piątek, 11 kwietnia 2014

„Do gór trzeba dorastać, a nie obniżać góry do siebie”. - post gościnny Jadwigi - Stokrotki

                                                              


    Pora już na post gościnny Jadwigi - Stokrotki. Post to urodziwy i miłosny, bo jakże można nie kochać Tatr.


Kłaniaj się górom, córeczko, kłaniaj się górom,
Śniegom słonecznie kipiącym, świtom tatrzańskim,
Olśniewającym lazurom, olśnionym chmurom,
Kłaniaj się córko, wysokim dniom zakopiańskim!

(Julian Tuwim)

    Stokrotka zaprasza nas na Giewont, ten symbol zakopiańskiej stolicy - Zakopanego: 

                                                             
 

    Giewont to taka góra, którą jednocześnie lubię i nie lubię. Jest to jak wiadomo najwyższy i najpiękniejszy szczyt w pobliżu Zakopanego. Na dodatek szczyt całkowicie polski. Wszyscy go znają i uważają, że jest bardzo wysoki. A on ma tylko 1894 metry, o 93 metrów mniej niż Kasprowy Wierch i aż o 265 metrów mniej niż słynna przełęcz Zawrat. Ale przez to, że na stronę Zakopanego opada wysoką 600 metrową ścianą – robi wielokroć większe wrażenie. No i ten jego wygląd – rycerza śpiącego sobie na plecach. No i jeszcze te skarby ukryte przez zbójników w jaskiniach podgiewonckich… Pobudza więc Giewont wyobraźnię…

                                                   


    Giewont to góra na której zdarza się najwięcej wypadków. Także tych śmiertelnych. Przyczyną tych wypadków jest głównie lekkomyślność i głupia ambicja pseudoturystów. Osoby te za punkt honoru poczytują sobie zdobyć tę górę w późnych godzinach popołudniowych, w sandałach i z puszką piwa w kieszeni. Na dodatek często usiłują wejść na jej wierzchołek lub zejść z niego poza turystycznym szlakiem… Wiele też osób wchodzi na Giewont przy niepewnej pogodzie, a w szczyt ten często uderzają pioruny… A potem nad górami krąży helikopter TPN-u…

                                                    



    Pierwszy na Giewont wszedł krakowski lekarz i botanik Franciszek Herbich. Było to w 1832 roku. O swoim wyczynie tak potem napisał: 
„6 lipca udałem się na Halę Kondratową. Większą część drogi przebyłem konno, kiedy jednakże przyszło wewspinać się na Giewont, konie musiały na dole pozostać. Wspinaczka była bardzo uciążliwa, a to szczególnie z przyczyn zimnej pogody, mgły i wiatru”.

Z pewnością na Giewont wchodzili wcześniej górale, ale o wejściach tych nic nie wiadomo.

    Na Giewont zawsze lubiłam patrzeć wieczorami, po powrocie z górskich wędrówek. Jakoś nigdy nie chciałam na niego wchodzić. Bałam się tych tłumów na szczycie i tej zdradliwej pogody. Po wyglądzie Giewontu chciałam zorientować się jaka pogoda będzie następnego dnia. Nauczył mnie tego znajomy góral, z którym kiedyś razem uczyłam się w jednym z warszawskich liceów.

- Zapamiętaj sobie – mówił – że jak Giewont widać pod wieczór bardzo ostro, to następnego dnia będzie lać.

    Zapamiętałam na zawsze. A góral skończył leśnictwo, zrobił doktorat i wrócił w swoje Hole. A ja przez wiele lat przyjeżdżałam na urlopy do jego gubałowskiej chałupy, a potem do chałupy jego siostry na Krzeptówkach.

    Gdy więc któregoś lipcowego wieczoru Giewontu nie było widać wyraźnie, tylko tak leciutko za mgłą… podjęłam decyzję.

Następnego dnia o czwartej rano ściągnęłam chłopaków z łóżek.

- Szybko się ubierajcie, dzisiaj będzie piękna pogoda – powiedziałam. Wypiliśmy tylko kawę. A śniadanie zaplanowaliśmy zjeść w Schronisku na Kondratowej.

