piątek, 29 kwietnia 2016

Przytul lalę swą...

     W starej tradycji europejskiej, nie wyłączając naszej rodzimej cavalleria rusticana, odwiecznie pokutował utarty schemat układów damsko – męskich: ona – eteryczna, prawie bezbronna, urocza istotka; on – maczo, zaborczy samiec, który nad nią dominował, lecz przede wszystkim opiekował się nią i ochraniał. 

                                                                   


     W owych romantycznych czasach nikt jednak nie przewidywał takiego ekspansywnego zjawiska społecznego jak EMANCYPACJA o niewiarygodnej sile i niepowstrzymanym pędzie. Mym skromnym zdaniem, nie tylko mężczyznom, nie do końca wyszło to na dobre! Nie uprzedzajmy jednak wypadków...

                                                                               

     Francuski bard Georges Brassens został wylansowany u nas w latach osiemdziesiątych przez grupę Zespół Reprezentacyjny, w skład którego wchodzili tacy obecnie wytrawni dziennikarze telewizyjni jak Filip Łobodziński czy Jarosław Gugała.
     W jednym ze swych songów Brassens żali się, jaki to mężczyzna jest malutki wobec kobiety, którą do szaleństwa kocha:


                                                           K L I K 

 
Nigdy przed nikim nie czapkowałem, a kiedy ona zadzwoni, to stoję na baczność, a potem się czołgam. Mnie, złego psa, karmiła z ręki, a wtedy me wilcze kły przemieniały się w mleczne ząbki. 
Wobec tej laleczki robię się taki malutki, taki malutki, bo wzywa mamę przy każdym mym doknięciu. Mnie, łobuza, nawróciła ta spryciara. Wpadam w jej usta: z mleczakami, gdy się uśmiecha i śpiewa; z wilczymi kłami, gdy ona się wścieka. A potrafi być taka niedobra. 
Wobec tej laleczki... 
Poddaję się jej woli, w jej królestwie poruszam się cichutko, mimo to ona jest zazdrosna o wszystko. Jej rumieniec jest ładniejszy od niej samej, chociaż pewnego dnia znikł zakryty parasolem. Wobec tej laleczki... Mędrcy, lunatycy przestrzegali mnie, że skończę, w ostatniej mej męce, ukrzyżowany w jej ramionach. Mogło być jeszcze gorzej, bo wisielcza śmierć jest mi przeznaczona. 
Wobec tej laleczki...

   Je n'avais jamais ôté mon chapeau
Devant personne
Maintenant je rampe et je fait le beau
Quand ell' me sonne
J'étais chien méchant, ell' me fait manger
Dans sa menotte
J'avais des dents d'loup, je les ai changées
Pour des quenottes
[Refrain] :

Je m'suis fait tout p'tit devant un' poupée
Qui ferm' les yeux quand on la couche
Je m'suis fait tout p'tit devant un' poupée
Qui fait Maman quand on la touche

J'était dur à cuire, ell' m'a converti
La fine mouche
Et je suis tombé tout chaud, tout rôti
Contre sa bouche
Qui a des dents de lait quand elle sourit
Quand elle chante
Et des dents de loup quand elle est furie
Qu'elle est méchante
[Refrain]


Je subis sa loi, je file tout doux
Sous son empire
Bien qu'ell' soit jalouse au-delà de tout
Et même pire
Un' jolie pervenche qui m'avait paru
Plus jolie qu'elle
Un' jolie pervenche un jour en mourut
A coup d'ombrelle
[Refrain]

Tous les somnambules, tous les mages m'ont
Dit sans malice
Qu'en ses bras en croix, je subirais mon
Dernier supplice
Il en est de pir's il en est d'meilleures
Mais à tout prendre
Qu'on se pende ici, qu'on se pende ailleurs
S'il faut se pendre


     Wspomniany tu przeze mnie Zespół Reprezentacyjny z wielkim powodzeniem ten song spopularyzował, a przyczynił się do tego znakomity przekład Jarosława Gugały (iberysta, pianista, dziennikarz, dyplomata):

                                                            K LI K


Nigdy w życiu mym nie umiałem zdjąć
Czapki przed nikim,
A teraz na twarz, na kolana ryms -
Przed jej bucikiem.
Byłem wściekłym psem, ona uczy mnie,
Jak jeść z jej rączki.
Miałem wilcze kły, zamieniłem je
Na mleczne ząbki.

Jestem mały miś, własność lali tej,
Co palec ssie, kiedy zasypia.
Jestem mały miś, własność lali tej,
Co mamy
chce,
gdy jej dotykam.

