sobota, 20 maja 2017

" I tu mam zgryz..." - wywiad z Gościem, blogerką Jaskółką

Jaskółka, wytrawna i doświadczona blogerka. Do jej blogosfery możecie dojść tędy i owędy. Na świat i ludzi patrzy z dystansu, choć, w gruncie rzeczy, życzliwie.

                     
Zdjęcie usunięte na prośbę Jaskółki.


Doktor nauk społecznych, naukowiec, wykładowca akademicki i skromna nauczycielka dziatwy szkolnej oraz... pani sklepowa. Zainteresowania wszechstronne: fotografia, muzyka, taniec, sport, motoryzacja, robótki - wszystkie możliwe techniki, ogród i nade wszystko przyroda.
Stateczna żona i matka dorosłych już dzieci. Kapryśna koneserka wybranych dziedzin literatury i sztuki.
Reszty o naszym Gościu dowiemy się w... dalszym praniu, mniej więcej za tydzień.


     Pora teraz na długo oczekiwany, sądzę tak po Waszych komentarzach, wywiad z naszym znamienitym Gościem:

  1)  Wyobraźmy sobie taką sytuację. Po ciężko przepracowanej nocy nad ważnymi papierami, spoglądasz świtem bladym przez okno, a tu, na parapecie siedzi... jaskółka. Co Ty na to? 


     Chciałabym zobaczyć jaskółkę na parapecie. Zwłaszcza po przepracowanej naukowo nocy.
Jaskółka to bardzo pogodny, rozświergotany ptak i bardzo niezależny, zachłystujący się wysokimi lotami,

      Codziennie obserwuję też przeloty czapli na okoliczne stawy. Często widzę na niebie szybujące myszołowy lub jastrzębie W ogrodzie kręcą się gołębie, kosy, drozdy…
 Ale śmigające wysoko jaskółki zawsze wprawiały mnie w zachwyt. Tyle wdzięku, tyle lekkości i tyle wolności w ich lotach. Mój nick to naturalna konsekwencja pewnego zdarzenia z czasów, kiedy byłam niepokorną nastolatką.
     Pod okapami domu moich dziadków, w Cieszyńskiem, było mnóstwo gniazd jaskółczych. Hałasowały, brudziły, ale dla dziadków były świętością. Bywałam często u nich latem i obserwowałam godzinami zachowania jaskółek. Bardzo mi się podobała ich zapobiegliwość, ich pracowitość i świergot. No i to śmiganie pełne radości. Czuć było w tym całkowitą wolność.
     Kiedyś siedziałyśmy z babcią na ławeczce pod ścianą stodoły i wspólnie obserwowałyśmy jaskółki. Coś tam opowiadałyśmy sobie o różnych sprawach. I nagle babcia powiedziała, patrząc na kolejną śmigającą przez nami jaskółkę: 

„Ty dziołcha jeżeś jak ta jaskółka. Niezależno, uparto. Gdybyś jyny umiała, to wyrwałabyś się do nieba jak óny”.
     Wtedy tylko się roześmiałam, ale całe późniejsze moje życie potwierdziło to, jak mnie wtedy babcia scharakteryzowała. Moje poczucie niezależności, moja walka z każdym przejawem skrępowania mojego „jestestwa” nieraz boleśnie odbiła się na mnie samej.
    Traciłam nieraz przez to pracę, traciłam przyjaciół, znajomych. Jednak mam tę satysfakcję, że nie dawałam się „złamać” i jak to się popularnie mówi, mogę spokojnie spojrzeć w lustro, bo nie ujrzę tam ryjka świni ani człowieka pokonanego.
   Kiedy zakładałam pierwszy blog i trzeba było jakiś nick wpisać, od razu wiedziałam, że to będzie „Jaskółka”. I tak
zostało.


                                                   



2) W jednym z angielskich przysłów niebo to miejsce, gdzie powitają cię wszystkie przygarnięte przez ciebie psy. Czy blisko Ci do takiego nieba?

        Miałam kilka psów. Najpierw jamnika, potem szpica, potem mieszańca, dwa pekińczyki, przekochaną Zuzię, którą czytelnicy mojego bloga poznali i teraz mam Bezkę.
       Tylko dwa psy przygarnęłam, bo właściciel ich nie chciał. Pozostałe wychowałam od szczeniaka. Nim nastała Beza, zastanawialiśmy się, czy po śmierci Zuzki nie przygarnąć psa ze schroniska, ale nagle pojawił się problem niechcianego szczeniaka i tak nastała u nas Beza.
      Uważam, że aby mieć jakieś zwierzę w domu, należy stworzyć mu jak najlepsze warunki. Miałam już trzy psy jednocześnie przez parę lat i nie zawsze było dobrze. 

      Każde kolejne zwierzę odbiera temu poprzedniemu część mojej miłości i uwagi. To jak z dziećmi. Każde następne odbiera część uwagi rodzicielskiej temu poprzedniemu. Przecież jak poświęcam teraz czas Małgosi, to nie poświęcam go Jasiowi itp. Ze zwierzakami jest tak samo.
     Nie wiem czy to dobrze czy nie, ale wolę zapewnić bardzo dobry dom jednemu zwierzakowi niż byle jaki wielu. I zaraz podniesie się larum, że jestem egoistką, że nie mam racji, bo przecież są osoby, które przygarniają wiele zwierząt, są osoby, które prowadzą minischroniska dla zwierząt. Fajnie… to te osoby tak potrafią, ja nie.
     Chociaż bardzo lubię psy, nie uważam, że zasłużyłam na psie niebo.


                                                 
                                Beza, aktualna psiunia Jaskółki (fot. Jaskółka) 

3) Z jednej strony Twoja poważna i konkretna aktywność zawodowa, a z drugiej blogosfera, gdzie , być może, stykasz sie z innymi miejscami, klimatami czy innymi ludźmi. Ja to godzisz ze sobą?

         Blogowanie… Pierwszy blog założyłam 9 lat temu pod hasłem: „Jeszcze nieraz zatańczę” i świeża w tych sprawach, zaczęłam szczerze pisać. Okazało się, że chyba zbyt szczerze, bo pojawiły się hejty.
Nie bardzo wiedziałam, jaki charakter ma mój blog przyjąć. Pisałam o sprawach ogólnych, ale po czasie doszłam do wniosku, że może ja się tą drogą podzielę moimi zawodowymi doświadczeniami.
        I to był ogromny błąd. Dano mi do zrozumienia, że się wymądrzam. Ok, zlikwidowałam ten blog  z postanowieniem, że nie będę już nic zakładać. A potem jakaś przekora kazała mi przywrócić to wszystko. Byłam już ostrożniejsza. Muzyka, dużo zdjęć. Tak dużo zdjęć wklejałam, że założyłam drugi blog.
       Na tym pierwszym miały być zdjęcia i sprawy ogólne, na tym drugim miałam opisywać moje spostrzeżenia, opinie, odczucia dotyczące różnych spraw bieżących, społecznych, politycznych. 

A potem pojawiły się moje osobiste „przekochane" gnomy, które spowodowały swoimi wpisami, że wykasowałam wszystkie zbyt osobiste teksty z obu blogów.
      Jak sobie radzę z blogowaniem? Ano mam włączony mocny hamulec. Z jednej strony dobrze, bo nie mam hejtu, z drugiej strony źle, bo czasem mam ochotę „wywalić” coś tak od serca, tak z przekleństwem, z przytupem, po imieniu.
      W dodatku jeszcze, gdzieś z tyłu głowy, siedzi we mnie ten „wdrukowany” nauczyciel, chociaż już się go pozbywam, ku własnej osobistej uldze. 

Całe zawodowe życie człowiek musiał trzymać się pewnych zasad, zachowywać się au courant, a równocześnie wszystko się często we mnie buntowało, bo nierzadko wymagania trącały o fałsz, obłudę.
     Po prostu, ja nie byłam sobą w 100%, a  z tym czułam się bardzo niekomfortowo. I to jeszcze gdzieś tam tkwi, by zamiast komuś przysolić w odpowiedzi na niegrzeczne potraktowanie mnie, hamuję się
i staram się być elegancka. Eh….
      Blog traktuję jako miejsce pokazania tego, czym się interesuję, opisania przyrody, zamieszczana zdjęć. Kiedyś pisałam bardziej osobiste posty, więcej się odkrywałam, ale po tym, jak pewien nawiedzony różowy miś oczernił mnie na swoim blogu, zorientowałam się, że blog to miejsce bardzo niebezpieczne dla osobistych wynurzeń. 