Z Krzeptówek zabraliśmy się jakąś okazją do centrum Zakopanego, a stamtąd do Kużnic busikiem. O w pół do szóstej weszliśmy na szlak prowadzący na Kondratową.

Chyba jeszcze przed 7-mą zapukaliśmy do zamkniętych na głucho drzwi schroniska. To znaczy w schronisku już coś się działo, ale tego dnia z pewnością byliśmy pierwszymi turystami.

- Trzy razy jajecznicę, chlebek, trzy herbatki i dużą czekoladę poproszę. Albo dwie czekolady – rzuciłam zamówienie w stronę pana, który nam otworzył drzwi.

    Pan okazał się być jednym z taterników nocujących i leczących w malutkim schronisku naderwane ścięgno. I powiedział, że po pierwsze to ma dwie lewe ręce do gotowania, a po drugie, że ewentualnie sami sobie możemy zrobić śniadanko. A w schronisku nikogo więcej nie ma, bo jego koledzy wyszli zdobywać Kościelec /czy też Świnicę/, a pani z miasta jeszcze nie przyszła do pracy.

Jajek nigdzie nie było, więc w jakimś starym czajniku ugotowaliśmy tylko wodę na herbatę, zjedliśmy parę kromek niezbyt świeżego chleba, wzięliśmy dwie czekolady, zostawiliśmy jakąś zapłatę i zaraz po 7-mej zaczęliśmy wejście na Giewont.

                                                   
                                                   

    Szliśmy bardzo szybko – o ile oczywiście w górach można iść szybko. Od Przełęczy Kondratowej zaczęło się ciężkie wejście, a potem łańcuchy.
Chyba około 9.30 osiągnęliśmy słynny szczyt. Nie było na nim nikogo!!!!! Byliśmy tylko we trójkę. !!!!!Można by powiedzieć, że skakaliśmy z radości, gdyby nie to, że na szczycie Giewontu na skakanie zupełnie nie ma miejsca. Pogratulowaliśmy sobie nawzajem, usiedliśmy pod krzyżem, zjedliśmy czekolady, porobiliśmy zdjęcia. Delektowaliśmy się ciszą i widokami.

A widoczność była wspaniała! Niebo błękitne, a słońce świeciło jak szalone!

                                                     



    Przy okazji wspomnę o tym, że krzyż na Giewoncie postawiono by uczcić jubileuszowy rok 1900. Autorem pomysłu był drugi po ks. Stolarczyku proboszcz zakopiański – ks. Kaszelewski. Poszczególne elementy żelaznej, 15- metrowej konstrukcji wnieśli na szczyt Giewontu parafianie. Wodę do zaprawy cementowej fundamentu transportowały góralki w butelkach i bańkach. Chętnych do pracy było podobno wielu, gdyż ks. Kaszelewski dawał za tę pracę odpusty.!!!

Gdy zaczęliśmy schodzić z Giewontu przyszły nagle nie wiadomo skąd chmury i zaczęło się robić ciemno. Gdy zeszliśmy do Przełęczy zaczął wiać okropny wiatr. Zrobiło się nagle bardzo zimno. Powyciągaliśmy z plecaków zapasowe swetry i kurtki. A także rękawiczki i czapki.

                                                  




    Gdy byliśmy z powrotem przy schronisku odwróciliśmy się aby spojrzeć raz jeszcze na drogę, którą przeszliśmy i na Czerwone Wierchy.

Góry za nami były pokryte śniegiem. Czerwone Wierchy były całe białe.

Przed schroniskiem siedział na ławce nasz znajomy taternik.

- Są już jajka – powiedział. – Możecie teraz zamówić jajecznicę.

Roześmialiśmy się. Pomachaliśmy mu i poszliśmy dalej…

Wstał, zatrzymał nas i wszystkim nam w milczeniu uścisnął dłonie.

-------------------------------------------------------------------------------------

Gdy schodziliśmy do Kuźnic śnieg z wiatrem wdzierał się nam pod kurtki. Było lodowate zimno. Szczękaliśmy zębami. Woda chlupała nam w butach, ręce mieliśmy zgrabiałe.

Na Krzeptówkach świeciło jeszcze słońce i śpiewały ptaki.