Byłem twardy drań, ona sprawia żem,
Jak z makiem kluska.
Smaczny, słodki i ciepluteńki wciął
Wpadam w jej usta.
Mleczne ząbki ma, kiedy śmieje się
I kiedy śpiewa,
Lecz ma wilcze kły, gdy jest na mnie zła,
Kiedy się gniewa.

Jestem mały miś, własność lali tej...

Siedzę w kącie mym i cichutko łkam
Pod jej pantoflem,
Kiedy wścieka się, choć powodu brak,
Bo jest zazdrosna.
Jestem mały miś, własność lali tej...

Pewien śliczny kwiat wydał mi się raz
Ładniejszy od niej,
Pewien śliczny kwiat, zginąć musiał więc,
Pod jej pantoflem

Jestem mały miś, własność lali tej...

Wszyscy mędrcy wciął wykrzykują mi,
że w jej ramionach,
Gdy skrzyżują się, gdy oplotą mnie,
Niechybnie skonam.
Może będzie tak, może będzie siak,
Ale dość krzyków!
Jeśli zginąć mam, jeśli wisieć mam,
To na jej krzyżu

     Przechodzę zatem do sedna i spróbuję na problem brassensowskiego bohatera spojrzeć od strony... kobiety. Kobiety wampa lub modliszki , przy której brunet wieczorową porą (Brunciu, pozdrawiam) wyjdzie, post consummatum, na podręcznikowego albinosa (przekład A.K.):

W całym życiu twym nie ośmielił się nikt
Dotknąć cię bezkarnie...
W pieskim życiu twym szły za tobą jak w dym
Kobiet całe armie!
Życie – ostra gra nie szczędziło ran,
Wiesz to, malutki
I co z tego masz, gdy twe życie to chłam
I liche nutki.

Ale z ciebie zwierz, chciałbyś ty mnie zjeść
Po trochu, łyżeczką...
Co noc ci się śni, że zatapiasz kły
We mnie jak w ciasteczko!
Lecz, gdy minie noc, jesteś niczym koc
Cieplutki i miękki!
Wiesz, jak lubię to – twój maślany wzrok,
Gdy jesz mi z ręki!

Wpadłeś, nie ma co! Po uszy, na dno
Mej słodkiej niszy...
Zapominasz, że orłem byłeś, lwem,
Toć ledwo dyszysz!
Wnet pójdzie na złom serce twe jak dzwon
Z litego spiżu!
Marny życia kres, kiedy zdejmą cię
Tu, z mego krzyża!!!


Moje ty Bo -Bo przytul lalę swą,
No, dalej, śmielej mnie dotykaj,
Moje ty Bo – Bo, kochaj lalę swą
I wreszcie pieść mnie, bo zasypiam...
Moje ty Bo-Bo przytul lalę swą,
No, dalej, śmielej w tęczy stronę!
Moje ty Bo-Bo, kochaj lalę swą
I wreszcie pieść mnie, bo zapłonę!

     Zakończę ten post ulubionym mym cytatem z pewnego wierszowanego monologu Wojciecha Młynarskiego:

"(...) Pan by z taką się ożenił?!
Bo ja w życiu!!!”






środa, 20 kwietnia 2016

Po drodze...

                                                                        



     Każdy sam sobie obiera swą życiową drogę. Niekiedy wydaje się prosta i usłana różami, niekiedy kręta, wyboista oraz stroma. Na każdej z nich, niestety, jakiś dyżurny diabeł zawsze zamienia znaki i drogowskazy.

     Chociaż te znaki to rzecz drugorzędna. Najważniejsi są ludzie na niej napotkani. Szczególni ci, którzy nas z tej drogi spychają, chociaż podążają w tym samym, co my, kierunku.

Oddaję głos Frankowi Sinatrze:

                                                              


Teraz, gdy koniec mój już bliski, nim na finał, przed mym obliczem, opadnie kurtyna, wyznam ci, przyjacielu, co czuję. 
Spełniłem się w moim życiu. Wiele dróg przeszedłem, a każda z nich była moim wyborem. Nie warto wspominać mych klęsk, zawsze robiłem to, co uważałem za słuszne, od początku do końca. Planowałem każdy swój krok, a to najbardziej sobie cenię, że czyniłem to po swojemu. 
Były takie chwile, które mnie przerastały, nakładałem sobie więcej niż umiałem przetrawić, a w chwili zwątpienia przełykałem to i wypluwałem. Dałem temu radę, zachowując swą godność, bo czyniłem to po swojemu. Miłość, śmiech i płacz, sukcesy i porażki, łzy już wysychają i rozśmiesza mnie, że wszystko to było moim dziełem. Bez wstydu zatem przyznaję, że czyniłem to po swojemu. 
Na własność człowiek posiada jedynie samego siebie. Jeżeli tego nie czuje, to jest nikim i niczego nie ma. Szczególnie, gdy od życia przyjmowałem ciosy, za to, że wszystko czyniłem po swojemu.

