poniedziałek, 1 września 2014

Po pierwszym dzwonku...

                                                              

    Zabrzmiał już pierwszy dzwonek w nowym roku szkolnym. Miałem może i wątpliwą przyjemność zasiadać przez ponad dwadzieścia lat użerać się za biurkiem i przy tablicy, toteż prawie z rozrzewnieniem  zacytuję parę wypowiedzi mych koleżanek i kolegów po fachu:

Uspokójcie się bo postawię mu pałkę i nie będę się z nim więcej zabawiać.


Oszczędzę ci chyba wrażeń związanych z przejściem do następnej klasy.

Ja przez was to żylaków na mózgu dostanę!


Boże!!! Jeszcze 5 minut do końca lekcji. Mi się już nie chce. Coś sobie poróbcie.

Wyjdziecie za pięć po wpół do.

Jak wyciągasz pierwiastek, to tak aby wszyscy widzieli.

 Jesteś rozgarnięty jak kupa liści.

 Nie niszcz tej czaszki! Kiedyś będziesz tak wyglądał...

 Wstań i zobacz jak siedzisz!

 Jesteście kompletne dno! Tu trzeba plutonu egzekucyjnego, żeby zrobić porządek.

 Gadam do was jak mur do ściany.

 Podyktuje wam zadanie tak łatwe, że aż strach. Nie pokazujcie go rodzicom!

 Nie jesteście orłami. Można was wszystkich wystawić na parapecie i nie wyfruniecie.

 Nie będę wam piąty raz powtarzać! Mówiliśmy o tym już trzy razy!

 Żeby było szybciej to jedną ręką będę pisać a drugą mówić.

                                                       

41 komentarzy:

  1. I znowu szkoła od nowa wszystko znowu zaczyna się oby był szczęśliwy dla dzieci.

    Pozdrawiam życząc miłego Nowego Tygodnia.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to "żeby było szybciej" jest znakomite buhaha

    OdpowiedzUsuń
  3. Klik dobry:)

    Ponieważ mamy zaległości do wojny przystąpimy później.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Uczeń straszył koleżankę przez cały dzień pierogiem!"
      buziule

      Usuń
  4. Kurcze.... no jako stary belfer...popłakałam się ze śmiechu. Jakie to typowo szkolne. Na chwilę stałam przy tablicy, "pisałam jedną ręką i mówiłam drugą".
    Czasem brakuje mi tej atmosfery. Na szczęście tylko czasem:)
    Cmok za lewym uchem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie dwadzieścia lat już nie nauczam. Najzabawniejszy moment, który sobie przypominam:
      "Na mojej już ostatniej, siódmej lekcji wpada do mnie dyrektorka szkoły:
      - Panie Andrzeju, proszę na chwilę...
      A gdy zamknąłem drzwi za sobą, to usłyszałem jej konfidencjonalny szept:
      - Andrzej, skocz po jakąś flaszkę, bo mnie tak te głupie c...y (chodziło, rzecz jasna, o me koleżanki!) wkurzyły!!!
      Cudowne lata siedemdziesiąte!

      Usuń
    2. No cudne:):):):) Oj i dyrektorzy wtedy byli bardzie przyziemni. Powtarzałam 2 klasę LO, nieważne dlaczego. Matmę oblałam i tak wyszło. Oblałam matmę, ale nie inne przedmioty. I na tych innych nudziłam się jak mops. Toteż broiłyśmy( bo jeszcze jedna taka spadnięta była) na lekcjach równo. Nagminnie wysyłano nas do dyra. a ten, jak tylko wsuwałyśmy głowy do jego gabinetu mówił beznamiętnym tonem:"Papierki...." Hasło, .że mamy spadać i wyzbierać papiery dookoła szkoły. On też nie pozwolił obniżyć nam oceny z zachowania, chociaż nazbierałyśmy nieźle.

      Usuń
    3. Niestety, Jaskółko, miałem taką przypadłość, że robiłem za genialne dziecko... Wszystko zatem w szkole szło mi jak z płatka! Na szczęście już przy maturze powróciłem do normalności i o mało ją nie oblałem, właśnie z matematyki.

      Usuń
  5. Ktoś uznał, że jak na studiach miałem przez dwa lata historię to mogę prowadzić ten przedmiot w podstawówce. I to był błąd. Kiedyś sprawdzając klasówkę (robiłem to na lekcjach) wyłowiłem zdanie ucznia: "Dedal potrafił różne rzeczy, więc pewnego dnia żona Minosa urodziła dziecko" - wyrwało mi się nieco głośniejsze: "O kuźwa!". Dzieciaki naskarżyły, i ... awansowano mnie do kuratorium.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mnie, na szczęście, dzieciaki, nie skarżyły. Chyba mnie kochały! Mało tego, uczyłem kiedyś w bardzo szemranej dzielnicy i jakiś obrażony uczeń zebrał paczkę kumpli, by mi spuścić łomot. Na szczęście moi wychowankowie spuścili łomot tym, którzy mieli mnie spuścić i do dalszych incydentów już nie doszło.
      serdeczności

      Usuń
    2. Właściwie to nie była skarga, tylko pochwała, dzieci opowiadały wszędzie jaki to fajny nauczyciel, bo mówi "kuźwa", i jest "równy facet". Ale dorośli odebrali prawidłowo, i zrobiono mi karuzelę stanowisk. Nie wypadało mi aplikować kar, bo byłem tam zatrudniony (1991-1993 r.) jako psycholog szkolny/nauczyciel, więc tak trafiłem do kuratorium.