Trzy godziny później siedzieliśmy w pociągu jadącym do Warszawy. W mokrych butach i przemoczonych kurtkach./po powrocie na Krzeptówki zdążyliśmy tylko pozbierać i powrzucać do plecaków porozrzucane ubrania/

- Pani też dzisiaj była na Gubałówce? – spytała mnie bardzo elegancka dama siedząca obok mnie w przedziale. – Wjechałam kolejką żeby się trochę opalić, a tu słońce nagle zaszło. Podobno w górach to śnieg spadł. Słyszała pani?

- Naprawdę?- zdziwiłam się. – To niemożliwe, przecież poprzedniego dnia góry były leciutko zamglone, więc dzisiaj jest z pewnością piękna pogoda…

Spojrzała na mnie jakoś dziwnie i odsunęła się spoglądając z niechęcią na moje zabłocone buciory i ciągle mokre dżinsy. Wyjęła z torebeczki oscypka kupionego zapewne na Krupówkach /albo pod Gubałówką/

Ale na szczęście nie poczęstowała mnie.

                                                 



-------------------------------------------------------------------------------------

    A na Giewont dlatego szliśmy tak wcześnie, ponieważ chcieliśmy uniknąć stania w takiej kolejce:



A poza tym to w Hole zawsze powinno się wychodzić jeszcze przed pianiem kogutów. Tak jak to robił pan generał Zaruski i pan Tytus Chałubiński z Sabałą i Bartusiem Obrochtą czy Mieczysław Karłowicz w towarzystwie Klimka Bachledy.

-------------------------------------------------------------

    Na ścianach Schroniska na Kondratowej, tego samego, w którym „jedliśmy” jajecznicę wiszą drewniane tabliczki z wyrytymi sentencjami wielkiego miłośnika Tatr – Władysława Krygowskiego. Jedna z tych sentencji brzmi: „Do gór trzeba dorastać, a nie obniżać góry do siebie”.

                                                   
                                               


    Miałam w życiu dużo szczęścia, bo dorosłam do gór szybko. Podobnie jak moi najbliżsi.

(na zdjęciu autorka z młodszym synem w trakcie wycieczki)

    Tyle Stokrotka. Post ten jest mi bardzo bliski, bo od szczenięctwa zdeptywałem górskie szlaki. Zabawiałem się w Kościelisku, Małem  Cichem, Murzasichlu i Dolinie Strążyskiej. Być może kiedyś tam wrócę, odbywając swą kolejną podróż sentymentalną.

                                                              


 


65 komentarzy:

  1. Wszystkich miłośników Najpiękniejszych Gór Świata serdecznie witam pod moim postem :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam nasze polskie góry prawie co roku tam jestem, w tym roku oczywiście w sierpniu będę. Stokrotko-Jadziu dziękuje za tak interesujący post. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też będę w sierpniu Alinko!!! Może się spotkamy...

      Usuń
    2. W sierpniu będę w innej górskiej okolicy - w Tarnowskich Górach!

      Usuń
    3. To się w tych Tarnowskich Górach tych gór naszukasz kapecke...:-)

      Usuń
  3. -- w górach zakochałam si jeszcze w szkole podstawowej i ta miłość nadal trwa... nawet taka zwykła kura domowa, jak ja potrafi się zauroczyć takim pięknem...dzięki Stokrotko...
    -- pozdrawiam... :)

    ... ja tu też w gościnie, pierwszy raz, gdyż u Ciebie komentowanie jest zabronione... więc tak cichuteńko zostawiam kilka słów i już znikam do siebie... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Aliczko że tu zajrzałaś i wpisałaś komentarze.
      Dziwna sprawa - na swoim blogu wogóle nie wyłączałam komentarzy - nie wiem dlaczego tak jest. Ale spróbuję cos zadziałać!!!
      Serdeczności :-)

      Usuń
    2. U mnie, Aliczko, komentowanie jest jak najbardziej wskazane i zawsze nagradzane przynajmniej dobrym słowem!