                                                           My Way


And now, the end is near
And so I face the final curtain
My friend, I'll say it clear
I'll state my case, of which I'm certain
I've lived a life that's full
I've traveled each and ev'ry highway
But more, much more than this
I did it my way


Regrets, I've had a few
But then again, too few to mention
I did what I had to do
And saw it through without exemption
I planned each charted course
Each careful step along the byway
But more, much more than this
I did it my way



Yes, there were times, I'm sure you knew
When I bit off more than I could chew
But through it all, when there was doubt
I ate it up and spit it out
I faced it all and I stood tall
And did it my way


I've loved, I've laughed and cried
I've had my fill; my share of losing
And now, as tears subside
I find it all so amusing
To think I did all that
And may I say - not in a shy way
"No, oh no not me
I did it my way"


For what is a man, what has he got?
If not himself, then he has naught
To say the things he truly feels
And not the words of one who kneels
The record shows I took the blows
I did it my way

                                                                       K L I K

      Kiedyś, w przerwie pewnej klubowej imprezy, ktoś rzucił, ot tak sobie, czy dałbym radę przełożyć tekst tego niesamowitego evergreenu bezpośrednio na śląski. Odpowiedziałem, że mógłbym! O mało nie doszło do zakładu, bo większość mych znajomych i przyjaciół stwierdziło, że to niemożliwe.
   Nie dałem jednak za wygraną:

                                                                             


                   My Way (wersja śląska)

(przełożył: Andrzej Skupiński)


Jo wiym, że w kieryś dziyń

Nim przidzie po mie ta Kościsto!

Do kumpla zajrza, śniym

Do szynku wdepna i powiym wszystko:

Jo mioł, co ino chcioł –

Świat w te, wewte – to mi grało!

Broł cołko gorść

Jak mie się zdało!!!



Niy roz nachytoł buł,

Wyrobioł jak tyn kot na płocie,

Niy byda się bez to truł,

Gańba mie z tym, sami to znocie!

I tam, kaj boło trza, pruł choby dzik

I miołżech śmiałość

Brać połno gorść,

Tak jak mie się zdało!!!



Za młodych lot, przeca to wiysz,

Kaj żech się znod, moc larma i tyż

Bez jodła, spanio, wieczny szpas

Nocki zerwane i we dnie kac…

I broł jo w gorść tyn szajs,

Tak jak mie sie zdało !!!



Niy roz, jak żech się pszoł,

I śmiych, i żol – tak to z babami!

Roz targoł połny miech, roz psinco mioł

I rwoł z torbami…

Tóż wiym, jo stary pryk

O kant to trzasnąć, dość,

Tóż powiym śmiało:

Jo zawdy broł to w gorść

Tak jak mie się zdało!



Bo kożdy chop wiy czego chce,

Niy zmaści tego, kaj mo recht,

Bo ino leber to strach mo żyć,

Od sia żodnymu on niy do nic!

A jo wom z serca - połno gorść,

Bo tak mie się zdało!!!

     Nie chcę absolutnie przymierzać się do Wielkiego Franka ani tym bardziej z nim się porównywać. Kilka razy wykonywałem tę wersję tego cudownego songu. Każdym razem aplauz publiczności sprawił, że przez chwilę, ON MY WAY, poczułem sie też... spełniony.
Tóż tak mie sie zdało...


poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Imiona wolności

    Dziś odstąpię od wszelakich podśmiechujek i będę zdecydowanie „na serio” Nie będę też pisał miłości i okolicach, chociaż to ulubiony mój temat.
Wszystkim znany jest ten banalny już obecnie slogan, że MIŁOŚĆ niejedno ma imię.
Podobnie jest z naszym poczuciem WOLNOŚCI.
                          
                                                                   

                                                            
                                                           K L I K 


 Szlachetne imiona wolności!!! Wolność słowa, wolność wyboru, wolność przekonań, wiary i sumienia!!! Największy skarb człowieka, o który walczył i którego broni przez tysiąclecia rozwijającej się i postępującej cywilizacji . W czym jednak owa wolność objawia się i jak się realizuje?!
Czy należy jej szukać wyłącznie wewnątrz siebie, czy też wspólnie ją odnależć, realizować, rozwijać i chronić wespół z bliższymi lub dalszymi bliźnimi!
  Do dalszych rozważań posłużę się cytatem nieżyjącego już arcymistrza powieści sensacyjnej – Roberta Ludluma:

 We współczesnym świecie odległość mierzy się nie w milach czy kilometrach, lecz w jednostkach społecznego dystansu.

