wtorek, 26 stycznia 2016

Szopka u wiesiołka (Gość w dom II)

     Sylwetkę mego Gościa o sympatycznym, choć na swój sposób przewrotnym nicku

                                           

                                     wiesiołek

poprzez wywiad z nim nieco Wam przybliżyłem. 
     Dodam jeszcze parę jego osobistych wynurzeń (nieznacznie tylko przeze mnie zredagowanych), które stanowią istotne kontekst i tło dla, moim zdaniem, najlepszego jego wiersza, który to miałem zaszczyt i przyjemność przeczytać.

     Urodziłem się jakiś czas temu. Sam tego nie pamiętam. Nadal żyję. Pracuję - staram się robić to głową i z głową. Nie stronię też od pracy fizycznej, która daję większą frajdę. Niestety, często za darmo. Na sercu leży mi szeroko pojęta ekologia i ochrona tego co już jest.

     Przez ponad pół roku moje "hecne wierszyki". zamieszczałem na pewnym portalu literackim z przewagą tekstów poetyckich, określonym jako serwis miłośników poezji.Taki serwis amatorskich tekstów. O poziomie różnym od niezłych, moim zdaniem, wierszy po totalne gnioty. Odzwierciedla to poziom takich samych różnych autorów.

     Spora liczba autorów, przeważnie emerytek i emerytów, spełnia tam marzenia „bycia poetą". Więc tematyka łatwa do przewidzenia - miłość, wiara, kres życia. Oczywiście, są też autorzy młodsi i tematyka inna.

     Liczna część piszących jest ogromnie zaangażowana i zabiega, na wszelkie sposoby, o popularność. Są koterie, sympatie, antypatie. I najważniejsze - komentarze na okrągło!
Sam uległem temu "czarowi" i "zakotwiczyłem w tej przystani, a raczej wodnej stanicy". 
     Stopniowo zacząłem postrzegać bigoterię, ciasnotę umysłową, megalomanię "połetów". Zależność zadufania w sobie była często odwrotnie proporcjonalna do umiejętności. Portal roi się od zwyczajnych błędów fleksyjnych i, co nierzadko - ortograficznych. Wiele komentarzy i uwag na tym towarzyskim portalu, było tak zabawnych i prześmiewczych, że uznałem, iż warto się pobawić.

Bo czy, w końcu, jest coś cenniejszego niż dobra zabawa?

Moim zdaniem - nie!


Czas teraz na jego wiersz satyryczny, który jest jeszcze bardziej przewrotny:



                              Na Trzech Króli

publiczna tv, prasa i radio kłamią. Podobnie Biblia. O pierwszym wie obecny rząd, o drugim - ja.

Kacper, Melchior i Baltazar,
szli pod szkołę czy na bazar
paląc mirrę i kadzidło.
Życie nigdy im nie brzydło.
Nieśli z sobą kasę, zioło.
Wzrok wesoły wiedli wkoło.

Nagle! ... Gwiazda spada z nieba!
Znak, że towar ukryć trzeba.
Bo cenniejsze, ponad życie,
jest towaru gdzieś ukrycie!
No, a gwiazdy znak - metoda,
aby nie wpaść na Heroda
kocioł, który DEA sposobiła
kiedy Królów tak tropiła.


DEA była tak zajadła,
że nie spała i nie jadła,
przetrząsnęła każdy kątek,
rzeź zrobiła niewiniątek,
obiecała - ukrzyżuje,
kiedy zioło gdzieś poczuje.

Co tu robić? Czasu mało.
Fantów pozbyć by się zdało.
Jakiś żłóbek... i stajenka.
W żłóbku malec. Nie na rękach?
Prądu nie ma! Jezus Maria!
Terroryści, czy awaria?
Szczęściem widać jest co nieco,
bo się świece jakieś świecą!

W sporej będąc już panice,
swe kieszenie, tak na nice,
wywrócili. Wysypali
cały towar! Tak się bali!
Towar ich tak mocno palił,
że go w sianku upychali.

Wszystko w żłóbku zostawili.
I uklękli, a po chwili
już żarliwie się modlili.
Wokół wszyscy byli mili.
Chociaż było ciut zamętu.
Tak cieszono się z prezentów.
Kiedy DEA przyjechała,
królów nie aresztowała.

Nikt nie puścił pary z gęby.
DEA zacisnęła zęby,
jak niepyszna się wyniosła.
Chwila była tak doniosła,
że ją w Biblii opisano.
Chociaż rzecz poprzekręcano.