      Usuń
  4. niesamowite jest to podobieństwo do jakby śpiącego rycerza...piekne masz wspomnienia Stokrotko.Ja parę lat,ze względu na chorą nogę nie chodze po górach,ale kiedyś...troszkę zwiedziłam...i miłośc do gór trwa dalej.To miłośc ogromna.
    piękna sentencja,że do gór trzeba dorosnąc...
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każdy dorasta Marysiu. Ale jak chodzi po górach to powinien odpowiednio się w nich zachować.
      Są też wielbiciele morza i jezior. I ich też rozumiem.
      Pozdrawiam pieknie

      Usuń
    2. ale sama kiedyś na własne oczy widziałam tych niedorośniętych,w klapkach i szpilkach idących w góry...aż ten śpiący Rycerz zadrżał,miałam wrażenie...on się kiedyś obudzi ,obawiam się...hahaha

      Usuń
    3. A ja jak w ub. roku szłam do Morskiego oka razem ze Szczerbatym i Pytalskim i z całą resztą familli to widziałam dziewczyny w sukienkach wieczorowych, pełnym makijażu, obwieszone biżuterią i w 10 cm. szpilkach. Ale dzielnie szły. Nawet konie, które ciągnęły wozy , które tam kursują rżały na ich widok:-)))

      Usuń
    4. ja się zawsze dziwię ,skąd takie pomysły,może one chciały godnie góry powitac?w pełnym "ekwipunku"...hahaha

      Usuń
    5. Albo z jakiejś imprezki szły prosto nad Morskie Oko.....
      Pozdrówki :-)))

      Usuń
    6. Aż się prosi, Smoczko, o dowcip:

      W wagoniku kolejki na Kasprowy turysta konwersuje z góralem:
      - Baco, a co by było, gdyby ta lina się urwała?
      - A to by było.... trzeci roz w tym tygodniu..
      buziule

      Usuń
  5. ... czuję, że gdyby to było możliwe to by się przeniosła ... najlepiej na Giewont ... wiesz co ? ... wystarczą Krupówki ... Panie to jest MIŁOŚĆ ! ... a może by tak ? : odchowajcie wnuki ... i ... zostawcie Warszawę ... dla Tatr ... pozdrawiam góralkę - warszawską góralkę ... i Jej ślubnego górala także ... :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andrzeju, był czas gdy zastanawiałam się czy się nie przenieść pod Tatry...
      Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam.:-)

      Usuń
    2. Przez rok mieszkałem na Orawie (Chyżne) czułem się tam świetnie, opanowałem bardzo trudny orawski dialekt, z okien miałem widok na Babią Górę i Tatry Słowackie, a jedenak wróciłem do chorzowskiego blokowiska. Głupi czy co?!!!

      Usuń
    3. Musi jakaś Orawianka Cię na tę Orawę porwała...
      A potem niecnota porzuciła :-)

      Usuń
  6. Bardzo ciekawy post, z wielkim zajęciem go przeczytałam. Brawo dla Stokrotki taterniczki ! Wielu spotkań z górami Ci życzę ;-)) Ja Giewont z daleka tylko widziałam i wiem, niestety, że już na niego się nie wydrapię.......

    OdpowiedzUsuń
  7. Blue - ja też już się nie wdrapię. To były moje wspomnienia sprzed 14 lat!
    Pozdrawiam najserdeczniej :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie 63 letni Klater oświadcza, że się wdrapie!!! I proszę mnie za to nie karać!
      całuski

      Usuń
    2. To jak się będziesz wdrapywał to przedtem proszę o smsa. Ustawię się na Kondratowej Przełęczy i bede spoziroć...

      Usuń
  8. Cóż ja mogę powiedzieć o najukochańszych górach naszych ,Tatrach ! ..tu z poziomu morza!! Ano jako "ceper" tyle tylko,że kocham te góry bo nijak inaczej nie można ..ale z szacunkiem wielkim i rozumieniem i żalem,że już nigdy nie podrepcze po nich... :( a pańcia która spytała .."słyszała pani .....".. coś o śniegu to było .. jak amen w pacierzu wybierała się w szpilkach na ..Giewont...
    Jak zwykle Stokrotko dziękuję za kolejną garść ..edukacji. Serdeczności Ola .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja Ci dziekuję Olu za uważne przeczytanie. Miło się czyta Twoje komentarze.
      Serdeczności :-)

      Usuń
  9. no tak... są łodpusty, jest zabawa, hej :D...
    a za włażenie w szpilkach na Giewont łodpustów ni mo, krucafuks...
    tu i Kaszelewski dobrodziej nie pomoże...
    ...
    pozdrawiać :)...