W ludzkim stadzie wolność osobista bywa racją bytu, choćby w sferze nietykalności cielesnej czy zachowaniu lnnych tzw.dóbr osobistych, w tym intelektualnych! Jakie są jednak granice tej wolności w relacjach rodzice – dzieci, szef –pracownik czy wreszcie władza –obywatel?!!!
Dla przykładu posłużę się zwrotem „Jesteś wolny”. Użyję go najpierw w formie pytającej.
Jesteś wolny?
Oto warianty odbioru tego komunikatu:
- czy osoba pytana może być do dyspozycji?
- czy jest stanu wolnego (kawaler, rozwiedziony, wdowiec)?
- czy nie przebywa w zakładzie penitencjarnym?
- czy też zaprzyjaźniony taksówkarz nie ma akurat żadnego kursu?
- czy wyznaje zasadę „festina lente”?

  Dla przykładu posłużę się zwrotem „Jesteś wolny”. Użyję go najpierw w formie pytającej.

Jesteś wolny?

Oto warianty odbioru tego komunikatu:
- czy osoba pytana może być do dyspozycji
- czy jest stanu wolnego (kawaler, rozwiedziony, wdowiec)
- czy nie przebywa w zakładzie penitencjarnym
- czy też jako zaprzyjaźniony taksówkarz nie ma akurat żadnego kursu
- czy wyznaje zasadę „festina lente”

Użyję teraz tego zwrotu w formie orzekającej.

        Jesteś wolny:
  • masz czas dla siebie
  • posiadasz pełnię swobód ludzkich i obywatelskich
    - akurat skończyłeś nielubianą i stresującą robotę

    Z kolei posłużę się formą rozkazującą:

     Jesteś wolny!!!

    - wskazówka od przyjaciół, by wreszcie używać życia, po rozstaniu z nieodpowiednią kobietą
    - długo oczekiwana wiadomość od śledczego, prokuratora czy klawisza (strażnika więziennego)
    - niezależnie od miejsca, pory dnia czy ilości wypitego alkoholu może oznaczać tylko jedno: „spierd…”!!!

    Dystans społeczny w podanych sytuacjach jest zróżnicowany, niejednoznaczny i otwarty na dyskusję, skłania więc do refleksji i przemyśleń. Przybliża wzajemnie i oddala, wywołuje mieszane uczucia oraz w pewnym sensie ułatwia nam to szare życie, a jednocześnie utrudnia, w zależności od punktu widzenia czy… zasiadania!!!
      Następnie umieszczę poruszany dziś temat na najwyższej półce imperatywów czyli prawd nie do odrzucenia. Genialny prozaik i wizjoner GeorgeOrwell widzi proste rozwiązanie w elementarnych zasadach arytmetyki:

    Wolność oznacza prawo do twierdzenia, że dwa i dwa to cztery. Z niego wynika reszta.”
  Dla porównania zupełnie inny punkt widzenia chrześcijańskiego myśliciela Alfreda Delpa:
Zgięte kolana i złożone ręce są gestami wolnego człowieka”


         Nie mam tu najmniejszej ochoty udowadniać wyższości Świąt Wielkanocnych nad Świętem Niepodległości, bo wolność sumienia i przekonań zawsze leżała mi na sercu! Wspomnę jednak nieśmiało o takich faktach jak terror Świętej Inkwizycji przeciw teorii Mikołaja Kopernika, arabski dżihad w „obronie” świętych wartości islamu czy wreszcie zbrodnicza realizacja takich doktryn jak faszyzm czy komunizm!!!Co bardzo deprymujące i bolesne, wszystkie te batalie, w swej populistycznej propagandzie, obiecywały bliżej nieokreśloną… wolność!!!
Zmierzam zatem do konkluzji. Wolności imiona są wieloznaczne, wielobarwne i emitowane do naszych serc i umysłów niekiedy na krańcowo różnych częstotliwościach!
Przytoczę teraz cytat postaci zdecydowanie kontrowersyjnej, radykalnego następcy  Martina Luthera Kinga Malcolma X (w oryginale):

Nobody can give you freedom. Nobody can give you equality or justice or anything. If you’re a man, you take it.

Mój swobodny przekład:

Nikt nie może ci dać wolności, równości czy sprawiedliwości czy czegokolwiek innego. Jeśli uważasz się za człowieka, to weź ją sobie sam.”!!!