Józef z Marią wciąż myśleli.
Dwa tysiące lat! Czas... mieli!
- ”Zostawili, czy też dali?
Może uciec z tym na Bali?”
Maria całość przywłaszczyła.
Potem ręce swe umyła.
Pukam się sam teraz w czoło:
Stąd „maryśką” zwą dziś zioło!...

A historia zęby szczerzy,
bo... Trzej Króle to – dealerzy.


     Na koniec kilka moich uwag, aby zapobiec niepotrzebnej awanturze. Niestety, w Kodeksie Karnym, w art.196, jest mowa o obrazie uczuć religijnych:

„Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.”

(Dz.U.1997.88.553 - Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. - Kodeks karny )

Dlaczego użyłem tu słowa „niestety” Nie mam obiekcji co do intencji tego artykułu, jest bezwarunkowo słuszna.

Jednakże uczucia, wg mej wiedzy psychologicznej (na studiach zaliczyłem z bardzo dobrym skutkiem trzy semestry psychologii), są na tyle silne w swej autonomicznej intymności, że na tak banalną czynność jak obraza, same z siebie, są zdecydowanie odporne!

     Obrażani są ludzie za ich myśli, słowa uczynki i... zaniedbanie. Brzmi znajomo, nieprawdaż?!!!

     A jak tutaj potraktować ateistów czy łagodnych z natury agnostyków? Czy ich uczucia sa na tyle groźne i pejoratywne, że wręcz należy je obrażać?!!!

Trąci mi to oczywistą dyskryminacją.


Mam nadzieję, że memu Szanownemu Gościowi nikt czegoś takiego nie będzie imputował. Oby.










piątek, 15 stycznia 2016

Gość w dom...

     Tak jak obiecałem, dziś pierwsza część postu gościnnego. Naszym dzisiejszym bohaterem jest

                                     
  


     Przyjęty przez Niego nick jest, co łatwo się domyślić, grą słowną, koniukcją, zachodzącą pomiędzy obszarami znaczeniowymi jego metrykalnego imienia, a pewnym bardzo korzystnym stanem emocjonalnym.
     Mało tego, w naszym naturalnym środowisku istnieje taki kwiatuszek, właśnie wiesiołek, z którego olej ma znaczące właściwości lecznicze, zwłaszcza dla Dam.

                                            
                                     

     Naszemu Gościowi też to chyba odpowiada i to w stylu „bardzo owszem, w najlepszym gatunku”.
     W związku z przygotowaniem tego postu, prowadziłem z wiesiołkiem obfitą mailową korespondencję.
     Gdy poprosiłem Go o jakieś info o swej osobie, to z prawdziwym męskim charme'm, wykręcił się z tego autoironicznym sianem:

PARĘ SŁÓW O SOBIE.
(TAK W PIERWSZEJ OSOBIE)
                      
                        Wykształcenie -
średnio w cenie,
trochę takie...
byle jakie.
Najważniejsze moje hobby
trzymać się głównego lobby.
Inny konik? Wręcz stadnina.
Napić się dobrego wina,
albo wódki, albo piwa,
no bo z fraszką tak już bywa,
że najczęściej bawi ludzi,
ta, co rodzi się po... wódzi.


Pora na wywiad z naszym Autorem:
 
    1. Z nastaniem transformacji ustrojowej wypadły z rynku dwa pisma satyryczne: łódzka, niestety, proreżimowa „Karuzela” i renowowane „Szpilki”. Jakbyś to skomentował?
     - To chyba kwestia "urynkowienia". Może nie ma dostatecznego społecznego zapotrzebowania na satyrę "intelektualną"? Za którą trzeba jeszcze zapłacić parę "zyli". Może łatwiej "łykać" darmowe telewizyjne przekazy? Może azymuty wytyczyły... "Kiepskie" seriale? Każda odpowiedź może być poprawna tak samo, jak i błędna...
    Generalnie, narzekamy na spsienie i spłaszczenie intelektualne żartu. Szczególnie politycznego, ale nie tylko. Brak finezji i walenie "na odlew". Ale czy to do końca prawda?
    A żart w stylu:
    Godz. 6.00. Walenie do drzwi. zaspany gospodarz:
    - Kto tam?
    - ABW. Otwierać!
    - Do mnie, po co. Nie wierzę!
    - My właśnie w tej sprawie!
    Esencjonalny, celny, prześmiewczy, podszyty gorzką ironią. Aktualny. Potrzeba czegoś więcej?
    Wielu zachwyca się "Kabarecikiem" Olgi Lipińskiej. A dla mnie to było dno, schyłek finezji kabaretowej. Teatrzyk dla prostaków. Pewnie będę tu szalenie obrazoburczy, ale zawsze tak odbierałem te przekazy - prymitywne do granic. I takie bezpośrednie. Więc źródła są głębsze. I prostackie "haratniemy w gałę" jest, jak dla mnie, tego konsekwencją...
    Myślę jednak, że sposób przekazu śmiesznostek zmienia się. Bezpowrotnie. Wchodzimy w cywilizację obrazkową. Informacja jest sygnalna, ma epatować bezrefleksyjną sensacją. Skoro nie czytamy artykułów, esejów, pogłębionych komentarzy, to nie dziwota, że nad innymi aspektami życia przechodzimy bez zastanowienia. Zastanowienie koncentruje się na "mieć". Nie "być".
    Nie wiem, czy "szkoda"... Po prostu - "inaczej".
      
