środa, 24 września 2014

Imperator Story

         Dziś skończyłem tekst mego debiutanckiego monodramu. Bohaterem tego spektaklu jest rzymski cesarz Dioklecjan.
    Spektakl jest adaptacją jednego z wątków powieści wenezuelskiego satyryka Miguel Otero Silvy - "Kiedy chcę płakać - nie płaczę".
Powieść ta została wydana w Polsce czterdzieści lat temu i dzięki tzw. masce rzymskiego imperatora miała pokazać ówczesne mechanizmy dyktatury w stylu iberoamerykańskim- hunty wojskowe, Juan Peron i inni.
     W moim spektaklu chciałem pójść jeszcze dalej ku współczesności, toteż użyłem w tekście pozornych anachronizmów, aby wzmocnić koncepcję umowności w starorzymskim kamuflażu.
      Prezentuję tu na próbę pierwszą scenę tego monodramu. Zależy mi na Waszej opinii, bo to przecież mój dramatopisarski debiut!

                                                                       







Imperator Story (tytuł roboczy)

monodram wg fragmentów powieści M. O. Silvy - „Kiedy chcę płakać - nie płaczę”

w tłum. Andrzeja Nowaka



Scena I



(uwertura muzyczna; odgłos hałasu demonstracji – okrzyki itp.; na scenie namiot sugerujący rzymski grobowiec, biurko, fotel, mównica; na biurku: papiery, gazety, napełniony serwis do kawy; w tle widok ruin Coloseum- projekcja odtylna na ekranie)



     Do jasnej Wenery! Człowieka szlag może trafić i to we własnym grobowcu! Cicho!!! Głowa mi pęka od tego snu wiecznego, a do tego jestem cały obolały, na wiekuistym kacu i odwodniony!



(wychodzi z namiotu w galowym stroju rzymskiego cesarza, w purpurze i złocie, z przekrzywioną koroną z liści laurowych na rozczochranej długiej czuprynie i w „brodzie proroka”; sięga po butelkę mineralnej, duszkiem wypija.)



     Dzięki! Wybaczcie, że na chwilę was opuszczę, idę zrobić się na człowieka... Zmyję z siebie ten kurz historii, cuchnący zatęchłą egzegezą, hagiografią au rebours i zwietrzałą charyzmą. Dopiero potem będziemy mogli pogadać. Ot, powiedzmy, przy kawie... Wow, jak ja tego kofeinowego kopa potrzebuję!



(udaje się za parawan; słychać odgłosy „toaletowe”, na parawanie przewieszony cesarski strój, następnie szum prysznica)



     Niejaki Laktancjo, nawiedzony regularny świr, papista do szpiku kości, a do tego zdewociały hipokryta, nieporadnie i z wdziękiem muszli klozetowej, próbował pogodzić swą religijną ortodoksję z krępującymi go więzami rodzinnymi. Wobec sfabrykowanej legendy, gdzie odpowiedzialnością za pewne niegodziwości, próbowano obarczyć mnie i mego zięcia Galeriusza, zaczął co nieco ściemniać i mataczyć potwierdzoną przez ekspertów faktografię.

     Rzeczony Laktancjo, niestety, był moim naturalnym synem, zrodzonym z łona pewnej czcigodnej damy rzymskiej, taniej dziwki, of course, znanej pod imieniem Petronia Wakuna.



(przytłumiony odgłos maszynki do golenia)



     Otóż ten przygłup, mój synalek, zaczął rozgłaszać, że pod koniec mego sprawowania władzy byłem już tylko, budzącym litość, zniedołężniałym tetrykiem i starym pierdołą.

     Do wściekłości i nieprzemyślanych ruchów miały mnie doprowadzić perwersja, korupcja, tudzież skrajny debilizm, mych najbliższych krewnych!

Musiałem podobno jakoś to odreagować i resztki mej energii poświęcić na desperacką, eksterminację chrześcijan.



(wychodzi zza parawanu ubrany w płaszcz kąpielowy, nie przerywając golenia; co chwila spogląda do lusterka, strojąc miny)



     Takież to uroki imperatorskich rządów. Nikogo do końca nie zadowolisz, a wrogowie i malkontenci atakują zdrowy państwowy organizm niczym świerzbiąca wysypka, jak przy alergii na truskawki.

    Przyznaję, zachowywałem się nieobliczalnie i histerycznie. Osobiście przyłożyłem rękę do rabowania ich kościołów, metodycznie konfiskowałem ich dobra, publicznie paliłem ich święte pergaminy niczym naćpany barbarzyńca. Wypróbowanymi metodami, względnie skutecznymi od zarania cesarstwa, takimi jak łapanki uliczne, wyciąganie ich z domów o świcie, niekończące się całodobowe przesłuchania i finezyjny repertuar tortur, zmuszałem do kategorycznego zaprzaństwa i demonstracyjnego oddawania czci naszym bogom.

