piątek, 31 stycznia 2014

Gadka - szmatka, mowa - trawa czyli ol dzys bajer!

    Od pewnego czasu nie mam w domu dostępu do internetu. Na razie mogę poświęcić co najwyżej dwie godziny dziennie na obsługę mojego bloga i poczty 
e - mail. 
    Toteż mam nikłą możliwość, by odwiedzać Wasze blogi i udzielać tam komentarzy. Moje posty pozbawione też będą obrazków i klipów, z powodu tych właśnie ograniczeń czasowych. 
    Proszę Was zatem o zrozumienie i wyrozumiałość. Nie mogę również wchodzić on line w soboty i niedziele, co również mnie dokumentnie deprymuje i wkurza!
 *******************************************************
    Nie chcę niczego uogólniać ani cokolwiek generalizować, ale istnieje coś takiego w naturze przeciętnego Polaka jak postawa życzeniowo - roszczeniowa. Towarzyszy temu chorobliwe gadulstwo, niestrudzony słowotok czyli pieprzenie w bambus, czy sranie w banię na ścianie w Kazachstanie!
    O ile stary Klater może coś tu doradzić, to proszę, bardzo owszem i chętnie:

- jeżeli chcesz być słyszany, to mów wyraźnie i donośnie

- jeśli chcesz być zauważalny, to mów na temat i do rzeczy

- jeśli chcesz być dobrze zrozumiany, to mów w sposób logiczny i prosty

- jeśli chcesz wzbudzić ciekawość, to przestrzegaj ustalonych norm językowych

- jeśli chcesz być ogólnie szanowany, to mów zawsze szczerze i bez aluzji

- jeśli chcesz komukolwiek zapaść w pamięć, to mów mądrze

- jeśli oczekujesz akceptacji, to mów na ucho

- JEŚLI ZAŚ PRAGNIESZ I OCZEKUJESZ TEGO WSZYSTKIEGO OD RAZU,
  TO MÓW... DO RĘKI !!!

    Jakież to wszystko proste, precyzyjne i logiczne. Albowiem zaprawdę, zaprawdę, powiadam Wam:

Łatwo jest mówić, gdy ma się coś do powiedzenia, lecz o wiele trudniej jest coś powiedzieć, gdy trzeba mówić!

Dixi et salvavi animam meam...

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Flesz czasowo relatywistyczny.

    Dziękuję Szanownemu Komentariatowi za Przyjęcie mego Gościa Piotra - Pkanalii. Doznał od was zainteresowania, zrozumienia i akceptacji. 
    Dziękuję także Piotrowi za poważne potraktowanie wszystkich komentujących, tak, że z roli gospodarza bloga wywiązał się celująco.
    Utwierdziło mnie to w przekonaniu, by kontynuować zwyczaj postów gościnnych.
Przed Piotrem gościli tutaj:

Hania - Malina M


Leszek Kowalikowski


Marylka JaGa


    Pod koniec lutego ukaże się kolejny post gościnny, której autorem będzie równie ciekawa blogowa osobowość.
Przechodzę teraz do rzeczy tym razem w klimacie czasowo relatywistycznym:

Jeżeli dziś solidnie nad tym popracuję, to jutro będę zdecydowanie wczorajszy.

                                                               






 

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał, wrogów poszukam sobie sam (Andrzej Garczarek); post gościnny Piotra - Pkanalii -

    W poprzednim poście opublikowałem wywiad z Piotrem, który wzbudził zasłużone zainteresowanie wśród Szanownych Komentatorów, którzy stale i wiernie towarzyszą blogom Piotra i Klatera. Ukłony i dzięki serdeczne!
    Obraz naszego kraju, za przyczyną naszych rodaków, staje się coraz mniej sielankowy. Może to i zasługa mediów, albowiem głupota, zbydlęcenie czy inne tego typu szkaradzieństwa znacznie podnoszą oglądalność!
    Dochodzi do głosu chamstwo, prostactwo, radość z cudzego nieszczęścia lub beziteresowna zawiść, czy wreszcie destrukcyjna nienawiść wobec wszystkiego i wszystkich!
    W sieci, na blogach i innych portalach społecznościowych nastąpił wysyp kretynów od żałosnych, mało szkodliwych (ale wkurzających) trolli do obrzydliwych hejterów (z ang. a hate: nienawiść).
    A przecież miłość bliźniego, to coś cudownego, szczególnie w postaci biezkarystnoj drużby mużskoj czyli męskiej przyjaźni non profit:
                                                                     