     Nie należy zbyt dużo dokładnie ujawniać. Brzydko to brzmi, jednak człowiek w blogosferze narażony jest na wirtualne szykany, a ja ich miałam tak dużo w życiu realnym, że już mi niepotrzebne w wirtualnym. 
     Dlatego moje posty są często takie sobie. Boleję nad tym, wolałabym opisać, co czuję, co mnie boli, co mi się nie podoba.
     Ludzie mają tendencje do szukania winy w ofierze, a nie w sprawcy zła. Jak napiszesz, że coś ci się nie powiodło, to najpierw ciebie obwinią o to, a potem dopiero przyznają rację - ktoś inny był wredny. 

     Ale zanim do tego dojdzie, to trzeba użyć morza argumentów, by przekonać, że to ciebie bolało i nie ty byłeś powodem tego bólu. Nie mam już siły na takie „sprostowania”. Może dlatego stworzyłam ten drugi blog, ten o robótkach, bo on wydaje się być całkowicie neutralny.
     Zdarzają się też okresy, kiedy jestem totalnie znudzona czytaniem innych blogów. Czytam w nich rzeczy, które dla mnie są od dawna oczywiste, treści, które nie są dla mnie żadną rewelacją, bo ja naprawdę dużo czytałam, czytam i będę pewnie aż do grobowej deski łykać treści, jak pelikan ryby.         

     Kiedy widzę komentarze, w których ludzie nawzajem przekonują się do tego, co do czego nie powinno być wątpliwości, albo dyskusja toczy się wokół jednego „masz rację….”, a potem jest osobisty wywód: „Ja też tak miałam….”, to wychodzę z tego bloga.
      Są blogi tak przewidywalne, iż wchodzę tam, by przekonać się, że nadal trwa ta sama „dyskusja”. Zarozumiała jestem? 
     Mam zaprzyjaźnione blogi, na których często toczy się  interesująca wymiana zdań. Są blogi, czytając które można się pośmiać, a w komentarzach podowcipkować. 
     I są blogi, na które lepiej nie wchodzić, bo ludzie w nich piszący są z jakiegoś umysłowego matriksa. I są też blogi „przeintelektualizowane”- ich autorom wydaje się, iż piszą bardzo naukowe treści…
     Hmmmmmm….. no…..Omijam z daleka.  Jeśli mi czyjś blog nie odpowiada, nie wchodzę, to jest moja zasada główna. Jak ktoś zechce obrazić moich „wielbicieli’ blokowych, to, bez pardonu, wytnę!
Teraz mam dwa blogi i na razie na tym poprzestanę.
     Moje sprawy zawodowe, a zwłaszcza sposób, w jaki przestałam pracować w tutejszej w szkole podstawowej i,  o złośliwy losie, podobnie na jednej z uczelni, to tematy do ogromnych postów.
     Walka o stołki 10 lat temu i o obsadzenie na nich swoich ludzi, była ogromna. Nie liczył się dorobek poprzedników, nie liczyły się kwalifikacje, nie liczyło się to, że krzywdzi się człowieka.
     Ale nie to było najgorsze, tylko łamanie prawa. Najgorsze było dla mnie to, że nikt nie stanął w mojej obronie, nikt nie przyszedł do mnie zapytać, czy mam za co żyć.
Kiedy przestałam tam pracować ogarnęła mnie pustka, cisza, przestałam tam istnieć dla innych, dla grona, dla sprzątaczek, dla rodziców i innych.
     Nikt nie przeszedł zapytać, co się naprawdę wydarzyło. Nie dziw się, że odizolowałam się od wsi. ja ci to wkrótce opiszę, bo taki tutaj skrót nie odda całości. Powiem tylko, oby to była tylko zawiść, a to było podłe, chamskie, unicestwienie mnie, bez prawa do jakiejkolwiek reakcji!
     Owszem, walczyłam, ale bez widoków na wygraną, a jeżeli bym wygrała, to po kilku latach sądzenia się.
No i po co miałam tu wracać? Do tych ludzi? Do takich ludzi?
 


                                                   


 4) Spotkałaś się zapewne z tzw. stereotypem Ślązaka (Ślązaczki). Jakie są Twoje przemyślenia na ten temat?  

     Tu mam zgryz. Ja to jestem taki krojcok (tu: mieszane pochodzenie etniczne, przyp. A.K.) kulturowy. Chyba trzeba zacząć od „Adama i Ewy” czyli pochodzenia moich rodziców. Tata to od pokoleń Cieszyniok z podcieszyńskiej wsi (teraz w granicach miasta) i tu sprawa jest jasna.
      Z matką jest trochę gorzej. Rodzina jej ojca mieszkała od pokoleń we wsi, w której ja teraz mieszkam, czyli Cieszynioki. Rodzina matki i mojej babci, od pokoleń mieszkała we wsi koło Pszczyny (teraz w granicach miasta), czyli Ślązoki. Ja urodziłam się w Pszczynie czyli też Ślązaczka.
      Najpierw mieszkaliśmy w leśniczówce na skraju lasów pszczyńskich, potem we wsi, na pograniczu Górnego Śląska i Śląska Cieszyńskiego czyli dawnych zaborów pruskiego i austriackiego.
Stąd nazwy lokalne:  „prusoki” i „austryjoki”, które nadal funkcjonują, a jakże i bardzo często są tu używane na określenie pochodzenia danego delikwenta.
      Do szkoły chodziłam z dziewczynami, które ostro „jechały’ gwarą śląską. Nas, w domu, rodzice uczyli mówić czystą polszczyzną, a zwłaszcza tata, który ganił każde gwarowe wpadki. Dlatego, na początku nauki, nie rozumiałam, co do mnie te dzieci mówią. Koleżanki szybko zorientowały się w moich brakach i kiedy chciały coś sobie opowiedzieć tak, bym nie wiedziała, o czym mówią, to mówiły gwarą. Już w drugiej klasie prawie wszystko rozumiałam. Jednak przyznam, że na początku ciężko było. No i druga strona krojcowania.
      Bardzo często jeździłam do dziadków w Cieszyńskie. Oni z kolei posługiwali się gwarą cieszyńską. Babcia tłumaczyła mi co to lawor, dłaszka, spajska, cesta, czy rajczula. Edukację w gwarze cieszyńskiej uzupełniłam, kiedy poszłam do liceum w Cieszynie. Miałam koleżanki z Ruptawy, Cisownicy, Goleszowa -  pełny przekrój Ziemi Cieszyńskiej. One też pytlowały w gwarze.
      Do teraz nie bardzo potrafię się określić czy jestem Cieszynianką, czy Ślązaczką. Obie kultury są mi bliskie, obie jeszcze do końca nie odkryte.
A jednak w tym wszystkim jest coś, czemu się dziwić nie przestanę. Zanim o tym napiszę, muszę tu wyjaśnić, na czym polega różnica między „prawdziwym Cieszyniokiem” a „prawdziwym Ślązokiem”, którą to różnicę odczułam na własnej skórze. Otóż, kiedy mieszkałam na Górnym Śląsku, to  nigdy nie usłyszałam, że jestem obca, po cieszyńsku - „nie stela”. Nawet nikt mnie nie zapytał, skąd pochodzę, a mówiłam i mówię nadal bardzo poprawną polszczyzną .
     Od 27 lat mieszkam we wsi cieszyńskiej i ciągle jestem tutaj „nie stela”- obca. Przykro powiedzieć, ale „człowiek nie stela” dla Cieszynioków jest jakby obywatelem niższego sortu, mniej się z nim liczą.
     Nie przywiązuję wagi do pochodzenia w sensie podkreślania tego jako jakiejś ekstra wartości, niemniej, kiedy dochodzi do sytuacji wymagającej podania skąd pochodzę, mówię, że jestem ze Śląska, w domyśle tego Górnego. Mieszkałam na nim 17 lat i to chyba zaważyło na tym, że bardziej czuję się Ślązaczką niż Cieszynianką. No i urodziłam się w Pszczynie, czyli na Śląsku. 