     Byłem w tym wyjątkowo wredny, skuteczny i skrupulatny. Nie przepuściłem nikomu, choć moi siepacze chętnie przyjmowali dary i drobniejsze łapówki, ale to tylko spowodowało, że z coraz wiekszą determinacją robili swoje. Wierzę, że musiało to dawać mym ofiarom wyjątkowo w dupę!



(odkłada maszynkę, sadowi się w fotelu przy biurku, nalewa sobie kawy, pociąga łyczek z błogością, malującą się na twarzy)



     Pozwolą, Szanowni Państwo, że teraz się przedstawię: Dioklecjan, a ściślej – Gaius Aurelius Valerius Diocletianus, syn, he, he, Jowisza, urodzony w dalmatyńskiej Solinie w 244 r., Imperator Rzymski, Pomazaniec Boży, wybitny mąż stanu, wytrawny ekonomista, znakomity mówca oraz zdeklarowany apologeta rzymskiego dolce vita.

Że co?! Że to puste przechwałki, że nieporadny, nachalny autopiar?! Zajrzyjmy zatem do prasy, tej oficjalnej reżimowej i dla pełnego obrazu, do nielegalnej bibuły.



(niespiesznie nabija sobie fajkę ze znawstwem i ceremonialnym zamiłowaniem, sięga po leżącą na blacie biurka gazetę)

O, proszę (wskazuje na pierwszą stronę gazety, czyta)!”



Aureus umocnił swą pozycję wobec dolara i euro” Widmo inflacji zażegnane. Salve Caesar!



I następny kawałek:

Stan liczebny zawodowej armii wrósł do ponad 400 tys. Wizytacja twierdz, fortów i obozów legionowych, od Morza Czerwonego do Eufratu, wypadła zadowalajająco. Ave Caesar, morituri... itd.”



Dalej:

Na ruinach kościoła w Nikodemii rozpoczęto budowę Stadionu Imperialnego. Nieopodal trwa modernizacja, z zastosowaniem najnowszych procedur i standardów technicznych, gigantycznej piekarni. Panem et circenses, Vale Generalissimus!.”



Wystarczy?! Zerkniemy teraz, jak obiecałem do tej szmatławej bibuły...Buchachacha...



(dotyka prawego ucha, uruchamiając profesjonalny, „szpiegowski” komunikator rozmawia)



     No... Co tam znowu?! Daj mi spokój, jestem zajęty Czym, czym... Zbawiam Imperium, ot, co! Mówisz, że jest to pilne?! Briefing, ekspoze, czy nie daj Bogowie, spotkanie z ciekawym człowiekiem... Acha, nieobowiązujący gadulec przed kamerami, na wszystkich dostępnych kanałach... Ale przecież nie jestem na to, tak ad hoc, przygotowany! Dobra, pełny spontan, namolny populizm i ludzka twarz tyranii... Zrobione! 

(przegląda nielegalną prasę, wyraźnie znudzony, prawie zniesmaczony)


„Spieprzaj, dziadu”... „Diokles musi odejść”... „Teraz, kuźwa, my”... Vanitas vanitatum!


( muzyka, zaciemnienie sceny)

    Jeśli Wam ten pierwszy fragment odpowiada i przemawia do wyobraźni, to pojawi sie tu, na tym blogu, mój ulubiony ciąg dalszy...

                                           
 

30 komentarzy:

  1. Już się nie mogę doczekać dalszego ciągu ... chociaż wciąż gdzieś z tyłu głowy słyszę głosy "tyyy, ale o co chozii?"
    Dobre to, świetne, pisz, ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem nie odpowiem, że chodzi o pieniądze! Szybciej o władzę!
      ukłony

      Usuń
  2. Ja sie nie odważe - jestem z chamów................, ale z przyjemnościa poczytam dalszy ciąg.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to przesadziłeś, Piotrze! Miałeś na myśli plebs i kulturę plebejską?!
      patrz tam jako!

      Usuń
    2. Wychodzi na jedno - lubię jasność wypowiedzi.
      Jakoś pierymy przez tyn świat.

      Usuń
    3. Zgadza się, Piotrze - piąć się i spadać, piąć się...