    OdpowiedzUsuń
  10. Przy schodzeniu,
    trza szpilki założyć
    tył na przód.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja też kocham góry, zachwycam się Tatrami, ale gdzież mi do Ciebie, Stokrotko !!! Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za kolejny, cenny post !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem Anusiu, pamiętam, że też kochasz Tatry!!!
      Serdeczności dla Ciebie wyjątkowe :-)

      Usuń
  12. W górskich schroniskach panuje specyficzny klimat. Jest tam niewidzialna zawiesina zapachu lasów i kamiennych szlaków, zmęczenia wędrowców i melodii ogniskowych piosenek. No i sakramentalne: "wrzątek proszę!" Ach... Kto był górskim wędrowcem ten wie, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne że tak. Ja nadal chodzę po Tatrach, ale już nie po szczytach. Chodzimy w trzy pokolenia - dziadkowie, dzieci i wnuki.
      A ta wycieczka była 14 lat temu.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. O saqkramentalnym wrzątku znam stary kretyński dowcip:
      "Jest wrzątek, ale zimny!!!"

      Usuń
    3. Może być jeszcze wystygnięty. Znaczy sie ten wrzątek:-)

      Usuń
  13. Twój zachwyt Tatrami jest zaraźliwy. Wiesz o tym, prawda? Ja żałuję tylko, że nie zdobyłam Giewontu. A było tak blisko... Pozdrawiam po góralsku. Hej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Luano! Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz :-)
      Wiem, że udało mi się zarazić Cię miłością do Tatr. I pamiętam doskonali Twój żal, że nie pozwoliłam Ci wejść na Giewont po południu. Na dodatek nie byłaś jeszcze wtedy zaprawiona w tatrzańskich wędrówkach. A chodzenie po Tatrach trzeba zaczynać od dolinek, potem wchodzić na przełęcze, a dopiero na końcu zdobywać szczyty. Jeszcze na niejedną przełęcz wejdziemy - może jeszcze pod koniec sierpnia tego roku??????
      Wszystko /albo prawie wszystko/ przed nami.!!!! :-)))
      Hej, hej!!!

      Usuń
    2. Schodziłem Beskidy, Karkonosze i Tatry... Teraz może Alpy (o Himalajach nie wspomnę)?!!!

      Usuń
    3. W Himalaje to musisz mnie obowiązkowo ze sobą zabrać. Od razu na K2. Bo trudniejszy od Everestu.

      Usuń
  14. Giewont kojarzy mi się z niemiłym dla mnie wydarzeniem-
    dzieckiem będąc na kolonie właśnie w te rejony się dostałam.Oczywiście grupowo na jakąś z niższych górek trzeba było się wdrapać.
    Wszystko było dobrze,dopóki z górki nie kazano zejść.Dla większości to żaden problem,ale ja stwierdziłam,że wyżej to i owszem
    ale w dół za żadne skarby.
    Musiał mnie pan przewodnik znieść :)
    Co za wstyd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to rzeczywiście numer odstawiłaś!!!!!
      Ale masz za to co wspominać!
      Pozdrawiam :-)

      Usuń
    2. Pan przewodnik był chyba kochany?!

      Usuń
  15. Post ciekawy , pisany sercem i przede wszystkim pokorą dla majestatu gór. Kto tego nie ma jest kiep i trudno - lepiej niech przemierza Krupówki wzdłuż i wszerz i w poprzek też. Serdeczności z nizin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki serdeczne Andante.
      Też z nizin ślę pozdrowienia. :-)

      Usuń
    2. Dołaczam się do pozdrowień Z Górnego nizinnego Ślaska

      Usuń
  16. Nie wiem czy mi się uda skomentować, bo nie prowadzę bloga i nigdzie nie mam konta.
    Czytam bloga Stokrotki od ponad roku i jest to dla mnie wielka przyjemnośc. Na blogu kilka razy pisała o Tatrach, także jak zdobywała Zawrat chyba też z młodszym synem.
    Przeczytałam także wywiad ze Stokrotką. Bardzo mi się spodobał.
    Pozdrawiam. serdecznie autorkę i Gospodarza. Ela Patynowska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię serdecznie Elu! Cieszę się, że udało Ci się.
      Miło mi, że podoba Ci się moje pisanie. Wiem, że odwiedzasz mój blog bo zawsze zostawiasz komentarze.
      Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i dziękuję.