     Na pewno mocno czuję się Polką. Tu obok, za granicą (na czeskim Zaolziu, przyp. A.K.) mówię po polsku, przyznaję, że jestem z Polski - nie ukrywam tego. Nadal jestem dumna, że urodziłam się w 
Polsce.


                                              
                                                


5) Jak uważasz, czy w naszym kraju, mimo przeróżnych deklaracji, zapewnień i oświadczeń w wystąpieniach publicznych, ma miejsce dyskryminacja kobiet? W jakich dziedzinach naszego życia jest to szczególnie widoczne?

Moja matka wychowała nas, córki, w duchu niezależności od mężczyzny. Myślę, że nawet trochę przesadziła, bo ona wyraźnie gardziła mężczyznami. Była bardzo mocną kobietą, bardzo niezależną, robiącą zawsze to, co ona uważała za dobre i tak nas wychowywała. Ja jednak nie miałam takiej siły przebicia w swoich małżeństwach. Zresztą nigdy nie uważałam, że kobieta powinna dominować. Myślę, że powinna być jakaś równowaga i wzajemnie uzupełnianie się w codziennych obowiązkach. Ale miałam męża Cieszynioka i tu nastąpiło totalne zderzenie się dwóch światów.
     Tak, codziennie spotykam się z dyskryminacją czy choćby lekceważącym stosunkiem do kobiet. Do szału doprowadzają mnie głupie dowcipasy seksistowskie na temat kobiet. W urzędach, kiedy załatwiam sprawę sama, jestem inaczej traktowana niż mój mąż. I o dziwo, najczęściej tokują panie i lecą mu sprawę załatwić.     

     Natomiast, kiedy ja załatwiam sprawę u faceta, to często spotykam się z wyższością i lekką pogardą. Ostatnio podczas rozmowy telefonicznej, podczas której operator na siłę chciał mi wcisnąć jakąś ofertę, na moje stanowcze NIE, pan ze złością powiedział, że powinnam wysłuchać, bo pewnie się nie znam i nie wiem, o co chodzi. Jestem przekonana, że mojemu mężowi nie wcisnąłby takiej gadki. Zresztą, co tu opowiadać, należy uważnie spojrzeć wokoło i zobaczyć, kto siedzi na stanowiskach ( od szczebli gminnych po krajowe), kto tym bałaganem rządzi. Trzeba poczytać wypowiedzi polityków pisowskich (ale i ci z opozycji mają równie wredne antykobiece wejścia) na temat wypowiedzi kobiet z opozycji, trzeba przeczytać, jak czasem dziennikarze kwitują wypowiedzi kobiet. Mam wrażenie, że jestem w kosmosie!
     Rozróżniam ruch feministyczny, ten , który walczył o prawa kobiet, o ich równość wobec mężczyzn w  różnych dziedzinach życia, od tego feminizmu, który chcą wmówić kobietom pisowcy, a który definiują jako coś zbrodniczego (prawo do aborcji to prawo do zabijania) jako coś zagrażającego  przyjętym, tradycyjnym społecznym rolom kobiety i mężczyzny (gender to diabeł wcielony) i jako chęć zdemolowania przez współczesne Polki tradycji rodzinnej (zawsze było tak, że chłop miał prawo przylać babie, albo - "baba mi tu nie będzie rządziła", albo  - "baby i dzieci głosu nie mają").
     Podkreśla się sfeminizowanie zawodu np. nauczycielskiego i równocześnie opowiada całemu społeczeństwu, że przy naborze studentów na studia pedagogiczne występuje selekcja negatywna. Czyli idą na te studia głupie baby, bo nie mają gdzie indziej szans. Można by tak mnożyć przykłady na nierówne traktowanie kobiet.
     Niedobrze jest też, że nastawia się resztę społeczeństwa negatywnie do grup kobiet, które występują w sprawie równego traktowania. Ostatnio przeczytałam masę hejtu na temat strajku nauczycieli (a przecież głównie pracują w tym zawodzie kobiety) przeciwko wprowadzeniu reformy przez Zalewską. Większość komentujących twierdziła, że nauczyciele walczą o stołki i na dzieciach im nie zależy. 

     Gdy strajkowały pielęgniarki, czytałam, że babom robić się nie chce i mają jakieś wygórowane żądania. Ciekawe- kiedy kierowcy Tirów protestowali przeciw słabym zarobkom, to takich hejtów nie czytałam
     Prosty przykład- kiedy traciłam pracę w szkole, w której przepracowałam 16 lat i znano mnie z dobrej pracy, z dobrych relacji z nauczycielami i rodzicami, nie mówiąc już o wykształceniu, to na moje miejsce (stanowisko dyrektora) wsadzono smarkatego informatyka, który ledwo potrafił się wysławiać po polsku. Taką ciapę życiową. No ale… nie dość, że krewny królika, to jeszcze facet.
     Zresztą nie tylko o równe prawa kobiet mi chodzi, chciałabym, by w ogóle szanowano  prawa człowieka. Nie potrafię również znieść, kiedy uogólnia się  sprawy dotyczące imigrantów.               Najczęściej nie dostrzega się tragedii zwyczajnych ludzi, a wyostrza się sprawę terroryzmu i zachowań islamistów. Czytam o przestępstwach popełnianych przez imigrantów. I czytam, że to mężczyźni je popełniają. Następuje gremialne potępienie tych przestępców. 

     Przestępców dobrze, ale dlaczego do wspólnego wora wrzuca się również ich kobiety i dzieci? Czy ktoś zastanowił się, w jakie sytuacji są  matki, żony, córki tych facetów, a które nie mają nic do gadania, mają milczeć i słuchać? Ale jak walić, to we wszystkich imigrantów. I tego nie trawię.




 

     Tyle wywiadu. W obfitej korespondencji mailowej namawiałem Jaskółkę, aby napisała swój post gościnny jak najbardziej bezkompromisowo oraz jak najbardziej prywatnie i intymnie.
Być może mi się uda?!

 



















                                                                                                                              

130 komentarzy:

  1. No proszę... Napisałeś niedawno - "Nikt nie poważa jaskółki"... Parafraza i pastisz... ja to rozumiem. Prawda, jak się okazuje, jest zupełnie inna, jak to prawda... Przecież poważamy... Cieszę się, że zawsze lubiłem jaskółki, nie będę musiał udawać, że i ja...teraz...nagle... A że niektóre okazują się z tego samego gniazda [w tym przypadku nauczycielskiego]? - Tym lepiej...
    Co zaś tyczy się potraktowania naszej Jaskółki "na niwie zawodowej"... Przecież to zawsze była NORMA w naszym zawodzie. Zmieniająsieustroje - pozostają i rządzą gnoje [pardon].Jaskółkę teraz... mnie dwukrotnie [1. dawno - za wrogość wobec socjalizmu i klerykalizm; 2. niedawno - za wrogość wobec Kościoła i lewicowość; a deletorem był ten sam człowiek!!!]. Jak tu nie kochać ludzi? Błędem niewybaczalnym Jaskółki jest najwyraźniej posiadanie CHARAKTERU... Podejrzewam, że się nie zmieni. Baby są uparte.
    Pozdrowienia...

    OdpowiedzUsuń
  2. No, baby są uparte:)Chociaż ja jestem bardziej konsekwentna, niż uparta. Kiedy ktoś mnie przekonuje i ma racjonalne argumenty- ustępuję.
    Wylatywałam z pracy, bo nie pozwalałam sobą pomiatać i szerzyć na mój temat kłamstw.

    @Klaterku- pięknie to skomponowałeś. Tylko nie wiem, dlaczego dodałeś mi jeszcze jednego dzieciaka- to chłopiec czy dziewczynka?