    Wszystkie przedstawione powyżej osobniki płci obojga, niestety, potrzebują jednego, żeby egzystować :
W R O G A !!! Ten temat porusza tu właśnie Piotr w swym gościnnym poście:

 

równać w dół czyli mój wróg
                                                                                


"Mam wrogów. Moi wrogowie to ci, którzy pomniejszają moje szczęście i zadowolenie w jakikolwiek sposób, jakimikolwiek metodami, dla jakichkolwiek przyczyn"...

    Tak się rozpoczyna znakomity esej Antona Szandora LaVey’a "Mój wróg". W dalszym tekście autor określa tego wroga, którym jest demon chciwości ludzkiej i analizuje jego naturę. A kto jest moim wrogiem? Chciwość? Owszem, ale ponieważ nie przywiązuję zbytniego znaczenia do dóbr materialnych, jest to wróg pomniejszy. Mam gorszego.

   Kto pamięta film "Easy Rider"? Starsze pokolenie powinno, młodszemu doradzałbym nadrobić ten ewentualny brak, bo warto. Przypomnę pewien epizod. Bohaterowie, dwóch motocyklistów i ich pasażer, przypadkowo zabrany po drodze autostopowicz /znakomita rola Jacka Nicholsona/ przemierzając Stany zatrzymują się na popas w małym miasteczku. Ot, takie Burakowo, "Ameryka powiatowa". Zajeżdżają pod bar, budząc żywe zainteresowanie miejscowych. Otacza ich grupka dziewczyn, spragnionychchociaż widoku nowych chłopaków, ktośzdaleka przygląda się motocyklom, taksując je fachowym okiem. Jeźdźcy wchodzą do baru, siadają przy stoliku, planują zjeść coś gorącego, wypić kawę. Nie dane jest im jednak zaznać posiłku. Sąsiednie stoliki aż kipią od niewybrednych żartów i kpin na temat "dziwnych" przybyszów, ich strojów, fryzur. Nasi bohaterowie nie wytrzymują ciśnienia sytuacji, wychodzą. Wyjeżdżają za miasto i urządzają sobie nocleg w zagajniku niedaleko drogi. Nie wyśpią się jednak porządnie. W nocy przychodzi ekipa autochtonów z kijami i spuszczają im ostry łomot. Dla jednego z nich kończy się to zgonem, ale to już detal, do potrzeb tego tekstu nieistotny. Pytanie brzmi, co powodowało bandą wieśniaków, co skłoniło ich do tego aktu przemocy? Być może ksenofobia, ale to już chyba odreagowali w barze. A więc, co jeszcze?

    Za trudne? Spróbujmy łatwiejszego przykładu. Pewien mój sąsiad kupił sobie nowy sportowy wóz. Nie jestem fanem i specem od motoryzacji, ale nawet na mnie, laiku fura zrobiła wrażenie. Sąsiad parkował auto zwykle pod domem, aż którego dnia wychodzę na miasto i widzę, jak stoi przy nim i widać wyraźnie, że ma kłopot. Podchodzę bliżej, patrzę i widzę na karoserii wyryty po chamsku, być może gwoździem, napis "złodziej". Prawdziwa to informacja, czy może też sąsiad się komuś naraził? Być może, nie wnikałem już w to, ale tak po mojemu, to maczał w tym palce mój wróg.

   W pewnym liceum do klasy dołączyła nowa uczennica. Bardzo ładna dziewczyna od razu wzbudziła zainteresowanie koleżanek i kolegów. Okres wstępny bycia "nową" przeszła dość bezboleśnie, bez zbytnich sensacji, szybko zasymilowała się z resztą klasy, która przyjęła ją do swego grona nader życzliwie, jak na szkolne standardy. Jak wspomniałem, dziewczyna brzydka nie była, zaś jej charakterystyczną cechą były długie włosy uplecione w gruby warkocz. Któregoś dnia na dużej przerwie coś się zakotłowało w żeńskiej toalecie. Po chwili wyszło z niej kilka dziewczyn. Gdy zabrzmiał dzwonek obwieszczający koniec przerwy z toalety wychynęła nasza bohaterka. Jedną dłonią ocierała łzy, w drugiej trzymała obcięty warkocz. Znowu pojawia się pytanie, czy dziewczyna komuś podpadła osobiście, czy może mój wróg spowodował ten incydent?