    2. Wg przynajmniej dyskusyjnych amerykańskich wzorów satyra ( w pojęciu ogólnym niż gatunkowym) utożsamiana jest bardzo często jedynie z  k o m i z m e m słowa, postaci i sytuacji.Czy podzielasz ten pogląd?
    - Zasadniczo, taki pogląd, moim zdaniem  wyczerpuje definicję "komizmu". Przyjmując "słowo" jako dźwięk. Bo i muzyka, ze "śmieszną" melodyką, aranżacją, może być komiczna. Rysunek satyryczny, komiczny obrazek, event, performance też mieszczą się w obszarze "słowo, postać, sytuacja." Nic mi więcej nie przychodzi do głowy.

    3. Jakie były początki Twego pisania i co  Cię do tego skłoniło?
 
- Dziecko. Najmłodszemu synowi czytałem wszystkie bajki Krasickiego, Brzechwy, La Fontaine'a wiersze dla dzieci Tuwima. Pewnego razu, zupełnie bez "ładu i składu", tak po prostu (może to jakiś... "imperator kategoryczny"?) napisałem długi wierszyk o zmaganiach piłkarskich Real - Valencia. Zaczynał się: "W trakcie meczu na Mestalla (po hiszp. czyt. "mestaja") Ronaldinio dostał w jaja"... Puenta zaś brzmiała: "(...)Pomeczowa wpierw odnowa, zaś kolacja ciepła, zdrowa. Kaloryczna bez gadania, by mieć siłę do kopania. Z czego była jajecznica? To kucharza tajemnica!"
Wszyscy, zwłaszcza syn, śmiali się do rozpuku... Mogłem pozbawić go tego perlistego śmiechu? Jasne, że nie. I tak jakoś poszło. Rozpędem. W latach 2013 - 2014 „Gazeta Wyborcza” drukowała moje "Szopki noworoczne". Okazjonalnie, kilka razy, fraszki ukazywały się w „Gazecie Olsztyńskiej”

   4. Czy zgadzasz się ze mną, że polityka i erotyka to właśnie te sfery życia społecznego, które stanowią priorytet dla twórczości satyrycznej?

- Oczywiście. Erotyka przede wszystkim! Zawsze "pieprz" stanowi o sile, to "sól" żartu. Przykład - limeryki. Podobno dzielą się na "świńskie", "nieświńskie" i "nie limeryki"... Chociaż są i inne próby podziałów. Najstarsze fraszki ("Na nadobną" na przykład) też dotykały erotyki.
No i, rzecz jasna, polityka. Nie ma prawdziwej satyry, która nie szydziłaby z polityki i polityków.

   5. Wojciech Młynarski pytał się w jednej ze swych piosenek: „W co się bawić?”. Jak widzisz przyszłość, poziom artystyczny i rozwój polskiej twórczości satyrycznej?

 - Nie jestem wróżbiarzem. Jestem fraszkopisarczykiem.

     Tyle prezentacji naszego Gościa. Gdy wyczerpią się Wasze komentarze, ukaże się post właściwy z utworem, zakwestionowanym przez pewnego bezczelnego i zakamuflowanego cenzora.
Na zachętę najnowsza fraszka wiesiołka:

Na hippochondryka

Słowo "choroba" budzi w nim drgawki.
Leków już łyka końskie dwie dawki.
On śmiechem nie rży, parska katarem.
Na łez padoku jest pewnie za karę.
Z obawą o zdrowie, wciąż pełen trwogi,
biedak nie kuty na cztery nogi
myśli, iż buty mu takie uszyto
Choroby mam nawet, co ich... nie odkryto!