    Ogólnie do wszystkich czytelników- wiem, że napisałam tak bardziej "niepoprawnie' po polsku. Andrzej chciał mi zrobić korektę, ale stanowczo zaprotestowałam i poprosiłam, by nic nie poprawiał. Każda ingerencja umniejszałaby, w tych wypowiedziach, "mnie" o 1 %. Wiem, że czasem styl siada, składnia jest przestawna i plączą się różne takie tam kolokwializmy. Wiem. Jak to ma być spontan, to w takim stylu to będzie. No i dodam, że potrafię pisać pięknym językiem, ale jakież to wtedy jest nudne.
    Przyjęłam formę pogawędki przy kawie i mam wrażenie, że będę w tym bardziej naturalna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedno dziecko za dużo? Jaskółko, ile z tym roboty? W życiu zapewne nie z takimi drobiazgami dawałaś sobie radę.Albo niech Art-Klater płaci 500+.
    A mówiąc/pisząc serio - Niezależny Charakter, to jest to, co w Polsce przydaje się najgorzej...
    Twoje nieustające!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My z moim obecnym mężem mamy w sumie 4 chłopców i jedną dziewczynę. Same fajne człowieki, wszystkie dorosłe. Nawet jeden wnuk jest w rodzinie. Wychowałam chłopaka i dziewczynę- nie wiem, co lepiej chować.Chłopak "tańszy", ale strach, że na wojnę zabiorą, dziewczyna "skarbonka bez dna", ale takie to swojskie, milusie.... hmmmmm z drugiej strony- te porody i w ogóle dziewczynom gorzej na świecie (patrz moja wypowiedź o równouprawnieniu.

      Za żadne 500+ nie zdecydowałabym się na kolejne, gdyby wtedy takie przywileje były.

      Usuń
  4. Z tymi dziećmi, pardon, przedobrzyłem! Mogłaby być jeszcze... dziewczynka. Sam jestem ojcem tylko (sic!)jednej córki i jakoś mi... nie do pełna!
    całuski, Jaskółeczko!
    p.s. pojawiły sie także zmej strony błędy edytorskie, toż spieszę je naprawić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze jest Klaterku, jak się powtórzy, to bardziej się utrwali:)

      Usuń
    2. Już po korekcie, więcej grzechów nie pamiętam! Takt to jest ze mną. Im bardziej chcę być dokładny, tym szybciej zaliczam wpadkę!

      Usuń
    3. Nie tak, tekstem Cię zarzuciłam, przygniotłam, zawaliłam... Ale może to dobrze, bo z pustego i Salomon nie naleje, a tak może sobie ciąć, wyrzucać, przerzucać, okręcać.
      A mówiłam, puśc na żywioł i będzie OK:)

      Usuń
    4. Klater niczym Feniks z popiołów...

      Usuń
    5. O Feniks:) Drugi ptak, który ma ciekawą "osobowość"

      Usuń
    6. "...i fe­niks zrodzo­ny z po­piołów nieraz jest pesymistą" - anonimowe z sieci

      Usuń
    7. Czy odradzanie się jest przejawem optymizmu? A może to rodzaj determinizmu?
      Nasunęło mi się trywialne: "Wyrzucono go drzwiami, wszedł oknem".

      Usuń
    8. To ideał komiwojażera czyli handlarza obwoźnego, agenta ubezpieczeniowego itp.
      Bardzo podoba mi się ausdruk: "renesans małżenstwa".
      Brzmi równie ślicznie jak barokowe kształty!

      Usuń
    9. W żadne renesanse małżeńskie nie wierzę. Albo jest zgodne, albo "do widzenia". A tak, temat małżeństwa to też ciekawy temacik.
      Barokowe kształty czyli rubensowskie. Nie przepadam za Rubensem. Jakiś taki obleśny jest:(
      Bardziej odpowiada mi malarstwo Rafaela.

      Usuń
    10. Coś na ten renesansowy temat wiem. Żonaty jestem po raz wtóry, a po drodze miałem dwa burzliwe konkubinaty.
      A rubensowskie barokowanie?! Voilà:

      Na puszystą

      Może mi do estety
      Daleko, lecz wcale nie żałko,
      Toć lubię, gdy dużo kobiety
      Jest w jednym konkretnym kawałku!
      W tym tkwią jej urok i moc,
      Bynajmniej się tu nie zrażam,
      Całuję przez całą noc
      I rzadko się powtarzam

      Usuń
  5. Czytam z pasją...i popadam w kompleksy, (na zasadzie: i co ja tu własciwie robię?)
    Pozdrawiam serdecznie Jaskółkę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie kompleksy? Halo... ja sem normalna holka:)

      Usuń
    2. No tak, zachowałam się jak bażant... lemoniada, przecież nie jestem tu sama. Piękne masz zdjęcia na swoim blogu:) Widzę, że łączy nas pasja fotografowania:)

      Usuń
    3. Dziękuję ślicznie :-). Nawet jak dowartościowujesz z grzeczności - to co mi tam... :-)
      Próbuję też coś namalować czasem :-).

      Usuń
    4. Taaaaaaaaaaaaaaaa.... widać jeszcze nie wszystko Klater tu zamieścił o mnie, bo nawet nie przyszło mi na myśl, by z grzeczności. Weszłam , pzeleciałam posty, zdjęcia... no i spodobało mi się:)
      Obrazki Roermond też obejrzałam i bardzo mi się spodobały:)

      Usuń
    5. Klater po kątach się chowa!

      Usuń
    6. A kuku! Mam Cię:) Komentuj i wyjaśniaj, co jeszcze tam będzie:)

      Usuń
    7. Z tą wstrzemięźliwością, Jaskółeczko, to u mnie coraz gorzej!
      Owszem będę wcinał się, a czy mądrze i na temat, to tego nie gwarantuję!

      Usuń
    8. Oj tam, oj tam... zaufałam i wiem, że nie zawiedziesz. A teraz się pomęcz z tym moim zaufaniem :):):)

      Usuń
    9. A czy od tego bolą dłonie?!!!

      Usuń
    10. Robótki ręczne, he, he... (znowu hardcore!)
      Przeboczcie, Jaskólczyno, bo to w gorzole!!!

      Usuń
    11. Dobra, jedziemy- jak myślisz, jak mam tak wprawne w ćwiczeniu palce to co dalej....?:):)

      Nie prowokuj miły nie prowokuj....bo wiesz, że ja przekora i prześmiewcza jestem, nie trzeba wiele by polecieć tym tropem.

      Jak to się popularnie mówi "i kawał cholery też jestem".

      Usuń
    12. Odpowiada mi to wszystko, bo ja jestem masochistą!

      Usuń
    13. A kto powiedział, że ja jestem sadystką?

      Usuń
    14. Ot, to wszystko przecież tylko taki okazjonalny "przekomarzaniec". Może inaczej:
      "Odpowiada mi to en bloque,
      Bo jestem gupielok!".

      Usuń
  6. Pamietam tamten blog, tamte posty, nie pamietam jednak hejtu. Moze nie wracalam do wszystkich komentarzy, zawsze brak na to czasu. Na ogol tak jednak jest, ze hejtowane sa osoby o wyraznej osobowosci i pogladach, nikt nie chejtuje na nudnych blogach, gdzie z przeslodzenia idzie sie porzygac. Ale i mnie stepily sie pazury, nie chce mi sie juz pisac o sprawach kontrowersyjnych, jestem zmeczona zyciem.
    W kazdym razie wywiad przeczytalam z duzym zainteresowaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejt był i to całkiem niezły. "Kochane' gnomy nakłamały, rzuciły "mięsem" i po konkretnym moim wezwaniu do opuszczenia bloga, wyniosły się. Jeden to nawet u Ciebie, od czasu do czasu, komentuje:) Ale nie mój blog, więc pokojowo się mijamy.

      Usuń
    2. Tu, na szczęście, gnomy i trolle prawie nie zaglądają. a jak już czeka na nich... brzytwa, Do spuszczania po niej!

      Usuń
    3. MNie omijalo to towarzystwo przez 6 lat, a w siodmym zaatakowal mnie troll. Musialam wlaczyc moderacje.

      Usuń
    4. @Anna Maria P.
      Tutaj jak wspomniałem trolle zaglądają rzadko!
      Jeden raz się napatoczył, to nie dość, że spuściłem go po brzytwie, to jeszcze "natchnął mnie" do napisania specjalnego posta:
      http://klateracje.blogspot.com/2012/10/troll-llollo-bec.html

      Usuń
  7. Na pewno pouczające - dzięki !.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie, Piotrze, to prawie scenariusz filmowy!
      do juzaś

      Usuń
  8. Jaki ciekawy wywiad! No i wpadłam w jeszcze większe kompleksy niż Maradag.
    ALe co tam - zawsze to jakaś korzyść gdy pozna się kogoś "charakternego"..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A po co byłoby, Renatko, przeprowadzać wywiad z np. z wieszakiem na parasole lub ze stołkiem barowym albo, nie daj Boże, z figurą kościelną?!!!