      Usuń
    2. Zapraszam Cię tu, Elu, spontanicznie i bezterminowo!

      Usuń
  17. Jako pacholę w ramach FWP byłem kilka razy w górach. Niestety nie były to Tatry lecz Karkonosze.
    Za to parę lat temu spotkałem górala z Tater niedaleko mnie - na Żuławach.
    Był zachwycony krajobrazem:
    - "Panie jak tu piknie! Ja u siebie do pracy to mam pod górkę, jak wracam wieczorem z karczmy, to do domu mam pierońsko pod górkę. A tu wszędzie płasko, równo ....... ech, żyć nie umierać!".

    Ja jednak wybrałem środek - Kaszuby. Są tu górki, są równiny, są jeziora i są lasy.
    Innymi słowy - jest wszystko.

    Gdybym tylko potrafił to tak opisać jak Stokrotka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leszku - Karkonosze też są piekne! Mieszkałam kiedyś cały tydzień zimowy w schronisku "Samotnia". Mało nas śnieg nie zasypał.!!!!

      A niektórzy górale to mówią, że Tatry byłyby piękniejsze, tylko drzewa w reglach je zasłaniają.
      Serdeczności dla Ciebie:-)

      Usuń
    2. Śląsk też jakby wypięknił się, bo mniej kopcą tzw. werki!

      Usuń
  18. Serdecznie zapraszam do przeczytania wywiadu z nowym dyrektorem Tatrzańskiego Parku Narodowego:
    http://poznajpolske.onet.pl/malopolskie/szymon-ziobrowski-o-zakazach-w-tatrach-wyzwaniach-i-planach-tpn-turystach-i-orlej/8qktv
    Mam nadzieję, że dobrze wklei mi się link...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądzę, aby nowe regulacje przeszkadzały prawdziwym turystom!

      Usuń
  19. O Tatrach zawsze piszesz z taką miłością, że każde słowo ma inną wagę i wymiar.
    A dla Klaterka "szacun", za wybór! Buzi świąteczne obojgu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jeśli chodzi o Tatry, to ja jestem Joasiu nawiedzona!!!!
      Serdeczności Kochanie :-)

      Usuń
    2. Tak słodziutkie buzi od razu odwzajemniam!

      Usuń
  20. Tatry , to moje ukochane góry, które dają mi energię, a jednocześnie uczą pokory. Często powtarzam,że gdyby nad moje ukochane morze przesunąc góry, byłabym najszczęśliwszą oosobą na świecie. Na Giewont ( zapewne w takim tłumie , jak na filmie) "wspiał się Męzowski i Młodsza", mnie wystarczy patrzeć na góry i edrować po nieco łagodniejszych szlakach.
    Stokrotko - wspaniały tekst!
    Andrzeju - serdeczności przesyłam. Bardzo podoba mi się ten cytat „Do gór trzeba dorastać, a nie obniżać góry do siebie”. Bardzo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię serdecznie:-)
      Cieszę się, że spodobał Ci się mój tekst.
      Na swoim blogu juz kilka razy pisałam o wędrówkach o Tatrach.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Kłaniam się i zapraszam Cię do kolejnego gościnnego postu! To nic trudnego...

      Usuń
  21. Andrzejowi Art-Klaterowi i wszystkim Jego Gościom życzę Pięknych, Radosnych, Zdrowych i Rodzinnych Świąt Wielkanocnych:-)

    Dziękuję także za życzliwe przyjęcie mojego tekstu.
    Pozdrawiam najserdeczniej i najpiękniej.
    Jadwiga - Stokrotka

    OdpowiedzUsuń