    Mój wróg nie zawsze działa tak hardkorowo, tak otwarcie, wprost. Zwykle objawia się bardzo subtelnie. Wystarczy, że masz dobry humor, dystans do świata, nie przejmujesz się bzdetami, nie tworzysz sobie zbędnych problemów i nie ukrywasz tego stanu umysłu, mój wróg spowoduje, że zawsze znajdzie się ktoś, kto spojrzy na ciebie spode łba, przypieprzy się do czegoś, obgada na boku, narobi drobnego gnoju, by ci uprzykrzyć życie. Coś o tym wiem.

    Istnienie wroga LaVey’a można pojąć. Jest to dziecko Instynktu Samozachowawczego przerżniętego mocno i zapłodnionego przez Lęk /też niezła swołocz, tak swoją drogą/. Ale skąd się wziął ten mój wróg? Choć nie jestem dyletantem, jeśli chodzi o psychologię, to na to pytanie nie znam odpowiedzi, być może zna ją lepszy fachowiec ode mnie.

    Na koniec mały test. Sąsiad ma kurę, która znosi złote jajka. Co robisz?

a/ nie obchodzi cię to, co najwyżej życzysz mu powodzenia

b/ kombinujesz, jak zdobyć taką samą

c/ życzysz sąsiadowi, by mu ta kura zdechła

Jeśli wybrałeś c/ to znaczy, że mój wróg już cię dopadł.

    Z tego wszystkiego zapomniałem napisać jak mój wróg ma na imię. Ale czy muszę, czy jest to naprawdę konieczne?
   
                                     KLIK 

    Tyle Piotr. Tekst ten jest dla mnie osobiście bardzo ważki, trafiony i potrzebny. Mało tego, nosi w sobie duże pokłady empatii, a to najszlachetniejsze ze wszystkich ludzkich uczuć. Przepraszam równocześnie za błądy edytorskie (za bardzo rozstrzelony druk), ale system nie pozwoli tego nijak skorygować!

                                        













 

piątek, 10 stycznia 2014

"Lubię przekraczać konwencje, łamać tabu..." - wywiad z Piotrem - Pkanalią

    Mam niezmierny zaszczyt przedstawić mego kolejnego Gościa. Oto Piotr, który na blogach czy w komentarzach sygnuje swoje wypowiedzi jako Ptr lub pkanalia. Znajdziecie go tutaj.

                                             
                                       

    Z wykształcenia jest matematykiem, ale jako pierwszy rozwiązał moją perfidną, polonistyczną zagadkę:


    Mieszka na warszawskim Ursynowie i przyznaje się do dojrzałego wieku męskiego. Do blogowania został namówiony przez pewną Damę, w 2006 r. Nie narzuca sobie żadnej konkretnej tematyki, pisze impulsywnie, w formie luźnych impresji. 
    Nie stroni jednak od aktualnych wydarzeń, choćby na scenie politycznej, waląc równo, gdzie należy i z lewa, i z prawa! Za to go właśnie lubię!

    Jego przeszłość zawodową można by streścić słowami starej rajdowej piosenki:

Dwadzieścia dwa zawody, trzydzieści parę lat
I ciągle czegoś szukam,
I ciągle czegoś mi brak...

    Praca zawodowa Piotra była zróżnicowana i bogata w doświadczenia wszelakie - terapeuta uzależnień, kierownik budowy, prywatny przedsiębiorca, instruktor sportów walki, właściciel baru oraz wiele innych zajęć legalnych, a także w szarej i czarnej strefie, często związanych z licznymi podróżami po Europie.
   Obecnie pracuje w branży elektronicznej, zajmując się dystrybucją jej produktów.
Jego życie osobiste też jest dość skomplikowane – stan wolny, niepozbawiony jednak świadomego ojcostwa (syn po ojcu fajkę dostał...). Chyba mu to na razie wystarczy!
    Ma wszechstronne zainteresowania, uwielbia koty, z upodobaniem grywa w brydża, a dla relaksu praktykuje zen. Jego przekonania górują nad tradycyjnymi podziałami politycznymi, jest zdeklarowanym racjonalistą, z czego też wynika jego zdecydowany , choć niewojujący antyklerykalizm.
    Na jego półkach znajdziecie książki St. Lema, St. Grzesiuka, a także pozycje poświęcone satanizmowi. Nie oznacza to wcale, że jest fanem i zwolennikiem czarnych mszy, po prostu traktuje ów przeklęty satanizm jako kulturowy fenomen współczesnej cywilizacji. Wiedzy nigdy za mało!
    Jest także szczególnym melomanem. Pasjonuje się ostrym rockiem, sygnowanym jako „hard” lub „heavy” Toteż na samym początku dedykuję mu najcudowniejszą, pierwotną klasykę tego gatunku:
                                     
