Mogę sobie założyć, że na obecnym etapie żywota mego, kiedy to wraz z jesienią kalendarzową dopada mnie jesień życia, że moje dziecięce marzenia prawie się spełniły, he, he...
Kiedy z zapartym tchem oglądałem w tv pierwszy opolski festiwal (1963), zamarzyłem sobie, aby wystąpić w Opolu. Dwadzieścia jeden lat później podobno rzuciłem na kolana festiwalową publiczność śląską parodią ówczesnego hiciora "Budki Suflera".
W tym samym okresie błogiego szczenięctwa, gdy namiętnie czytałem współczesną klasykę amerykańską (E. Hemingway, J. Dos Passos, W. Faulkner), zamarzyło mi się, aby zostać pisarzem. Pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku zostałem przyjęty w poczet członków sekcji literackiej Polskiego Związku Autorów i Kompozytorów ZAKR, przez co zostałem namaszczony (rękami Wojciecha Młynarskiego) na zawodowego satyryka.
Pod koniec lat pięćdziesiątych XX w., mój ciężko pracujący śp. Tatuś, nabył na raty cud polskiej techniki, telewizor Belweder Ajnc i mogliśmy wreszcie oglądać klasyczne westerny Wtedy, przy brawurowej akcji Johna Wayne'a, rozmarzyłem się i zapragnąłem zostać aktorem. Nadszedł pamiętny rok 1979, kiedy to po raz pierwszy zostałem tatusiem i... zadebiutowałem w filmie rolą niejakiego Brzuski w "Grzesznym żywocie Franciszka Buły, w reżyserii Janusza Kidawy.
Marzenia me były banalne i typowo chłopięce, a tu... masz!!! Mógłbym zatem mówić o tzw. spełnieniu, jednak daleko mi do tego. Powodów jest kilka. Choćby odmienny pogląd na artyzm dwóch starożytnych gigantów:
Ars longa, vita brevis - Hipokrates
i z drugiej strony:
Exegi monumentum aere perrenius - Quintus Horatius Flaccus
O ile sztuka ma być długowieczna, to chciałbym dłużej z nią pożyć w zgodnym stadle, choćby po to, aby doczekać się horacjuszowej egzegezy! Zilustruję to dowcipaskiem:
Pacjent do lekarza:
- Kiedy byłem u pana ostatni raz, ze cztery lata temu, to oznajmił mi pan, że zostało mi zaledwie parę miesięcy życia, a tu po tych latach, widzi pan...
- Proszę pana, kiedy pacjent tak naprawdę uprze się żyć, to i medycyna jest... bezsilna!!!
Toteż brnę przez przeciwności losu, poobijany, ale, w zasadzie radosny!
W tym miejscu nachodzi mnie chęć, aby powymądrzać o kondycji prawdziwego artysty, Pomazańca Bożego... Wybiorę jednak opcję coitus interruptus i rzucę parę mych firmowych durnych min (nauczyłem się od pisiorów!) i na skróty podążę do pointy, która będzie kolejny wic:
Dziadziuś pyta się wnuczka:
- Jakie masz plany na dorosłe życie?
- Jak dorosnę, dziadziu, to zostanę wybitnym artystą
- To nie takie proste, mój mały! Albo jedno, albo drugie!!!
Reszta, zapewniam Was, nie będzie milczeniem!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA szkoda, Natalio...
UsuńNie przejmujcie się, Kochani podwójnymi komentarzami... To tylko drobny błąd tutejszego systemu, za chwilę wszystko się układa!!!
UsuńA ja już myślałam, że to ja coś nie tak zrobiłam...
UsuńNo i wszystko dobrze! Zapraszam niezmiennie!
UsuńOby dalej sie spełniały twoje marzenia,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki, Sąsiadko, za dobre słowa, z prośbą o dalsze...
Usuńgdyby słowo wybitnym zastąpić słowem wielkim, to (klate)racja oczywista :)))nasumi
OdpowiedzUsuńWitaj, nasumi, w mych nowym domku!
UsuńMy, my ludzie mali
Jesteśmy skazani na wielkość,
Na codzień potulni, ospali,
Dopóki nas nie nadepną!!!
hej
a jak często artyści zmieniają domki ...? :)))nasumi
Usuńto zależy od porozumienia Państwa z Kościołem, nasumi!
UsuńMam nadzieję Sztukmistrzu , że Ty też uparłeś sie żyć...
OdpowiedzUsuńUpar żech sie choby gupi, Andante BB!!!~
UsuńBuziule
Widzisz warto jednak żyć i marzyć...
OdpowiedzUsuńWidzisz ... Twoje marzenia się spełniły, czyżbyś w czepku się urodził? -:)
Pozdrawiam serdecznie.
A żebyś, JaGo, wiedziała!!! Z łona mamusi wyszedłem jako dziesięciomiesięczny maruder, na sucho i wraz z łożyskiem!!!
OdpowiedzUsuńserdeczności
No to jesteś szczęściarzem i oby tak dalej...
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Szacunek.Onże przebija w Twoich wpisach, Andrzeju, a ja właśnie dumam nad tą potrzebą /sprawnością moralną i wychodzi mi na to,że szacunek do innych ściśle/nierozerwalnie zależny jest od szacunku/akceptacji siebie.Tak trzymać.Serdeczności.
OdpowiedzUsuńOby, Twa koncepcja, Dobrochno, się sprawdziła, bo tzw. sprawność ogólnoharcerska raczej się nie sprawdza:
OdpowiedzUsuńWyjdzie z harcerza na starość świnia,
Takie to harce życie wyczynia...
Serdeczności w rozmiarze XXL
to pięknie masz. mało komu życie układa się od marzenia do marzenia. pozdrawiam sobotnio
OdpowiedzUsuń...marzenia jak ptaki szybują po niebie...
Usuńcałuski
Artystą jest się w duszy do końca życia a że artyzm nigdy nie umiera to i Klaterek żyć będzie wiecznie.I tego się trzymaj.Serdeczności Mistrzu.
OdpowiedzUsuńHossanna, Halleluyah, Hurra!!!
OdpowiedzUsuńcmoczki
człowiek mądry, (cokolwiek znaczy mądry) szuka całe życie. artysta czy nie artysta. podążanie tą ścieżką która wydaje się słuszna to odważna rzecz.
OdpowiedzUsuńNie każdego stać na to.
Pozdrawiam serdecznie!
W pewnej amerykańskiej książce napisano, że artysta wykonuje diabelski zawód. Coś w tym jest!!
UsuńZapraszam bezterminowo...
serdeczności
Urzekles mnie...jak ktos uprze sie zyc, to nic nie jest w stanie zatrzymac tego uporu... nawet Pan Bog! Bo jak czegos bradoz sie pragnie, to Niebo I Ziemia pomgaja w zrealizowaniu tego uporu...., ale wiadomo wszystko mas swoj kres, ale poki co upierajmu sie ile mozmy /smiech/
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Proponuję, Dear Judith, założyć Ruch Uporu!
Usuńściskam
Jędrusiu, a to farciarz z Ciebie! I wiesz, niech Ci się tak dalej wiedzie, sąsiedzie ;-) I love you my dearest, comme un ami, bien sur ;-)))
OdpowiedzUsuńIch bin sehr freundlich Meine Suesse Mimmelblau!!!
UsuńCełuju kak detyna