      Usuń
    2. Nie wiem Klaterku, co takiego się porobiło, ale na pewno nie chciałam nikogo wpędzać w kompleksy.... no nie... nie róbcie mi tego, bo popadnę w czarną rozpacz:(

      Usuń
    3. Jaskółeczko, tak czy owak, JESTEŚ WIELKA!
      A nasze kochane niderlandzkie kumpele (Renatka i Dagmara)za dyskertnym makijażem nieśmiałości, lubią nieco... pokokietować!

      Usuń
    4. Wielka to ja na pewno nie jestem. I też pełna kompleksów. Patrzyłam na fotografie u Mardag- zatęskniłam za taką wielka turystyczną wolnością, taką swobodą, gdy zwiedzasz sobie jakieś miejsce, i wiesz, że jak wrócisz do domu, to będzie tam spokój i niewiele zmartwień.

      Usuń
    5. Może to banalne, Jaskółeczko, ale Takie Miejsca mogą czekać na Ciebie na kilka kroków od Twego domku...
      Specjalistką w poszukiwaniach może być tu Twoja Beza!

      Usuń
    6. Nie, nie o to mi chodzi. Chodzi mi o taki spokój, jaki chyba(?) mają ludzie na zachodzie. Pracują, zwiedzają, bawią się. Ja tu u nas wyczuwam napięcie i jakieś skrępowanie. No i niepewnośc, co zastaniesz po powrocie.

      Usuń
    7. Jak zwykle: "Am West nicht neue". Polecam Ci tę powieść E. M. Remarque'a, pod polskim tytułem "Na Zachodzie bez zmian.".
      Za kilka miesięcy będę już prawdopodobnie emerytem. To będzie początek mego życia na Boski kredyt!
      Jeszcze nie mam pomysłu jak to sobie poukładać!

      Usuń
    8. Taaaaaa.... czytałam, a jakże czytałam... kiedy miałam naście lat. Czytałam też wtedy "Kaśkę Kariatydę', czym przerażona była moja matka. Gdyby wiedziała, że wygrzebałam spomiędzy książek w jej pokoju "Pamiętniki Fanny Hill" (w wersji broszurowej). Kiedy byłam nastolatą, to namiętnie czytałam wszystko co wpadło mi w ręce byle nie lektury. Rodzice mieli obszerną bibliotekę i też dużo czytali. Wtedy czytałam kryminały, powieści wojenne, książki z serii "Tygrys". Czytałam głównie na lekcjach, pod ławką, a podzielność uwagi, jak a sobie wypracowałam wtedy, przydała mi się później w pracy nauczycielskiej.

      Na emeryturę idę w październiku, ale nadal będę prowadziła firmę. Wciągnęłam się, a i pieniądz dodatkowy się przyda. Miejsce pracy dla męża też jest, jeszcze przez parę lat, potrzebne. Mam wrażenie, że w Twoim życiu raczej nic się nie zmieni, bo nie wyobrażam sobie byś nagle wpadł w "czarną dziurę" i zawiesił jakąkolwiek aktywność.

      Usuń
    9. W czarną dziurę?! W życiu! Szybciej w jakąś słodką dziureczkę!
      Młodziankiem będąc przecudnej urody zaczytywałem się we francuskich naturalistach: Emil Zola, Gustaw Flaubert i Guy de Maupassant.
      Do dziś wracam do tych lektur.

      Usuń
    10. No widzisz, mamy mnóstwo książek, które czytaliśmy w młodości. W młodości u mnie oznacza od 12 w górę , bo ja byłam pożeraczem książek. Nie tych nudnych ze szkolnej biblioteki, tylko tych "dorosłych".
      Od dziadka (belfra) dostawaliśmy pod choinkę zawsze książki. W ogóle dziadek kupował mnóstwo książek i nam je zwoził. Sam miał sporą bibliotekę.
      Ty, jako polonista, masz lepiej opanowaną literaturę, znasz więcej cytatów, treści. Ja raczej czytałam na zasadzie przeczytać, przemyśleć i do następnej.

      Usuń
    11. Czytam od 5 roku życia i to dzieło przypadku, a nie małpich ambicji mych rodziców.
      Gdy moja śp. Mamusia dość ciężko przechodziła ciążę z mym młodszym bratem (zmarłym nagle, niestety, parę miesięcy temu). A jako że byłem podręcznikowym upierdliwcem (A dlaczego? A po co? A co to jest, mamusiu, internacjonalizm?), to Mama na odczepne kupiła mi książkę z obrazkami, a był to... elementarz M. Falskiego. Reszty chyba się, Jaskółko, domyślasz?!

      Usuń
  9. Miło poznać "pokrewną duszę". Pokrewną, bo widzę sporo wspólnych zainteresowań, i kilka różnic, widocznych głównie w podejściu do blogowania. Bloguję właściwie od przełomu lat 1992/93, chociaż wtedy to jeszcze nie nazywało się blogowaniem. Blogów miałem sporo, zachowało się kilka o technikach fotograficznych, historyczny i taki "miszmasz", gdzie wszyscy się ze wszystkimi kłócą. "Hamulców" na blogu nie stosuję, każdy może wejść i mi nawrzucać, ale musi się liczyć z niezbyt przyjemną rewizytą.
    Jak widzę. mieszka Jaskółko, w pięknym miejscu i jesteś "za pan brat" z ptaszynami. Tego Ci zazdroszczę, ja mieszkam w dużym wieżowcu, ale w oknie pomieszczenia pozsypowego mam gniazdo sokołów wędrownych.
    Teraz sobie przypomniałem, że w młodości jeździłem na jaskółce, był to taki damski rower o wdzięcznej nazwie "łastoczka", i ta jaskółka niezwykle lekko się prowadziła. ;)
    Twój drugi blog skojarzył mi się ze znaną piosenką
    https://www.youtube.com/watch?v=4Gad5psJJA4

    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Tych sokołów to Ci, z kolei, zazdroszczę. Kiedy pracowałam w Legnicy, prowadziłam zajęcia w starym zamku. Na wieży pustułki miały gniazda. Wyobraź sobie teraz czerwcowy ciepły wieczór, zapada zmierzch, a nad dziedzińcem zamku krążą pustułki z charakterystycznym popiskiwaniem. Niezapomniane wrażenia.Wprawdzie to pustułki, ale też gatunek sokoła. Tak, sokoły wędrowne upatrzyły sobie na miejsca lęgowe miasta. Ciekawe zjawisko.
    Praczka łka i tka.... uśmiałam się. Tkam sobie ot tak, by poznać i tę technikę. Jednak wolę różnorodne hafty.
    Pewnie wszystkie jaskółki są lekkie w prowadzeniu....się:)UPS!
    Mam ciągle mieszane uczucia w stosunku do blogowania- z jednej strony chciałabym mieć jednak spokój, z drugiej strony aż kusi mnie by wywołać jakąś solidną awanturę, bo tematów do niej jest sporo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze kilkanaście lat temu uwielbiałem takie blogowe rozróby do czasu, aż kiedyś dał mi "popalić" jeden bloger. Każda jego kontra była niezwykle trafna i pogrążała mnie z każdą chwilą. Bloger jednak robił to niezwykle uprzejmie i łaskawie nie dobijał mnie. Przez kilka lat nie wiedziałem kto się za tym kryje. Dopiero w 2011 r. na jednym spotkaniu internautów z rządem w sprawie ACTA zacytowano moje wypowiedzi i dowiedziałem się, że blogerem tym był zmarły J. Oleksy ...
      A sokoły są piękne, jednak niesamowicie drą te swoje dzioby, gdy przylatują rodzice z żarciem.

      Usuń
    2. A to miałeś gratkę z takim blogierem. Niestety, nie miałam tak fajnych blogowych przeciwników. Zawsze mówiłam, że ja mogę się kłócić tylko z kimś na poziomie.Nie interesuje mnie przegadywanie się bez sensu, byle postawić na swoim. Tu w domu mam takiego "przeciwnika", ale my się akurat nie kłócimy.
      Do blogowych "przecierek' skutecznie zniechęcił mnie pewien blogowy miś.
      Sokoła to nie mam, ale każdego roku przylatuje do ogrodu para wędrownych gołębi. Piękne są. I zachowują się zupełnie inaczej niż synogarlice, których tu pełno przez cały rok.