                                       K L I K
    
 Przejdźmy zatem do rzeczy czyli do wywiadu:

  1. Wybrałeś sobie nick o zdecydowanie negatywnym, powszechnym rozumieniu. Wynika to z Twej swoistej kokieterii, przekory czy, nie daj Boże, niskiej samooceny?

        Nick „pkanalia” ma swoją historię. Na początku mojego blogowania poznałem w blogosferze dwie Panie, które pisały powieść w odcinkach. Coś w rodzaju teleblogonoweli.
        Temat był horrorowy: czarna magia, diabły, czarownice, wampiry, tego typu klimaty. Dołączyłem do zespołu podsuwając pomysły, konsultując różne detale. Stworzyliśmy kilka postaci, jedną z nich był niejaki „Kanalia”. Syn Lucyfera, bezczelny, obdarzony piekielnym poczuciem humoru, śmiały aż do bólu, nie bojący się nawet ojca. Jednocześnie jednak dobre chłopisko w głębi serca. Miał magiczne moce, umiał się na przykład zamienić w kota.
        Stopniowo całą trójką zaczęliśmy utożsamiać się z naszymi bohaterami, zaś relacje łączące ich w powieści zaczęły się przenosić na życie realne i takie pozostały jeszcze długo po porzuceniu całego projektu.
        Jednocześnie założyłem drugiego bloga literackiego utrzymanego w tej samej konwencji i sygnowałem go nickiem „kanalia”. Potem z braku czasu dokonałem fuzji blogów, a do nicka dodałem literkę „p”, co by się odróżniało.
        Szczerze przyznaję się, że zdecydowanie była to przekora. Lubię przekraczać konwencje, łamać tabu, prowokować, taki jestem nie tylko na blogu, ale i w realu.
     
  2. Twoje wypowiedzi, zarówno w postach, jak i w komentarzach wyróżniają się niekwestionowaną erudycją. Ma to swoje źródła w Twym wykształceniu, pracy zawodowej czy też bierze się ze szlachetnej sztuki samokształcenia? 

       Pochlebiasz mi. Zabawne jest to, że w szkole i na maturze z polskiego miałem zawsze naciąganą tróję, według starej skali.
        Nie czytałem lektur obowiązkowych, wolałem inne, ciekawsze. Czyli chyba chodzi o oczytanie plus mnogość różnych sytuacji w życiu, w których trzeba było umieć się zachować. 
        Myślę, że wykształcenie też ma tu coś na rzeczy, bo matematyka to nie tylko cyferki i dziwaczne znaczki, ale twórcze myślenie, intuicja i wyobraźnia. Ale z tą erudycją to chyba jedna przesada. Jest całe mnóstwo tematów, o których istnieniu nie mam zielonego pojęcia.
     
  3. Jak rozwinąłbyś termin „kobiecość”? Czy stare francuskie powiedzenie: „Qu'est que c'est la femme? La femme c'est la femme” tłumaczy wszystko?
       Pojęcie „kobiecość” pojmuję bardzo intuicyjnie. Każda próba jego werbalizacji jest chybiona już na starcie. Poznałem w życiu sporo wspaniałych kobiet, z niektórymi byłem związany życiowo i każda z nich była stuprocentowo kobieca, a jednocześnie każda inna.
        Podpisuję się więc pod drugim zacytowanym zdaniem i każde słowo więcej na ten temat jest błędem. Tu mi się przypomina pewien aforyzm zen w stylu laveyańskim (od nazwiska Antona SzandoraLaVeya:http://pl.wikipedia.org/wiki/Anton_Szandor_LaVey; przyp. Klater ): 

    „Kot nie mówi, że jest kotem. Kot po prostu jest. To samo jest z kobietą. Kobieta też nie mówi, że jest kotem”. 

