Spektakl jest adaptacją jednego z wątków powieści wenezuelskiego satyryka Miguel Otero Silvy - "Kiedy chcę płakać - nie płaczę".
Powieść ta została wydana w Polsce czterdzieści lat temu i dzięki tzw. masce rzymskiego imperatora miała pokazać ówczesne mechanizmy dyktatury w stylu iberoamerykańskim- hunty wojskowe, Juan Peron i inni.
W moim spektaklu chciałem pójść jeszcze dalej ku współczesności, toteż użyłem w tekście pozornych anachronizmów, aby wzmocnić koncepcję umowności w starorzymskim kamuflażu.
Prezentuję tu na próbę pierwszą scenę tego monodramu. Zależy mi na Waszej opinii, bo to przecież mój dramatopisarski debiut!
Imperator
Story (tytuł roboczy)
monodram wg
fragmentów powieści M. O. Silvy - „Kiedy
chcę płakać - nie płaczę”
w tłum. Andrzeja Nowaka
Scena I
(uwertura
muzyczna; odgłos hałasu demonstracji – okrzyki itp.; na scenie
namiot sugerujący rzymski grobowiec, biurko, fotel, mównica; na
biurku: papiery, gazety, napełniony serwis do kawy; w tle widok ruin
Coloseum- projekcja odtylna na ekranie)
Do
jasnej Wenery! Człowieka szlag może trafić i to we własnym
grobowcu! Cicho!!! Głowa mi pęka od tego snu wiecznego, a do tego
jestem cały obolały, na wiekuistym kacu i odwodniony!
(wychodzi z namiotu w
galowym stroju rzymskiego cesarza, w purpurze i złocie, z przekrzywioną koroną
z liści laurowych na rozczochranej długiej czuprynie i w „brodzie
proroka”; sięga po butelkę mineralnej, duszkiem wypija.)
Dzięki! Wybaczcie, że na
chwilę was opuszczę, idę zrobić się na człowieka... Zmyję z
siebie ten kurz historii, cuchnący zatęchłą egzegezą,
hagiografią au rebours i zwietrzałą charyzmą. Dopiero
potem będziemy mogli pogadać. Ot, powiedzmy, przy kawie... Wow, jak
ja tego kofeinowego kopa potrzebuję!
(udaje się za parawan;
słychać odgłosy „toaletowe”, na parawanie przewieszony
cesarski strój, następnie szum prysznica)
Niejaki Laktancjo,
nawiedzony regularny świr, papista do szpiku kości, a do tego
zdewociały hipokryta, nieporadnie i z wdziękiem muszli klozetowej,
próbował pogodzić swą religijną ortodoksję z krępującymi go
więzami rodzinnymi. Wobec sfabrykowanej legendy, gdzie
odpowiedzialnością za pewne niegodziwości, próbowano obarczyć
mnie i mego zięcia Galeriusza, zaczął co nieco ściemniać i
mataczyć potwierdzoną przez ekspertów faktografię.
Rzeczony Laktancjo,
niestety, był moim naturalnym synem, zrodzonym z łona pewnej
czcigodnej damy rzymskiej, taniej dziwki, of
course, znanej pod imieniem Petronia Wakuna.
(przytłumiony odgłos
maszynki do golenia)
Otóż ten przygłup, mój
synalek, zaczął rozgłaszać, że pod koniec mego sprawowania
władzy byłem już tylko, budzącym litość, zniedołężniałym
tetrykiem i starym pierdołą.
Do wściekłości i
nieprzemyślanych ruchów miały mnie doprowadzić perwersja,
korupcja, tudzież skrajny debilizm, mych najbliższych krewnych!
Musiałem podobno jakoś to
odreagować i resztki mej energii poświęcić na desperacką,
eksterminację chrześcijan.
(wychodzi zza parawanu
ubrany w płaszcz kąpielowy, nie przerywając golenia; co chwila
spogląda do lusterka, strojąc miny)
Takież to uroki
imperatorskich rządów. Nikogo do końca nie zadowolisz, a wrogowie
i malkontenci atakują zdrowy państwowy organizm niczym świerzbiąca wysypka, jak
przy alergii na truskawki.
Przyznaję, zachowywałem
się nieobliczalnie i histerycznie. Osobiście przyłożyłem rękę
do rabowania ich kościołów, metodycznie konfiskowałem ich dobra,
publicznie paliłem ich święte pergaminy niczym naćpany
barbarzyńca. Wypróbowanymi metodami, względnie skutecznymi od
zarania cesarstwa, takimi jak łapanki uliczne, wyciąganie ich z
domów o świcie, niekończące się całodobowe przesłuchania i
finezyjny repertuar tortur, zmuszałem do kategorycznego zaprzaństwa i demonstracyjnego oddawania
czci naszym bogom.