(15.01.2016)



 







                                           

poniedziałek, 11 stycznia 2016

KA - CZA - CZA...

     Nastał nareszcie czas żniw dla satyryków niby w schyłkowym PRL. Na recitalach autorskich zawsze żegnałem publicznośc sakramentalną formułką: „Do zobaczenia w śmieszniejszych czasach.” Chyba sobie wykrakałem...

     Nieco mnie już nuży Kaczy Festiwal w mediach i necie, jednakże Jako Dyżurny Satyryk Blogosfery mam swoje elementarne poczucie obowiązku. Zatem raz a dobrze!

     Wyjątkowo dziś poświecę maksimum mej uwagi osobie Prezesa Kraju (ten tytuł najbardziej mi się podoba i rozczula!) i obym nie musiał do tego częściej wracać.

Proponuję wam komiks, który czytać można wg rewolucyjnej formuły Julio Cortazara – niekoniecznie po kolei i niekoniecznie wszystko.

     Mało tego, proponuję Wam szczególny rodzaj aktywności; Przysyłajcie mi, proszę, Wasze osobiście wyszukane w necie demoty, memy czy inne hecne obrazki lub klipy na temat zasadniczy lub peryferyjny. Niezwłocznie je tu opublikuję. Dziwię się sobie, że też wczesniej na to nie wpadłem?!

Jedynym możliwym sposobem jest tu droga mailowa:


INTRODUKCJA
                                                                               
                                                                           


EPIZOD PIERWSZY
Question: 

                                                                         



Answer:

                                                                            



 EPIZOD DRUGI:
Question:

                                                                           

Answer:


                                                                       
   

  ZAWIĄZANIE AKCJI:

                                                                        


AKCJA:

                                                                            




 KULMINACJA:

                                                                                





KIEPSKI FINAŁ:

                                                                              

FINAŁ ALTERNATYWNY LUB NIEUCHRONNY:

                                                                               

     To tyle z mej strony. Komentarzy do tych sytuacji oczekuję od Was. Poczty z obrazkami również...

Odwagi do dzieła!!!

Wiadomość z ostatniej chwili (wg arciwalnej piosenki kabaretu "Długi"):

 Hej tam w polu, pod lasem,

Uroniąc se łzę czasem,

Przez okienko dziewczę zerka,

Czeka na Zioberka.



Jego Trybunał uwiera,

A jej samotność doskwiera,

Pełna lodówka pierogów,

Lecz kraj ma przecież wrogów.



By być trendi i na czasie,

Dopie*dolić musi prasie,

Potem radiu, telewizji,

Dla naprawczej wizji.



Bo wrogowie KODują,

A sędziowie krew psują,

Bo czytają w gazety,

Gdzie lewackie bzdety.



Chyba głowie ma zamęt,

Może spisze testament,

Na tę chwile niedobrą

I poślednie ziobro.


 ***************************************************************
Mamy już pierwszy rysunek, do tego autorski, przysłany przez maradag :

                                        
 

 Dziękuję!
 

                                                                            
   Dołączam  kilka nowych memów, nadesłanych przaz mego starego blogowego kumpla i ziomka Wiesława  

                                             
                                                        Na szczycie szczytów


                                                                         
                                                           Asertywność inaczej


                                                                                  
                                                       Prokreacja reaktywna 


                                                                                

                                                       Pieski żywot


                                                                             
                                                                               
                                               "Chodzi mi oto, aby język giętki..."


Dzięki serdeczne, Wiesławie !
Czekam na dalsze perełeczki od Was...

I następna przesyłka od Mego długoletniego i wiernego blogowego Kompaniona - Leszka :

                                            


                                                Dudy smalone...                                 
                                      
                                                                           


                                          Ciemny lud to kupuje...


                                                                          

                                                           Mondo cane!
                   
                                                                          

                                              No comments (mem autorski Leszka).


                                                                             

                                      Myślą, ze myślą (mem autorski Leszka )
                                                                        

Kolejna przesyłka od stałego i  zaprzyjaźnionego blogera znanego i cenionego jako pkanalia :

                                              


     Jutro goszczę u siebie autora wiesiołka. Zapraszam. Dla zachęty jedna z jego fraszek:


 Dura lex, sed Lexus

Myśli miewam tak wszeteczne:
zderzak lub lusterko wsteczne,
błotnik, grill lub choćby koło,
by pokazać wszystkim wkoło,
że mnie stać, tak bez przymusu,
na drobinkę choć... Lexusu.
(14.01.2016)


sobota, 9 stycznia 2016

"...wy mnie wszyscy w..."