    4. Twoja dewiza życiowa, jak mnie poinformowałeś, ogłasza: „Niczego się nie bać, niczego się nie wstydzić, niczego nie żałować” Brzmi to dla mnie kategorycznie i pryncypialnie. Czy zdarzyło się jednak coś w Twym życiu, co wzbudziło u Ciebie strach, wywołało niesmak, czy pozostawiło jakiś osad niespełnienia? 

        Kiedyś, jako małolat brałem udział w spływie kajakowym Wisłą. Dopływaliśmy do zapory we Włocławku. Odbiliśmy z kolegą od grupy i nie wiem, naprawdę nie wiem dlaczego, zaczęliśmy się kierować na środek zapory ubzdurawszy sobie, że tam się znajduje śluza.
  1.     Nie powstrzymały nas nawet znaki wodne zakazujące wpływania w ten rejon. Nagle dotarły do mnie krzyki innych i gdy się obejrzałem, zobaczyłem jak nas gwałtownie wzywają z powrotem. Coś mnie wtedy tknęło. Kolegę chyba też, bo zgodnie zawróciliśmy kajak i zaczęliśmy wracać. Jeny, jak myśmy spierdalali stamtąd!
       Do tej pory, gdy pomyślę o tych turbinach rozrywających nas na strzępy, robi mi się dziwnie. Niespełnienie? Tak. Nie dane mi było pokochać się z pewną Panią, bo za wcześnie poznałem inną Panią (z którą zresztą później się ożeniłem). Zabrakło dosłownie jednego dnia.
       Co do niesmaku, to zdarzają się rzeczy i sytuacje, które wzbudzają we mnie niesmak, ale szybko mi to przechodzi. Nie chce mi się tracić czasu na takie pierdoły jak niesmak.
     
  2. 5. W mej ulubionej powieści dzieciństwa „Szatan z siódmej klasy” Kornela Makuszyńskiego: główny bohater wypowiada się : „Matematyka to poezja” Rozwiń, proszę, jako matematyk i erudyta, ten finezyjny cytat. 
  3.  
  4.     Korci mnie, by zrobić unik i zacytować wiersz Mistrza Lema z „Cyberiady” (vide opowiadanie „Elektrybałt Trurla”). Ale jest za długi. Dla przekory więc nie rozwinę tematu, lecz zwinę w zwięzłe haiku (trochę nawiązujące do pytania 3.):

Różniczkowanie osobliwości kobiecego ciała
Całkowanego nieoznaczenie
Continuum

Tyle Piotr. Do zobaczenia za tydzień na jego poście gościnnym

(wybaczcie mi te bezsensowne cyferki obok tekstu wywiadu, lecz nie umiem się ich pozbyć)

   Z natury jest drapieżnikiem zatem nie bierzcie go w  swych komentarzach ani pod włos, ani pod siusiu!
                                             
 



środa, 8 stycznia 2014

Flesz - głupawka

     Dawno już nie napisałem czegoś zdecydowanie i jednoznacznie kretyńskiego. Toteż nadrabiam tę zaległość:
                                                      


Jaka jest różnica między piłą tarczową
                                                        
                                               
 a stringami?!
                                                   


Dziwne to, ale nie ma żadnej:

Chwila nieuwagi i... palec w dupie!!!

    Wybaczcie, od dłuższego czasu nurzam się w toksycznych oparach trzeźwości i takie to właśnie bzdety wałęsają się po mym starym łbie! Zdarza się, bo straty muszą być, jak nie materialne, to w ludziach!

                                                                             

niedziela, 5 stycznia 2014

Jaja na twardo po angielsku - igraszki językowe.

                                               

  

    W pewnych amerykańskich kręgach nadal silny i popularny jest kult mocnego człowieka. W tym środowisku zapewne zostało ukute hasło:

Live hard,! Fuck hard! Die Hard!