Byłem w tym wyjątkowo
wredny, skuteczny i skrupulatny. Nie przepuściłem nikomu, choć moi
siepacze chętnie przyjmowali dary i drobniejsze łapówki, ale to
tylko spowodowało, że z coraz wiekszą determinacją robili swoje.
Wierzę, że musiało to dawać mym ofiarom wyjątkowo w dupę!
(odkłada maszynkę,
sadowi się w fotelu przy biurku, nalewa sobie kawy, pociąga łyczek
z błogością, malującą się na twarzy)
Pozwolą, Szanowni Państwo,
że teraz się przedstawię: Dioklecjan, a ściślej – Gaius
Aurelius Valerius Diocletianus, syn, he, he, Jowisza, urodzony w
dalmatyńskiej Solinie w 244 r., Imperator Rzymski, Pomazaniec Boży,
wybitny mąż stanu, wytrawny ekonomista, znakomity mówca oraz
zdeklarowany apologeta rzymskiego dolce vita.
Że co?! Że to puste
przechwałki, że nieporadny, nachalny autopiar?! Zajrzyjmy zatem do
prasy, tej oficjalnej reżimowej i dla pełnego obrazu, do
nielegalnej bibuły.
(niespiesznie nabija
sobie fajkę ze znawstwem i ceremonialnym zamiłowaniem, sięga po
leżącą na blacie biurka gazetę)
O, proszę (wskazuje na
pierwszą stronę gazety, czyta)!”
„Aureus umocnił swą
pozycję wobec dolara i euro” Widmo inflacji zażegnane. Salve
Caesar!”
I następny kawałek:
„Stan liczebny
zawodowej armii wrósł do ponad 400 tys. Wizytacja twierdz, fortów i
obozów legionowych, od Morza Czerwonego do Eufratu, wypadła
zadowalajająco. Ave Caesar, morituri... itd.”
Dalej:
„ Na ruinach
kościoła w Nikodemii rozpoczęto budowę Stadionu Imperialnego.
Nieopodal trwa modernizacja, z zastosowaniem najnowszych procedur i
standardów technicznych, gigantycznej piekarni. Panem et circenses,
Vale Generalissimus!.”
Wystarczy?! Zerkniemy
teraz, jak obiecałem do tej szmatławej bibuły...Buchachacha...
(dotyka prawego ucha,
uruchamiając profesjonalny, „szpiegowski” komunikator rozmawia)
No... Co tam
znowu?! Daj mi spokój, jestem zajęty Czym, czym... Zbawiam
Imperium, ot, co! Mówisz, że jest to pilne?! Briefing, ekspoze, czy
nie daj Bogowie, spotkanie z ciekawym człowiekiem... Acha,
nieobowiązujący gadulec przed kamerami, na wszystkich dostępnych kanałach... Ale przecież nie jestem na
to, tak ad hoc, przygotowany! Dobra, pełny spontan, namolny
populizm i ludzka twarz tyranii... Zrobione!
(przegląda
nielegalną prasę, wyraźnie znudzony, prawie zniesmaczony)
„Spieprzaj,
dziadu”... „Diokles musi odejść”... „Teraz, kuźwa, my”...
Vanitas vanitatum!
( muzyka, zaciemnienie
sceny)
Jeśli Wam ten pierwszy fragment odpowiada i przemawia do wyobraźni, to pojawi sie tu, na tym blogu, mój ulubiony ciąg dalszy...
Już się nie mogę doczekać dalszego ciągu ... chociaż wciąż gdzieś z tyłu głowy słyszę głosy "tyyy, ale o co chozii?"
OdpowiedzUsuńDobre to, świetne, pisz, ;-))
Tym razem nie odpowiem, że chodzi o pieniądze! Szybciej o władzę!
Usuńukłony
Ja sie nie odważe - jestem z chamów................, ale z przyjemnościa poczytam dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A to przesadziłeś, Piotrze! Miałeś na myśli plebs i kulturę plebejską?!
Usuńpatrz tam jako!
Wychodzi na jedno - lubię jasność wypowiedzi.
UsuńJakoś pierymy przez tyn świat.
Zgadza się, Piotrze - piąć się i spadać, piąć się...
UsuńNo.. zacząłeś bardzo interesująco . czekam na ciąg dalszy... hi,hi
OdpowiedzUsuńCiąd dalszy nastąpi na... odcisk!
Usuńbuźki
jenyyyy... uwielbiam te "errr" podczas procesu artykulacji słowa "tortura"... tortura, tortuga, tortoletka, torelancja, thiocodin, toffi... tora, tora, tora!!!...
OdpowiedzUsuńaha, co to jest "twierza"?... ale to chyba raczej pytanie do Twojej korektorki /blondynka, tak?/...
burba...
znaczy bulba miało być :)...
Szkoda, Piotrze, że nie odniosłeś się do tzw. meritumu... Jednakże uwielbiasz "Errr", no to włala:
Usuń"Rewelacyjny wprost magister resocjalizacji na parapecie witryny rosarium zrobił regularny striptis..."
pacia
I Ty to ten tekst sam wkuwasz i potem na scenie? Podziwiam!!!