      Usuń
    3. Niegłupi awans... Jak pracowałem jak pracownik administracyjny na Uniwersytecie Śl. (kierownik klubu studenckiego), to esbecja na mnie się obraziła za nieprawomyślne teksty (pominięcie ingerencji cenzorskich) i zrobili mi dranie lipne porzucenie pracy! Po tygodnia znalazłem pracę w państwowym impresariacie dla domów robotniczych
      w branży budowlanej. Pensję miałem lichą, ale drugie tyle otrzymywałem tytułem "działki od kapel i kabaretów". Piękne czasy gierkowskiej komuny!

      Usuń
  6. Grunt, to do przodu z humorem. Hi, hi, hi.... czasmi mówię- wyjdź za drzwi i zaproś kulturę. Hi, hi, hi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też miałem swój ulubiony, choć już chyba ograny greps nauczycielski: "bardzo dobrze, trzy minus!"
      całuski

      Usuń
  7. hahaha...ach ta szkoła...to są moje naprawde fajne wspomnienia...a orły w naszej klasie były że hooo,hoooo.... na parapecie można nas było postawić spokojnie,przy otwartym oknie...D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W [pierwszej klasie liceum (1967) juz podpadłem mej wychowawczyni, romanistkę, gdy pod jej piękną dewizą:
      "Qui veut, peut (kto chce może)"
      dopisałem swoją:"Qui ne veut pas, doit (kto nie chce, musi)!
      Dowiedziałem sie wtedy, że jestem "pli meszaę" czyli bardzo niegrzeczny!
      cmoczki

      Usuń
  8. Przedwojenne : "Milcz jak do mnie mówisz"!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też kiedyś wyrwało mi się: "Niech powstaną ci, którzy boją się, że zostaną siedzieć!"
      buziulki

      Usuń
  9. A mi zawsze żal tych małych dzieciaczków które idą do szkoły z tornistrami ledwo je unosząc . Ledwo wyszły z łona matki a juz muszą siedzieć w ławkach . Szkoła powinna zaczynać się od 10 lat wtedy dzieci nie traciły by dzieciństwa, które kończy się wraz z przekroczeniem progu szkoły .
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiek szkolny jest dla mnie w porządku, lecz szkoła powinna być przyjazna dla dziecka, tak, jak dom rodzinny!
      buźki

      Usuń
  10. Witam jako dziewica blogowa :) . Rowniez usmialam sie serdecznie. I natychmiast przypomniala mi sie anegdotka rysunkowa, gdzies, dawno temu widziana:
    Pytanie na klasowce z biologii:
    Opisz sklad komorki.

    I opisal. Tzn. narysowal komorke p.t. NOKIA...... z cyferkami, ekranikiem, literkami, opisujac wszystko pieknie ze strzalkami..... I w morde jeza, dostal pale....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nauczycielowi bądź nauczycielce zabrakło tu poczucia humoru... Kiedyś pracowałem w szkole w typowo śląskiej dzielnicy Chorzowa i w zastępstwie koleżanki, przeprowadzałem klasówkę z fizyki (sam nauczałem języka polskiego). Jeden z uczniów własnymi śląskimi słowami tak opisał doświadczenie Pascala:
      "Jak do trzimetrowyj ruły nałoć wody, to sie drzewiano beczka rozczaśnie!"
      I miał rację, bo naprawdę się roztrzaśnie!!!
      pozdrawiam serdecznie i zapraszam na zaś, bo dziewice to rzadki gatunek!!!

      Usuń
  11. kiedyś poszedłem w liceum na układ z nauczycielką historii... ona da mi spokój, nie będzie mnie odpytywać przez cały semestr, a ja w pewnym momencie przygotuję pewien szerszy temat i go zreferuję... nadeszła w końcu ta wielkopomna chwila i rabnąłem speech na temat I wojny światowej... historyczka zdębiała, potem dostała ataku śmiechu i gdy już doszła do siebie, ogarnęła puentę: "no cóż, należy ci się piątka /stara skala 2 - 5/, ale z polskiego za doskonałą znajomość "Szwejka", a z historii dostaniesz trzy plus, bo cię lubię"... odpowiedziałem byłem: "chyba z czeskiego, albo z czechosłowackiego?"... "a jaką wersję językową czytałeś?"... uznałem z pokorą, że nie mam już odzywki... jakby nie było, trzy plus i spokój do końca roku było satysfakcjonującym łupem...
    niemniej jednak, tak sobie myślę... "Szwejk" po czukocku pisany pismem "rongo rongo" z Wyspy Wielkanocnej... matura murowana, tylko z jakiego przedmiotu?... i jaka krzepa po takim treningu, bo "rongo rongo" pisze się młotkiem na bambulach...
    bulba :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepsze, Piotrze, "rongo rongo" niż pisanie patykiem na wodzie!
      pacisko

      Usuń
  12. Jak słychać nie tylko uczniowie potrafią być pomysłowi ale i nauczyciele... też :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle, JaGo, że ta pomysłowość bierze się raczej z niewiedzy lub penego umysłowego niechlujstwa!
      buziulki

      Usuń
    2. No jak Pan tak może mówić, Panie Profesurze :)
      Buziole.