                                        K L I K
                                             
BIERZ TĘ WOLNOŚĆ ŚMIAŁO I NA ZAWSZE!!!








piątek, 8 kwietnia 2016

Rebus

"Jesteśmy niewolnikami wskazówek zegara, więźniami kalendarzy, gońcami kont bankowych." - Jean Anouilh

                                                    K L I K

    Specjalnie nie lubię rebusów. Ten jednak wypsnął mi się. 
I to jeszcze w szmoncesowym stylu:








                                                     K L I K

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Flesz z niebanalnym wątkiem erotycznym

                                                                            


                                                                   K L I K

Trudno samemu się ziścić, bo przecie raźniej we dwoje,
W A M P I R do N I M F O M A N K I  
z niebiańskim rzekł spokojem.

                                 K L I K


                                         



                                            

piątek, 1 kwietnia 2016

Coup d'État

                                                                             


                                               K L I K


    No i stało się. Cieszący się dodychczas doskonałym zdrowiem Prezes Kraju dostał... kota. 

                      
 

    W sytuacji, gdy ma się na głowie i w głowie DWA KOTY, to sprawowanie wszelkich funcji społecznych, politycznych i honorowych staje się wysoce utrudnione, wręcz niemożliwe!

Prezes został zwolniony ze wszystkich swych funkcji i obowiązków oraz wysłany na bezterminowy urlop dla poratowania zdrowia. 
    Wiarygodne źródła podają, że będzie to luksusowe sanatorium niedaleko Phenianu, w Korei Północnej.

    Musiał zatem dokonać się zamach stanu. Inicjatorem tego coup d'état był dotychczasowy ruch obywatelski KOD, który przerodził się w potężną partię polityczną o porywającej nazwie ZEW (Zjednoczona Elita Wqrvionych).

    Partia ta uzyskała bezwzględną większość parlamentarną i będzie przewodziła Narodowi pod hasłem:


PRAWICZKA – TAK, PRAWICA - NIE!”



    Powstała nagląca konieczność powołania najwyższych władz państwowych tj. Urzędu Prezydenta oraz Premiera, który został zobowiązany do utworzenia rządu w trybie nieodwołalnym i natychmiastowym.


                                                                         


    Prezydentem został wybrany przez aklamację kultowy polski artystaKrzysztof Daukszewicz.
                                 
                            

    O wyborze tym przeważyły: nienaganna prezencja, wspaniała elokwencja, umiar i precyzja w formułowaniu sądów oraz wniosków, a także perfekcyjna znajomość mowy ojczystej.

    Na stanowisko Premiera, aby zachować dotychczasowy parytet płci, została powołana dotychczasowa wytrawna dziennikarka - Monika Olejnik.

                                                              

                                                                                                                     
    W celu utworzenia Rady Ministrów, która w jej zamyśle będzie rządem fachowców, wysunęła kandydatów na szefów najważniejszych, ministerialnych resortów:

    Wicepremier i Minister Obrony Narodowej - aktor Daniel Olbrychski.

Jego niezaprzeczalne kompetencje objawiają się w tym, że nie tylko świetnie jeździ konno, ale, co najbardziej istotne, doskonale włada szablą.

                                                                              



    Wicepremier i Minister Edukacji - Jan Wróbel

Jego predyspozycje i kompetencje zostały dokładnie zlustrowane i rozważone. 
    Ponadto mając do wybory DWIE PRAWDY, to bez namysłu wybiera i jedną, i drugą.

                                



    Wicepremier i Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji - ???

Tu rozważana jest kandydatura, nieznanego z żadnych wystąpień medialnych, lekarza – internisty. 
    Jego personalia zostają na razie utajnione, a to przede wszystkim z powodu deklarowanej przez niego... abstynencji. Może to poważnie skomplikować jakże niezbędne rozmowy kuluarowe czy też nieoficjalne spotkania w celebryckich knajpach.

                               


    Minister Spraw Zagranicznych – Robert Makłowicz

Znany podróżnik, etnograf, smakosz, poliglota i erudyta to niemal laurka dla jego porażającej wprost fachowości w tej sferze życia publicznego.

                                



    To tyle naglących elementarnych potrzeb dla prawidłowego funkcjonowania państwa.

Reszta ministerstw utworzona będzie w trakcie stu spokojnych nocy (nie mylić z tysiącem i jedną nocą!).

                           K L I K 


W Europie, na świecie, 
Ludzie mają, wydają, nie tracą...

A ja żyję w Polsce, sny mam szare i swojskie,

Za co?!!!

(Arthus Clatterus Iuve)