      Usuń
    3. @Andrzej Rawicz
      Istnieje, Imienniku Zacny, szlachetna sztuka, od Arytotelesa, przez Schoppenhauera do Zygmunta Kałużyńskiego i innych, zwana erystyką.
      Nie wolno jej lekceważyć, ba, trzeba w niej ustawicznie się kształcić! Choćby dla ochrony własnego zdrowia psychicznego... Biegły w niej, śp. J. Oleksy, dlatego właśnie dał Ci tak popalić!
      Sokoły bitewne szybują po niebie...
      serdeczności

      Usuń
    4. @Jaskółka
      MISIE DO MIŚNI!!!

      Usuń
    5. Tytuł zaś pierwszego, zalinkowanego powyżej Twego bloga kojarzy mi się niezmiennie z tą oto piosenką:

      https://www.youtube.com/watch?v=V56xHMxXX74

      Usuń
    6. To wykonanie Banaszak nie jest jednak oryginałem. Wydaje mi się, że Prońko
      https://www.youtube.com/watch?v=YcD3at5RqTk
      była lepsza, nie wiem czemu ją wygumkowano?
      A z Oleksym naparzałem się przez kilka miesięcy, zawsze dawał mi wycisk, aż wreszcie mu się to znudziło, bo przestał pisać na blogu. Gdybym wiedział z kim miałem do czynienia to pewnie bym się szybciej wycofał. Mam za to kilka wspaniałych "skalpów" znanych polityków i dziennikarzy. ;)

      Usuń
    7. @jaskółka
      Nie wiem, czy uda się powrócić do przerwanego wątku t.zw. "przecierek blogowych" więc tylko chciałbym podsumować swoje wrażenia.
      Uważam, że - mimo pewnej anonimowości - warto spierać się na blogach, bo to zawsze prowadzi do jakiejś wymiany różnych poglądów. Byłoby jednak dobrze, gdyby poglądy oscylowały wokół jednego tematu, niestety ci, którym brakuje argumentów bardzo łatwo odchodzą od tematu, albo "po prostu" wycinają komentarze (n.b. na tym blogu pojawia się aż siedmioro takich blogerów/ek ☺ ). I wtedy już nie z kim i o czym dyskutować, no chyba, że jest to - jak pisze Andrzej Art Klater - np.: wieszak na parasole, stołek barowy albo, nie daj Boże, z figura kościelna, a nie czystej krwi adwersarz (panelista). W tym kontekście masz rację, że można się zniechęcić do blogowania.

      Usuń
    8. @Andrzej Rawicz
      To chyba jest wersja pierwotna tej piosenki:
      https://www.youtube.com/watch?v=4yB7M5u3urA
      a może ta?
      https://www.youtube.com/watch?v=QvpSddJxJHs
      Zacżęło się chyba od Opola'74...

      Usuń
    9. Dokładnie i celnie. Często spotykałam się ze zjawiskiem ataków na dyskutujących, w momencie, kiedy już zabrakło argumentów merytorycznych. Warto dyskutować, jednak, kiedy widzę, że oponent próbuje przekonywać mnie stosując argument typu "wyważanie otwartych drzwi", to taka dyskusja traci dla mnie sens. Owszem, można przytoczyć ogólnie znane argumenty, ale oczekuję po ich przytoczeniu jakichś osobistych przemyśleń dyskutujących, czegoś nowego, świeżego, z czym warto się zmierzyć. Ostatnio czytałam dyskusje na temat imigrantów. Wyszłam, bo oprócz utartych schematów myślowych, wdrukowanych ludziom przez media i polityków przez ostatni rok, żadnych nowych argumentów nie znalazłam. A te przytaczane były na żenującym poziomie.
      Pewnie znowu wyjdzie, że drę nosa, ale jaki jest sens brać udział w takich "dyskusjach"?

      Inny przykład- wybaczcie mi dziewczyny piszące blogi robótkowe- czytam post , na którym prezentowana jest piekna chusta robiona na szydełku. Pani pisze z jakiej włóczki zrobiła i w jaki sposób. Temat otwarty, bo tu można długo "rozmawiać". Pod postem czytam tysiuncpińcetstodiewincet komentarzy typu "Jejku, jakie śliczne", "Cudowne". Mnie brakowało jakiejś fachowej dyskusji. Moje odczucie, nie muszę tam wchodzić. na innym blogu wśród komentarzy były pytania dotyczące sposobu wykonania, ale nie było na nie żadnej odpowiedzi ze strony blogierki. Na oba blogi weszłam kilkakrotnie i taka sytuacja się powtarzała pod każdym nowym postem.
      Ludzie nie muszą się znać, nie muszą chcieć wiedzieć. Opisałam blogi, na które, po takich spostrzeżeniach, nie wchodzę.

      Usuń
    10. Andrzeju, chylę głowę przed Twoją wiedzą i doświadczeniem. Faktycznie Twój przykład jest lepszy, ale opieramy się tylko na wirtualu. Jak dobrze wiesz aranżacje, głównie utworów muzycznych, za główny cel przyjmują nadanie danemu utworowi nowego obrazu dźwiękowego. To dlatego wersje
      studyjne tak bardzo różnią się od estradowych, a te od kabaretowych, radiowych, itd., itp.,

      Usuń
    11. PS. To ja Andrzej Rawicz (Anzai) - nie zdążyłem się wylogować z innego bloga, na którym robiłem niedzielne porządki.

      Usuń
    12. @jaskółka
      No i nareszcie coś nas różni. ;) Tak dla podtrzymania, a może rozpoczęcia zdrowej "przecierki" blogowej (?) chciałbym stanąć w obronie t.zw. "Pań robótkowych". Znam ok. 3-4 uroczych pań, które szydełkują, haftują (ja też, ale tylko po imprezach), hodują kwiatki, pstrykają aparatem na wszystko się rusza i nie rusza, ale nie oczekuję od nich wymiany poglądów na profesjonalne tematy. Po prostu je lubię, i mam nadzieję na podobną reakcję. Oczywiście mógłbym tam nie wchodzić, ale ...
      Nie mam zresztą uprzedzeń do osób, które zajmują się takimi pierdołami, zdawałem egzamin z informatyki w domu u prof. dr. hab., który w trakcie rozwiązywania zadań robił na drutach jakiś sweter, bo uważam, że to jest tylko relaks.
      Tak zresztą traktuję i swoje blogi, gdzie charakter postów i komentarzy jest moderowany głównie przez odwiedzających. To czasem spycha zasadniczy problem na manowce, ale i pozwala bliżej poznać różne osobowości blogowe.

      Andrzej Rawicz (Anzai)

      Usuń
    13. Chyba mnie źle zrozumiałeś. Ja nie napisałam, że mam uprzedzenia do pań piszących blogi robótkowe i do ich komentatorek. Napisałam, co mnie od takich blogów odpycha i nie wchodzę tam. Natomiast namiętnie przeglądam w ogóle blogi robótkowe w poszukiwaniu wskazówek, tutoriali, inspiracji. Zawsze podziwiałam osoby, które pięknie tworzą, bo sama nie mam aż takich talentów.
      A teraz sobie pomyślałam, że może nawet jestem rozczarowana, że komentatorki oprócz jednego słowa "wspaniałe" nie piszą, dlaczego jest to wspaniałe.
      Chyba mam problem. Z sobą problem. Niepotrzebnie pewnie oczekuję czegoś więcej, a powinnam, jak Ty, pooglądać, popodziwiać i na tym poprzestać.

      Usuń
    14. Przecierka? No dobra, a nie uważasz, że jednak, jak ktoś komentuje, to dobrze byłoby, aby niejako zmusił się do jakichś przemyśleń i podzielenia się nimi z innymi?
      Czy aby przypadkiem komentujący nie reprezentują lenistwa umysłowego- mógłby coś napisać, ale mu się nie chce? Albo boją się krytyki- no sory, jak się dyskutuje, to trzeba niektóre rzeczy przyjąć na klatę. Mówię o kulturalnych komentarzach, nie o hejcie.

