaproszono. I w tym momencie nie lubię cieszynioków. Ona nie stela i ona nie po linii. Mam żal.
UsuńGrabula.
Twoją Mamę bardzo ciepło wspominam. Oprócz fachowości była niezmiernie serdeczna, cierpliwa i pogodna! Minęło przecież mtyle lat, a tylko Ją jedną tak dobrze zapamiętałem!
UsuńTadek jest również rodowitym chorzowianinem, a do Cieszyna dostalismy się bez egzaminów. Odsiano nas po egzaminach wstępnych na U.Śl., bo średnia 4,6 na 5 maksymum, to było za mało!!!
chyba "nie pij Januszu"?... ale wtedy rytm by "nogę zgubił"...
OdpowiedzUsuń...
tak swoją drogą, to tłumaczenia, przekłady imion i inne figlaszki imionowe są fascynującą gałęzią lingwistyki stosowanej...
kiedyś pewien Rosjanin nie mógł się nadziwić, że skoro "Aleksandr" to "Sasza", to czemu w polskim "Aleksander" to "Oleg"?... tu wyprowadziłem go z błędu mówiąc, że nie "Oleg", tylko "Olek", zaś "Olega" nie ma wcale... po czym szybko dodałem "ale nie przejmuj się, bo jest za to Olga, Ola zresztą, czyli Aleksandra"...
na takie dictum zamrugał chłopina oczami i rozejrzał się nerwowo za naczyniem, nie z wodą bynajmniej...
bulba :)...
Taaa... Gorzała, ptr, zawsze była najlepszykm tłumaczem. W jęz. orawskim jest więcej takich pułapek. "Cuć" oznacza "słyszeć", "radzić" to mówić, a "pytać" to chcieć.
OdpowiedzUsuńpaciula
można by o tym długo...
Usuńchoćby czeskie "divadlo", "czerstwy" /piszę "cz", bo nie mam na klawiaturze "c" z "ptaszkiem"...
właśnie z Czechem miałem kiedyś zabawną historię... jechałem kiedyś autostopem i w pewnym momencie zabrałem się z Czechem, który podczas rozmowy stwierdził, że jedzie "z bazla" /zabrzmiało to jak "z bajzla"/... i dopiero po chwili zorientowałem się, że chodzi o miasto w Szwajcarii, po polsku Bazylea, po francusku Bale, po niemiecku Basel...
bulbasy :)...
Gdy po raz pierwszy, pod koniec lat 70 trafiłem na Zaolzie (rodzina mej pierwszej żony właśnie stamtąd pochodziła) od razu rozśmieszył mnie napis na ścianie wagony (zapis fonetyczny): "Zachodu se nesmi poużiwat odkud je vlak na nadrażi (zakaz używania ubikacji, gdy pociąg stoi na peronia).
UsuńCzy też ostrzeżenie nad przednim oknem autobusu: "Mlawit z żidiczem zakazano (rozmowa z kierowcą zabroniona)!
to jeszcze dodam z lat dziecięcych "hory lyże sneg", taki neon promujący sporty zimowe na jednym z głównych budynków w Szpindlerowym Młynie /nazwę miejscowości już spolszczyłem z rozpędu/...
Usuń...
ale pierwszym słowem po czesku, jakie poznałem /we wspomnianej miejscowości zresztą/ była "żvikaczka" /guma do żucia/, którą natychmiast przerobiłem na "drzwi-kaczkę" i tak wspominając naszą wcześniejszą zabawę, to byłby to ciekawy rebus...
...
...
za to jednej sprawy nie pojąłem do tej pory... nie bardzo jestem zresztą pewien, czy to o język poszło... kiedyś przejeżdżaliśmy przez Hradec Kralove... co prawda nie jestem fanem czeskiego piwa, ale dla hradeckiego robię wyjątek... była niedziela, sklepy pozamykane, ale patrzymy, stoi gość na chodniku i trzyma w dłoniach kilka butelek piwa... zatrzymaliśmy się przy nim, kumpel odkręca szybę i pyta:
"ej, kolego, gdzie kupiłeś piwo?"...
na co ów kolega rozkłada bezradnie ramiona na boki /z tym piwem w dłoniach/ i odpowiada:
"ja ne vim"...
miny mieliśmy, jak to się modnie mawia, bezcenne...
Mądre mają Słowacy piosenki ludowe, dobre wino porzeczkowe i wodniste piwo, niestety.
OdpowiedzUsuńNa Słowacji nauczyłem się pić herbatę z rumem...
Podobają mi się przekłady.
Witam i cieszę się,że tu trafiłem.
Pozdrawiam i bezterminowo zapraszam
UsuńNo uwielbiam jak się tak bawicie językiem. Nie jestem znawcą lecz pamiętam jak pan Wańkowicz pisał ,że każda gwara i dialekt wnosi coś do naszego języka. I tak trzymać.
OdpowiedzUsuńPrzyśpiweki ludowe zawsze cenne ,nieprawdaż?
Mam dla Ciebie, Renatko, oryginalną przyspiewkę, być może, z Podlasia:
OdpowiedzUsuń"Oloboga! Co sie stało
Pod fartuskim pynkło ciało
Ani zasyć, ni załotać
Ino z tako dziuro lotać."
buzineczki
Coś w tym unikaniu picia wody chyba jest. Mój zmarły niedawno teść po wyjściu z Oświęcimia zapadł na ciężką chorobę jelit. Wykonano mu kilkanaście operacji, które tylko odwlekały to co najgorsze. Ale wiadomo, góral twardy jest, więc teść trafił kiedyś na lekarza, który poradził właśnie unikanie wody (a także alkoholu i wina, zup, itp.) i zalecił picie tylko piwa. Ta dziwna dieta jednak pomogła, wprawdzie teść się nie wyleczył, ale nareszcie skończyły się operacje.
OdpowiedzUsuńAndrzej Rawicz (Anzai)
Dieta, Andrzeju, istotnie dziwna! Co do innej diety:
Usuń= Panie doktorze wszystko mi niedomaga! Mam kłopoty ze snem, trawieniem, szumi mi w uszach, głowa boli na okrągło, okropne uczucie słabości... żyć mi sie już odechciało!
- A piję pan?!
- No przecież piję, piję, ale nic nie pomaga!!!
srdeczności
Słowacy to nasi najbliżsi bracia! Mamy wspólnego Janosika i graniczną rzekę Dunajec, który wije się i wije, a niejedno serce polskiego górala woła poprzez hale "Hej, Hannoooo..."
OdpowiedzUsuńJakże ich nie kochać?
Dziękuję Ci, Bet, ze przypomniałaś mi tę prześliczną piosenkę:
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=CJ8yiHXYiCI
Niedawno uczestniczyłem w koncercie Tadeusza Woźniaka na żywo, w chorzowskim domu pracy twórczej "Leśniczówka", gdzie wystąpił ze swym równie uzdolnionym synem.
buziulki
Kurczę! W życiu już do ust nie wezmę wody!!!
OdpowiedzUsuń