Gwoli przyzwoitości należałoby te hasła przetłumaczyć:
  • żyj hardo
                                                        


  • pieprz twardo
                                                   


  • Szklana Pułapka
                                                     
                                                 
     
    Tłumaczenie trzeciego zwrotu może budzić wątpliwości, ale tak właśnie dziwacznie przetłumaczono oryginalny tytuł kultowego filmu z Bruce'm Willisem w roli głównej. Ekstrawagancja w tłumaczeniu angielskich tytułów filmowych na język polski nieraz mnie bawiła, bo jakoś nie miałem ochoty się wkurzać, a może powinienem.
    Tu kolejny przykład: tytuł filmowego klasyka z brawurowymi rolami Roberta Redforda i Paula Newmana - „Sting” został przetłumaczony jako „Żądło”. Mimo, że takie jest dosłowne tłumaczenie tego słowa, nie oddaje ono ani treści, ani klimatu tego obrazu. Chodzi tu bowiem o slangowe znaczenie tego słowa, które oznacza po prostu: przekręt, numer itp.
    Wreszcie mój ulubiony lapsus – filmowy tytuł „Dirty Dancing” został smacznie przetłumaczony jako „Wirujący seks”. Takie to było smaczne i ekscytujące, że aż mnie pobudziło do fantazji erotycznych!
                                             
                                           


    
    Niedawno pozwoliłem sobie na igraszki słowne z językiem niemieckim, gdzie oprócz ośmieszenia struktury językowej, pozwoliłem sobie w treści tej notki na kompletne bzdury!

http://klateracje.blogspot.com/2013_11_01_archive.html

    Toteż na koniec podobna zabawa, tym razem z językiem angielskim:
                                                    
                                     



A cob without gun – niebieski bez
A girl from Beefair – panienka z Wołomina
A liquor from George Bush – krzakówa (bimber)
Blackpool – sitwa kominiarzy
Crazy Billy – napadli mnie świry
Don’t boat yourself – nie łudź się
Glasgow – na zdrowie
I animal to you – zwierzę ci się
In the love’s water  – dowód miłości
I see in boat – Widzew Łódź
Johnny Presscott – Jaś przejechał walcem kota
Nigger’s balls losted – czarny bez
No roses – ani rusz
On the man’s governement – narząd męski
Thanks from the mountains – z góry dziękuję
The towerman – wierzyciel
To make summit – megaorgazm
White without – biały bez
Whisky on rock – górale jedzą zupę w Jarocinie
Without small garden – bez ogródek
You train me – pociągasz mnie

    Bywa też, że w angielskojęzycznych piosenkach, niespodziewanie odnajdują się polskie wtręty, które niemal wtapiają sie w resztę tekstu i mało kto potrafi je dostrzec:
                                       K L I K

    Pozostał jeszcze bonus. Kiedyś, przed laty ktoś ułożył śląsko – angielską rymowankę, ktoś inny podłożył do tego stary amerykański temat muzyczny i powstała pieśń masowa, chętnie śpiewana na przeróżnych rajdach, ogniskach czy domowych imprezach. Aby jednak ta urocza piosenka mogłaby zaistnieć na estradzie, wysiliłem się i gruntownie przeredagowałem tekst, a przyjaciel dopisał oryginalną muzykę. Całej piosenki nie mam możliwości Wam tu zaprezentować, ale tekst, owszem:

                                      


Jo sie drinkin' fine maślonka ev'ryday,
Jo sie drinkin' fine maślonka ev'ryday,
Ze byfyja biera szklonka,
Z kieryj pija fine maślonka,
Jo sie drinkin' fine maślonka ev'ryday.

Jo sie eatin' śląskie kluski ev'ryday,
Jo sie eatin' śląskie kluski ev'ryday,
I roladów cołko kupa,
A najsamprzód nudelzupa,
Jo sie eatin' śląskie kluski ev'ryday.

Jo sie joggin' po bosoku ev'ryday,
Jo sie joggin' po bosoku ev'ryday,
Lotom rano i po ćmoku,
I niy ciyrpia gupieloków,
Jo sie joggin' po bosoku ev'ryday.

Jo sie rollin' tyż na kole ev'ryday,
Jo sie rollin' tyż na kole ev'ryday,
A na rułka biera frelka,
Z tego mom uciecha wielko,
Jo sie rollin' tyż na kole ev'ryday.

Jo sie ridin' do Europa ev'ryday,
Jo sie ridin' do Europa ev'ryday,
Już bilety mom do Unii,
Skuli biydy zdechnął koń mi,
Jo sie ridin' do Europa ev'ryday.

      Być może tego typu zabawy materią językową niektórym może wydać się banalna, nudna i pozbawiona głębszego sensu, ale ja to lubię!

                                     


One Coza Death...