      Usuń
    15. Jaskółko, ani przez myśl mi nie przeszło podejrzewać Cię uprzedzenia do blogerów/ek, to był tylko taki punkt zaczepienia, przyznaję niezbyt finezyjny. Podejrzewam, że gdybyśmy wypośrodkowali nasze stosunki do "takich" blogów to by to była pełna optymalizacja. Poza tym myślę, że oboje jesteśmy skrzywieni zawodowo (ja też byłem nauczycielem, potem psychologiem i kuratorem szkolnym) i stąd nasze konfliktowe charakterki.
      To nie zmienia jednak sytuacji, że komunikacja blogowa pozostawia wiele do życzenia, tu bardzo łatwo o niezrozumienie, a nawet nieporozumienie (bo przecież to nie to samo) i jeżeli do tego dodać negatywne intencje obu stron to mamy to co mamy.
      Ja nie mam zbyt dużych oczekiwań, wydaje się, że gdyby blogerzy przestrzegali prostych zasad opisanych w sieci, to życie by było łatwiejsze.
      Kilka dni temu miałem taką właśnie sytuację
      http://pojedyncza.blog.pl/2017/05/14/ada-to-nie-wypada/#comments
      że dopiero przypomnienie blogerce (n.b. świetnie piszącej prozą i wierszem) tych zasad wygasiło konflikt. Oczywiście konflikt zaczął się w innym miejscu , bo na moim blogu, ale mam nadzieję, że właśnie się zakończył.
      No i teraz podrzucam nowy wątek: Czy każdy niemiły nam bloger to troll, hejter, i ch... d... i kamienie? Ja, tak jak nasz gospodarz, nawet lubię swoich trolli, ale nudzi mnie bezsensowne powtarzanie argumentów na które nie ma odpowiedzi.

      Usuń
    16. Bardzo mi się podoba zwrot "skrzywieni zawodowo", z czym się w 100% zgadzam. Ale konfliktowa nie jestem, ciągle nie.
      Przeczytałam treść podlinkowanego posta. Ten Kloszard, ach ten Kloszard...

      tez rozróżniam trolla od trolla. jak pisze inteligentnie, celnie i nie obraza moich komentatorów, to owszem, czasem strawię. Opór zaczyna się w momencie, kiedy wypowiedzi trolla sięgają dna. Na szczęście nie ma na razie problemów z nieproszonymi gośćmi. A nie, jest jeden na robótkowym. Coś tam wytłumaczył-zostawiłam.
      Znam blogi, na których piszą trolle całkiem sensownie, a ze strony gospodarza lecą niemiłe teksty i obraźliwe słowa. I tego kompletnie nie rozumiem.

      Usuń
    17. Ja niestety jestem konfliktowy i oddaję z nawiązką, ale za to próg reaktywności mam dość wysoki i nie obrażają mnie prymitywne odzywki. Uaktywniam się dopiero, gdy trolle obrażają komentatorów, albo próbują z buciorami wchodzić na mój prywatny teren. Poza tym mam bardzo duży dystans do tego co piszę, bo nie unikam - podobnie jak Ty - pisania pod wpływem emocji. Ostatecznie blog to nadal głównie pamiętnik, a więc niech rejestruje także moje pomyłki, huśtawki emocjonalne i zmiany samopoczucia.
      A kloszard? No cóż, moim zdaniem jest to dość inteligentne małżeństwo, zajmujące się hejtowaniem na własny sposób. To co czytałaś na linku to tylko epilog, sedno dyskusji rozegrało się kilka dni wcześniej na moim blogu.
      Bardzo rzadko zresztą jest tak, że problemy pojawiają się tylko w jednym miejscu, częściej wloką się przez kilka innych blogów. Ale czym byłoby blogowanie bez trolli i hejterów? ;)

      Usuń
    18. Taaaa....czym byłoby blogowanie bez hejterów....Pójdę przeczytać do Ciebie, co tam się porobiło

      Usuń
  11. O kurczaki, to ja też chyba zacznę mieć kompleksy. Myślałem w sumie może przez tydzień o doktoracie, ale porzuciłem ten pomysł. Co do nauk społecznych to interesuję się nimi tylko teoretycznie (no może poza sprawami związanymi z administracją, jeśli uznać je za społeczne, kiedyś w praktyce mi się cała wiedza przyda pewnie).

    Swoją drogą różne kwestie związane z blogami i blogerami mogą stanowić super pożywkę dla mniej czy bardziej naukowych obserwacji.

    Zacnie się zapowiada całość. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kompleks doktoratu? Eh... dzisiaj to każdy powinien się pięć razy zastanowić, czy warto. Wierz mi, kiedy obroniłam pracę (2005r.) to jeszcze były szanse i na pracę i na rozwój naukowy. A potem w ciągu pięciu następnych lat wszystko się na uczelniach spsiło.
      Weszły nowe przepisy dotyczące doktoratów i habilitacji, strasznie się zbiurokratyzowała praca, wypełnienie setki jakichś dokumentów no i zdezawuował się stopień doktora, bo magistrów asystentów nie zatrudniano. Doktor to teraz chłopiec do wszystkiego.
      Ja nie żałuję, chociaż kosztowało mnie to bardzo dużo pracy i nerwów- robiłam z wolnej stopy na własny koszt.

      Usuń
    2. @Mozaika rzeczywistości
      Masz jeszcze realne szanse, Piotrze, aby zostać spin doktorem
      https://pl.wikipedia.org/wiki/Spin_(socjotechnika)
      Pozostaje jeszcze wybór ugrupowania politycznego. Do obecnych i zastanych ciężko się wtrynić, ale można załozyć nowe, np.
      Zjednoczona Elita Wąchocka
      lub
      Podkarpacki Sojusz Wzajemnego Mycia Pleców "Solina'17"
      powodzenia

      Usuń
    3. Ja się do tego od razu zapisuję. Nawet taką ekstra szczotę mam:)

      Usuń
    4. Naprzód Młodzieży Świata!!!

      Usuń
    5. Jak się przyłączysz, będziesz vice po Mozaice-szefie. Ja mogę być szarakiem i w ramach blogowej pokuty szorować gościom plecy.

      Usuń
    6. @Andrzeju, ja raczej nie chciałbym wdepnąć w politykę, wystarczy mi ból głowy kogo wybrać w czasie wyborów. Choć i tak obecnie jest z czego wybierać, dziwię się dlaczego tak niską mamy frekwencję, ale cóż mogę zrobić poza uczestnictwem z Rodzicami w wyborach. A inni niech potem nie narzekają po prostu co nie byli.

      @Jaskółko, no to wychodzi na to, że faktycznie się zastanowić mogę jeszcze czy warto być doktorem. Mózg mi mówi, że czemu nie, ale jakoś inne rejony systemu nerwowego są na nie. :) Poza tym jakoś nie wydaje mi się, by w administracji było aż tak dużo spraw do badania. Chyba, że pisałbym jedynie krytyczne prace, bo jednak na takie materiału sporo jest.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    7. Doktorem zawsze warto być. Doktorem się jest, na stanowiskach się bywa, to taka moja dygresja. Ja raczej zastanawiałbym się, co dalej. Bo jak praca naukowa, to trzeba od razu myśleć o habilitacji. Jeżeli ma tytuł służyć pracy zawodowej, to rzeczywiście warto rozważyć, czy przyniesie wymierne korzyści, bo robienie doktoratu jest bardzo pracochłonne, czasochłonne, żre forsę i kosztuje wiele nerwów. No i jeszcze dodatkowo trzeba się zastanowić, czy robić z wolnej stopy, co jest trudniejsze, bo wszystko musisz sobie sam organizować i płacić, czy zaliczyć studia doktoranckie, gdzie masz wiele ułatwień organizacyjnych i finansowych.
      Temat zawsze się znajdzie. Np roboczy: Indolencja urzędnicza w opinii urzędników administracji państwowej. :):):):):)

      Usuń
    8. @Jaskółko. Chyba na razie nie widzę siebie w naukowych klimatach. W sumie może jeszcze pomyślę nad doktoratem, choć patrząc po jednej ze znanych mi osób faktycznie pożera to wszystko czas, nerwy i pieniądze. A patrząc po jednej mojej kuzynce, która jest doktorem od zaburzeń behawioralnych to taka praca nie za bardzo mi się podoba. Jest właściwie dziewczyną od wszystkiego w kwestiach naukowych dla profesorów, a wychodzi na tym finansowo bardzo słabo.