      Usuń
    3. Niestety, JaGo, sam na to wpadłem, być moze właśnie na własnym przykładzie!

      Usuń
  13. usmialam sie , ale i zatesknilam do tych szkolnych law...sie dzielo i sie smialo...bylo swietnie :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gombrowicz miał chyba podobne marzenia, stąd "Ferdydurke"... Dziękuję, Katarzyno za odwiedziny i zapraszam na zaś.

      Usuń
  14. I co tu gadać,,ryba psuje się od głowy''(uczeń przez nauczyciela)tak się mówi nie chcę nikogo obrazić ale sypnąłeś wspaniałym humorkiem ha,ha.Z drugiej strony żal mi szkolnych lat jest co powspominać ze szkołą wiązę same radości chociaz nie brakowało i tych gorszych ale była fajnie serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorosłe życie nabawia nas niekiedy takiej traumy, że często tęsknimy za "bezgrzesznymi latami" dzieciństwa!
      ściskam

      Usuń
  15. "wstań i zobacz jak siedzisz!" hehehehe, niezłe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby tak pogrzebać w szkolnych dzienniczkach i zeszytach znalazłoby się więcej takich perełek, Wyrwasie.
      pozdrawiam i zapraszam

      Usuń
  16. Teraz przypomniałem sobie 1 klasę w technikum - lekcja: rysunek techniczny.
    A były to czasy, gdy rysowało się grafionami, na brystolu. Wszelakie błędy czy kleksy usuwało się ścinając żyletką cienką warstwę brystolu.
    Na arkuszu A4 trzeba było narysować ramkę i tabliczkę rysunkową.
    Cwany belfer (wtedy już zbliżał się do 70-ki!) trzymał w swoim gabinecie gotowe arkusze z nadrukowaną ramką i tabliczką. Miał tam też niezły zapasik kałamarzy z tuszem kreślarskim, pineskami, grafionami (Młodsze roczniki proszę, by nie myliły z grafosami!!), redisówkami itp akcesoriami potrzebnymi na lekcji. Kto czegoś zapomniał -albo otrzymywał dwóję, albo płacił za wypożyczenie. Tak samo z brystolem. Jak nie chciało się w domu rysować ramki i tabliczki, można było kupić za parę groszy te zadrukowane.

    Nam, uczniom oczywiście nie chciało się rysować. Nie mieliśmy też ochoty na płacenie. Więc po dorobieniu wytrycha korzystaliśmy z zasobów "pana profesora".
    Niestety, dostęp do jego gabinetu był tylko podczas lekcji. Więc w chwili, gdy profesor coś z zacięciem rysował na tablicy, któryś z nas, na czworakach podchodził do drzwi gabinetu (z tyłu sali) otwierał drzwi i przygotowywał nasze zamówienia.

    Któregoś razu włamywać o mało co nie wpadł.Tak przynajmniej mu się wydawała. Liczył na "należny" wiekowi profesora słaby słuch i wzrok. Siedząc już w ławce wyszeptał do kolegi - "k...a mać, o mało co mnie nakrył!"
    Niestety profesor usłyszał, zrobił rewizję i wysłał winowajcę do dyrektora. Nie ważne jak to się skończyło.

    Jednak już na drugi rok, po korytarzu chodzili pierwszoklasiści i ze śmiechem powtarzali "expose" profesora. A brzmiało ono tak:

    - "Kto bedzie na czterniakach wchodzić do gabinetu, kraść brystol i mówić przy tym k...a mać - ten pójdzie do pan dyrektor".

    Po 6 latach mój kuzyn również rozpoczął naukę w tym technikum - expose się nie zmieniło.
    Ciekawostka pozostaje "pozycja społeczna" owego belfra. Uczył chyba do 75 roku życia. Przez całe życie mieszkał w służbowym mieszkaniu na parterze szkoły.
    Ale to już inna bajka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój profesor, Leszku, to jeszcze chyba postać z XIX w. Ich praca była całych ich życiem, w końcu z tego dziwaczeli i stawali się zazwyczaj nieszkodliwymi maniakami!
      serdeczności

      Usuń
  17. cieszę sie ze tutaj wpadłem jest wiele fajnych pomysłów!

    OdpowiedzUsuń
  18. Jestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.

    OdpowiedzUsuń
  19. W sumie dla moich dzieci również w Zabrzu zabrzmiał pierwszy dzwonek. Dodatkowo jeszcze zaczęły chodzić od razu na kurs języka angielskiego. Fajnie, że poprzez stronę https://earlystage.pl/pl/szkola/zabrze udało mi się znaleźć bardzo dobrą szkołę językową.

    OdpowiedzUsuń