                                                                      


     Co do dzisiejszego postu, to zamiar miałem zupełnie inny. Chciałem nim rozpocząć cykl moich liryków, napisanych w latach 1982 – 2015. Oj, nie są one ani pogodne, ani lekkostrawne.
Walnąłem banię i zmieniłem zdanie. Mamy przecież karnawał, no to będzie przez jakiś czas hecnie.

     Aż do ostatków skorzystam obficie z materiałów na mój pierwszy tom wierszy zebranych p.t. „Drobiazgi satyryczne”

Na początku pastisz ostrej i dosadnej filipiki Juliana Tuwima:
(link do oryginału)

Piśki, peowce, kukiziory,
Petruki, rydziuki i korwinmikkory,
Mohercie, lewicje i prawiczki,
Feministuśki i sodaliczki,
Gminni prorocy, miastowe gizdy ,
Śledziennikarze i żurnalglisty,
Wieczni wszechpolscy pozoranci -
Bodnijcie wy mnie wszyscy w kancik!!!

                                                   


Natępny pastisz to uwspółcześniona wersja fraszki Mariana Załuckiego :
(link do oryginału) 

Wbrew wszelkim projektom,

Tak sprawa się bekła:

Dostał się Xiądz Director

Po śmierci do piekła.

Tu natknął się na Mefista:

- Och, Przewielebny! Orgietka a vista?!

A Xiądz mu na to:

- Supremus! Chętnie, lecz... po bożemu!

                                                    
                                                     


     Na dobry koniec hipotetyczny tekst piosenki, która ewentualnie mogłaby zdobyć Grand Prix na dowolnym Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Wszelkie transakcentacje, argotyzmy (ausdruki slangowe) i inne dziwactwa są tu perfidnie zamierzone:

Marzenie o innej dziewczynie

Marzy mi się taka inna dziewczyna,
Z romantyką zawsze byłem za pan brat
I śni mi się z nią przygoda, taka z kina,
Bo tam lepszy, kolorowy cudny świat!

Z taką laską pojechałbym, hen, daleko,
Taka nigdy nie poleci na mój hajs,
Z tego chlania o3pieję, ale czekam,
Drą się dzieci, śmierdzą śmieci, co za szajs!

Marzy mi się taka inna dziewczyna,
Co nie gada mi jak w bryce GPS.
Taka, co mi zawsze będzie przypominać,
Że i w bidzie, to mi idzie tak debest.

Takiej lasce to bym nawet zrobił dziecko,
Na tandecie skitrał gangol na nasz ślub.
Ale życie, lajwiz brutal, fajans, kiepsko,
No, to walę tanią harę w durny dziób!

 Po deszczu zawsze jest słońce, po nocy dzień, a po obiedzie kompot. Ty, tylko ty, na dzikiej plaży, gdzie wieczór mewy woła. Za poręcz będziesz miała moje ramiona, a za latarnię mój portfel, który poprowadzi cię schodami do nieba. Malęńka moja...

Gdy zapukasz znowu do mych drzwi,

Ja otworzę i nie powiem nic,

Tylko wezmę cię na ręce, aż się zmęczę.

Na kolacje zrobię bigos ci,

Na dvd puszczę taki film,

 Taki o nas, jak nam dobrze z sobą dziś!


                                             


     Na ostateczny finał zacytuję Wam bon – mot znanego klasyka amerykańskiej powieści sensacyjnej Jeffery Deavera:
Gdzie kucharek sześć, tam się powinno je usmażyć. Na wolnym ogniu.”.

                                      



p.s. za niecały tydzień, 15 bm. ukaże się wywiad inicjujący post gościnny niejakiego wiesiołka, który niedawno jeszcze publikował m. in. świetne miniatury satyryczne na jednym z portali literackich; już dziś, Was, Najdrożsi, tu zapraszam;
na zachętę serwuję najnowszą fraszkę wiesiołka:

  Na wynalazcę

Wynalazca, pan Warszawski,
żoliborski, żaden praski,
co z trójkątów - taka szkoła,
robił kwadratury koła,
gdy mu owo całkiem zbrzydło,
skonstruował sobie szydło.

Miało przypominać skrzydło.
Widły, mydło i powidło.
Aby szydło się nie wygło,
zamontował szydłu śmigło.
Pewnie chyba "ku pamięci -
niech się święci". I się kręci.

(8.01.2016)