piątek, 25 lipca 2014

  Intuicyjnie... 

    Wróciłem nareszcie z sanatorium. Wypocząłem, odżywiłem się, pozbyłem się dołujących myśli i ponownie zacząłem się bawić sobą i światem:

                                                          

    Mój skołatany mózg wrócił do swego domku i jest gotowy na wszelka artystyczną kreatywność:

                                                            
     Jeszcze niedawno byłem w głębokim kamienistym dole, rzeczywistość mi skrzeczała, ot, na skraju depresji:

                                                                 

Siedziałem nad do połowy pustą szklanką (optymiści twierdziliby, że do połowy pełną, a realiści, że skurczysyn barman znowu nie dolał) i takie toto chodziło mi po głowie:
- Jestem zupełnie do dupy, do niczego już się nie nadaję, nikt mnie lubi, a żona 
w szczególności...
Nagle usłyszałem szept:
- Jesteś wspaniały, jedyny w swoim rodzaju, możesz góry zdobywać, a żona świata poza tobą nie widzi...
- Kto to powiedział?
- To ja,twoja intuicja...
Po chwili:
- Żona chyba naprawdę ma mnie za nic, ignoruje mnie i gardzi mną zupełnie...
- Nie masz racji! Jesteś dla żony wszystkim i słońcem, i chlebem, ona cię wprost uwielbia!
- To znowu ty?!
- Tak, to ja, twoja intuicja...
Po chwili:
- Żona mnie jednak nienawidzi i na pewno odejdzie ode mnie...
- Ależ gdzie tam! Żona cię kocha na zabój i będzie trwała przy tobie do końca na dobre i na złe... Ja ci to mówię, twoja intuicja!
Po chwili wchodzi listonosz z listem poleconym. Kwituję odbiór, a to pozew o rozwód z sugestią mojej winy!
Ja:
- Łożesz, kurwa!!! 
Moja intuicja (pełnym głosem, na jednym oddechu):
- Japierdole...

                                                         



    Na szczęście był to tylko senny koszmar. W mym prywatnym reality show świat jest piękny, ludzie są dobrzy, a na Ukrainie bez zmian!