OdpowiedzUsuńAkurat, Uleczko, na tym właśnie polega ta ciemna strona pracy aktora... Ten tekst jednsk nie napisałem dla siebie, lecz dla znajomego aktora. Do tego dojdzie jeszcze ilustracyjna muzyka, a na samym spektaklu jeszcze gra świateł.
Usuńkusiolki
Nie jestem pewien, ale kościoły chrześcijańskie (w sensie budynków nadających się do rabowania) zaczęły powstawać znacznie później i w innym miejscu. Wynika z tego, że Dioklecjan mógł rabować prywatne domy, albo katakumby, bo te robiły za pierwsze kościoły chrześcijan.
OdpowiedzUsuńTak jak pkanalia, poza twierzą, znalazłem też autopiar, jedną "gramotkę", i kilka interpunkcji, ale rozumiem, że to jeszcze będziesz cyzelował. Ja bym jeszcze dodał wątek zniewalania i gwałcenia wyznawczyń nowej religii. No i może lepiej, żeby nie sięgał po gazetę, tylko "otwierał" internet. To tak na pierwszy rzut oka. Całość super!
Zapewne, Andrzeju, co do tych kościołów chrześcijańskich w III w. naszej ery masz rację. W beletrystyce jednak funkcjonuje lit=centia poetica, która na wiele twórcy pozwala. Co do "gramotki" wskaż mi ją, proszę, bo jakoś nie potrafię tego znaleźć i skorygować... "Autopiar" natomiast to akurat mój neologizm, patrz : licentia... Diokleś będzie otwierał internet w dalszej części tekstu...
Usuńserdeczności
Andrzeju, obarczasz mnie nadmiernym stresem ... bo poprawiać mistrza!? Ale rozumiem, że to jeszcze projekt. Nie zapamiętałem tej "gramotki", bo skupiłem się nad fajną treścią, chociaż wydaje mi się, że dla jasności tekstu mogło mi chodzić o ten fragment, gdzie może powinno być tak: "... wysypują się na zdrowym państwowym organiźmie jak WRZODY przy alergii na truskawki..."
UsuńWprawdzie to ma być monodram, ale jakby tak rozładować go szczyptą humoru i dodać "cuś", np. tak: "Do wściekłości i nieprzemyślanych ruchów (TAKŻE FRYKCYJNYCH) miały mnie doprowadzić perwersja,..."?
Na razie w mym skołatanym łbie nic więcej się nie kolebie.
Pozdrawiam
Dziękuję, Andrzeju. poprawiłem, wg Twyej sugestii "alergiczny" fragment. Z tymi "ruchami FRYKCYJNYMI" to chyba jednak bym przegiął, "słodząc cukier"!
UsuńDo wyobraźni przemawia, napisane lekko ze swadą i dużą dozą humoru ironia i aluzje do współczesności wyraźne ale... Czytelnik lub widz mniej obyty w tematyce starożytnej może czuć się trochę zagubiony.
OdpowiedzUsuń"Wiekuisty kac"! To mi dopiero tortura i kara za grzechy.Myślisz, że to stosują w piekle?
Naiwnie zakładam, Bet, że wśród naszego P.T. Społeczeństwa znajdzie się jeszcze garstka zawodowych i mentalnych inteligentów i oni są właśnie adresatami tego spektaklu. Ów wiekuisty kac to na pewno piekielna męka, do której dodałbym jeszcze równie wiekuisty suchostój (patrz: priapizm)!
Usuńbuziulki
Za ma ło! Za ma ło! Za ma ło!
OdpowiedzUsuńCiągi dalsze nieuchronnie nadciągają, Ewo!
OdpowiedzUsuńściskam
Przemawia, przemawia Klaterku, pędzę do ciągu dalszego :-)
OdpowiedzUsuńZapraszam, zapraszam...
OdpowiedzUsuńMusiałam zacząć od początku, aby wczuć się i pójść dalej. Teraz gdy złapałam wątek idę tropem dalej... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Buziulki, przytulki...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDo scenografii dodałbym wystające zza murów koloseum dźwigi portowe.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy Diokleś gdy jeszcze nie był cezarem, na igrzyska w koloseum przełaził przez mur?
Całkiem możliwe, Leszku! Może też podglądał szacowne rzymskie matrony w termie?!
OdpowiedzUsuńserdeczności
Ja bym tego wątku nie lekceważył. U nas jeden przeskoczył sobie przez mur w drodze do pracy, skutkiem czego daleko w Berlinie przewrócił się inny mur.
OdpowiedzUsuńPozostaja jeszcze napisy na tych murach...
OdpowiedzUsuńfajnie było tutaj zajrzeć meega fajny blog - polecam ! :)
OdpowiedzUsuń