      Usuń
  3. No.. zacząłeś bardzo interesująco . czekam na ciąg dalszy... hi,hi

    OdpowiedzUsuń
  4. jenyyyy... uwielbiam te "errr" podczas procesu artykulacji słowa "tortura"... tortura, tortuga, tortoletka, torelancja, thiocodin, toffi... tora, tora, tora!!!...
    aha, co to jest "twierza"?... ale to chyba raczej pytanie do Twojej korektorki /blondynka, tak?/...
    burba...
    znaczy bulba miało być :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, Piotrze, że nie odniosłeś się do tzw. meritumu... Jednakże uwielbiasz "Errr", no to włala:
      "Rewelacyjny wprost magister resocjalizacji na parapecie witryny rosarium zrobił regularny striptis..."
      pacia

      Usuń
  5. I Ty to ten tekst sam wkuwasz i potem na scenie? Podziwiam!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat, Uleczko, na tym właśnie polega ta ciemna strona pracy aktora... Ten tekst jednsk nie napisałem dla siebie, lecz dla znajomego aktora. Do tego dojdzie jeszcze ilustracyjna muzyka, a na samym spektaklu jeszcze gra świateł.
      kusiolki

      Usuń
  6. Nie jestem pewien, ale kościoły chrześcijańskie (w sensie budynków nadających się do rabowania) zaczęły powstawać znacznie później i w innym miejscu. Wynika z tego, że Dioklecjan mógł rabować prywatne domy, albo katakumby, bo te robiły za pierwsze kościoły chrześcijan.
    Tak jak pkanalia, poza twierzą, znalazłem też autopiar, jedną "gramotkę", i kilka interpunkcji, ale rozumiem, że to jeszcze będziesz cyzelował. Ja bym jeszcze dodał wątek zniewalania i gwałcenia wyznawczyń nowej religii. No i może lepiej, żeby nie sięgał po gazetę, tylko "otwierał" internet. To tak na pierwszy rzut oka. Całość super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne, Andrzeju, co do tych kościołów chrześcijańskich w III w. naszej ery masz rację. W beletrystyce jednak funkcjonuje lit=centia poetica, która na wiele twórcy pozwala. Co do "gramotki" wskaż mi ją, proszę, bo jakoś nie potrafię tego znaleźć i skorygować... "Autopiar" natomiast to akurat mój neologizm, patrz : licentia... Diokleś będzie otwierał internet w dalszej części tekstu...
      serdeczności

      Usuń
    2. Andrzeju, obarczasz mnie nadmiernym stresem ... bo poprawiać mistrza!? Ale rozumiem, że to jeszcze projekt. Nie zapamiętałem tej "gramotki", bo skupiłem się nad fajną treścią, chociaż wydaje mi się, że dla jasności tekstu mogło mi chodzić o ten fragment, gdzie może powinno być tak: "... wysypują się na zdrowym państwowym organiźmie jak WRZODY przy alergii na truskawki..."

      Wprawdzie to ma być monodram, ale jakby tak rozładować go szczyptą humoru i dodać "cuś", np. tak: "Do wściekłości i nieprzemyślanych ruchów (TAKŻE FRYKCYJNYCH) miały mnie doprowadzić perwersja,..."?
      Na razie w mym skołatanym łbie nic więcej się nie kolebie.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Dziękuję, Andrzeju. poprawiłem, wg Twyej sugestii "alergiczny" fragment. Z tymi "ruchami FRYKCYJNYMI" to chyba jednak bym przegiął, "słodząc cukier"!

      Usuń
  7. Do wyobraźni przemawia, napisane lekko ze swadą i dużą dozą humoru ironia i aluzje do współczesności wyraźne ale... Czytelnik lub widz mniej obyty w tematyce starożytnej może czuć się trochę zagubiony.
    "Wiekuisty kac"! To mi dopiero tortura i kara za grzechy.Myślisz, że to stosują w piekle?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naiwnie zakładam, Bet, że wśród naszego P.T. Społeczeństwa znajdzie się jeszcze garstka zawodowych i mentalnych inteligentów i oni są właśnie adresatami tego spektaklu. Ów wiekuisty kac to na pewno piekielna męka, do której dodałbym jeszcze równie wiekuisty suchostój (patrz: priapizm)!
      buziulki

      Usuń
  8. Za ma ło! Za ma ło! Za ma ło!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciągi dalsze nieuchronnie nadciągają, Ewo!
    ściskam

    OdpowiedzUsuń
  10. Przemawia, przemawia Klaterku, pędzę do ciągu dalszego :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Musiałam zacząć od początku, aby wczuć się i pójść dalej. Teraz gdy złapałam wątek idę tropem dalej... :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. Do scenografii dodałbym wystające zza murów koloseum dźwigi portowe.
    Nie wiem, czy Diokleś gdy jeszcze nie był cezarem, na igrzyska w koloseum przełaził przez mur?

    OdpowiedzUsuń
  14. Całkiem możliwe, Leszku! Może też podglądał szacowne rzymskie matrony w termie?!
    serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja bym tego wątku nie lekceważył. U nas jeden przeskoczył sobie przez mur w drodze do pracy, skutkiem czego daleko w Berlinie przewrócił się inny mur.

    OdpowiedzUsuń
  16. Pozostaja jeszcze napisy na tych murach...

    OdpowiedzUsuń
  17. fajnie było tutaj zajrzeć meega fajny blog - polecam ! :)

    OdpowiedzUsuń