      No ba. Wystarczy włączyć telewizor, by znaleźć w jednym dzienniku z 5-6 potencjalnych tematów. Tylko potem trzeba z dobrej strony podejść do niego.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    9. Przepraszam, że się wtrącam do Waszych, Piotrze i Jaskółko, rozważań o tym, czy warto być "utytłanym" doktorem, ale myślę, że w tym momencie wyjaśniają to fragmenty z życia naszego genialnego matematyka S. Banacha. Otóż on - mając czysto materialne problemy z kontynuowaniem nauki na różnych poziomach edukacji - już w latach młodości znacznie wyprzedził swoich rówieśników pod względem posiadanej wiedzy. Jako student pierwszych lat Politechniki Lwowskiej prowadził wykłady typu "ex cathedra" na które z całej Europy przyjeżdżali najwięksi ówcześni doktorzy i profesorowie, pisałem o tym tutaj:
      http://anzai.blog.onet.pl/2011/10/13/sejmowe-ukladanki/

      Z wykładowcą, który nawet nie ukończył studiów uczelnia musiała coś zrobić.
      "... Jednak żadne rozmowy z Banachem nie miały sensu, bo był on zainteresowany tylko ciągłą nauką i poznawaniem tego, do czego dostęp mieli już tylko nieliczni, natomiast zupełnie nie zależało mu na karierze w murach uczelnianych. W tych warunkach postanowiono użyć podstępu. Na jeden z jego ważniejszych wykładów przyszła kilkuosobowa komisja uczelniana. Na sali przypadkowo znajdowało się także kilkunastu profesorów słynnych uczelni europejskich i amerykańskich, oraz naukowcy zasłużeni w dziedzinie matematyki (wśród nich: Steinhaus, Ulam, Borsuk, Rubinowicz, Auerbach, von Neumann, i inni). Komisja zadawała podchwytliwe pytania niczego nie spodziewającemu się Banachowi, a gdy ten odpowiedział na wszystkie nie było już wyjścia. Po wyjściu z sali wykładowej, już w innym pomieszczeniu, jednogłośnie przyznano mu tytuł doktora uznając, że w ten sposób obronił pracę doktorską ..."

      Usuń
    10. I tak to powinno przebiegać:)

      Usuń
  12. Zatem poznałam charakterną Jaskółkę, w dodatku pokrewną duszę i z tym podobnym zawodem. Chciałam przy okazji zauważyć, że zawód sfeminizowany, ale dyrektorami zwykle są mężczyźni.
    A jaskółki zawsze mi towarzyszyły, gdy przyjeżdżałam do swojej babci.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dyrektorami są zwykle mężczyźni i zastanawiam się, jak oni konkursy przechodzą. Wygrałam dwa konkursy, ale nie było łatwo. Gdyby do uczciwego konkursu stanął mój pożalsięboże "następca" to pewnie poległby w progach.I to chyba jest powód dlaczego mnie w tak chamski sposób załatwiono.
      Charakterna to ja może i jestem,ale w pewnych sprawach strasznie naiwna, niestety:(

      Usuń
    2. Posejrzewam, Jaskółeczko, że zadziałały Prawa Murphy'ego:
      https://pl.wikipedia.org/wiki/Prawa_Murphy%E2%80%99ego
      http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Prawa_Murphy%27ego
      zgadnij, znajdź, odpowiedz...

      Usuń
    3. Wpuszczasz mnie w maliny Klaterku. To, co się porobiło ma dłuższą historię i raczej to prawo nie zadziałało. Ono mi bardziej pasuje do teorii o złośliwości przedmiotów martwych, które lubią się psuć seriami, lub zdarzeń losowych- seria przypadków.

      Usuń
    4. Istnieje taki nurt w lteraturze, Jaskółko, jak egzystencjalizm (J.P. Sartre, A.Camus).
      Po mojemu, to tu człowiek jest kowadłem swego losu, a nie kowalem!

      Usuń
    5. Rany Klaterku... Ja Cię kocham szalenie...egzystencjalizm, moja ulubiona filozofia (Jaspers, Heidegger, Kiergegaard i Sartre) i ruch w sztuce. Zwłaszcza w sztuce. Ten tragizm istnienia, ta mroczność, dylematy i lęki egzystencjalne, położone na dwóch biegunach- lęk przed życiem, lęk przed śmiercią...wolność jako coś bardzo tragicznego.... długo pisać. hmmmmmm.....kowadłem:):):):)

      Usuń
    6. Na zgubę

      To życie może i z portfela wypaść
      Na chodnik, w kałużę czy też w brudy pieskie,
      Wtedy każdy się schyli, a to gorsze niż grypa
      I bezgłośne szyderstwo w sklepieniu niebieskim

      Usuń
  13. Fajna historia z nickiem, który tak trafnie charakteryzuje osobę pod nim się ukrywającą.
    No cóż, zapowiadają się wysokie loty:)) Takie "na pogodę":)
    Z przyjemnością spotkałam tu słowo "pytlować", słyszane w dzieciństwie i oznaczające plotkujące sąsiadki.
    Niech się pięknie lata, Jaskółko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za życzenia wysokich lotów:)
      Tu jeszcze używa się słowa "rajcować" na takie głośne przegadywanie się.

      Usuń
    2. Czasami mówi się też "rajdać":))) A Rajcowanie jest super!

      Usuń
    3. A nasze chopy godajóm na to "du*cyć fleki..."
      Tyż ciacianie!

      Usuń
    4. I tak se bydymy tukej łosprawiać i drzistać.
      Przy czym słowo drzistać na cieszyńskim ma dwa znaczenia- pogadywać, opowiadać - Na dyć nie drzistej- oraz puszczać bąki. Mnie bardziej podoba się to pierwsze znaczenie, zwłaszcza, kiedy ktoś mówi głupoty, wtedy mu się tak odpowiada. Z takim żachnięciem się na dane synsacyje.

      Usuń
    5. U mnie w Chorzowie podobnie "sie dżisto!)
      A jedną Damę, znaną chorzowską głośnodajkę barową nazywali: Dżistla"!!!

      Usuń
  14. Biuro Turystyczne DOBRA ZMIANA
    Warszawa ul. Nowogrodzka 14
    oferuje P.T. Obieżyświatom Płci Obojga rejsy na San Escobar.
    CENA ZA 5 DÓB - 500 PLN!!!
    W cenie biletów pełne utrzymanie,
    zakup suwenirów i osobiste wydatki!

    http://zirizarikorumbarizizaremba.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielobranżowa Spółdzielnia Inwalidów Erotycznych PLEXICUTAS z tymczasową siedzibą w Pcimiu oferuje:
      - stawianie namiotów
      - pasaż mały
      - dziewczynki bez zapałek
      - inne na życzenie
      Wszelkie nałogi mile widziane!

      Usuń
    2. Działają na nasze zlecenie jako nasza filia.
      Ponownie zapraszamy.

      (-)J.Maria Jose Trinidad de Todos Los Santos y Puta de Zorilla

      Usuń
    3. ¡Adiós!/¡Hasta luego!
      ¡Un cordial saludo usted!

      Usuń
  15. Przeczytałam z zainteresowaniem i naprawdę jestem pod wrażeniem. Jesteś Jaskółko ciekawą osobowością.

    OdpowiedzUsuń
  16. Chciałam, podobnie jak niektórzy napisać o kompleksach, przyznaję, nie czuję się pewnie przy takich osobach jak Ty Jaskółko i Ty Andrzeju z moim brakiem wykształcenia..., ale nauczyłam się już z tym żyć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczynam się niepokoić:( Ty z twoim dorobkiem masz kompleksy? Przecież o wykształceniu piszę tu tylko jako o jednym z etapów mojego życia. To było potrzebne do pracy zawodowej ( na uczelniach, bo nie w podstawówce). Owszem poszerzyło ogromnie horyzonty, jednak można robić to i inną drogą, bez zdobywania dyplomów.
      Myślę, że wykształcenie jest uzupełnieniem ego. Czy byłabym innym "charakterem" bez wykształcenia? Pytanie otwarte. Pewnych cech w sobie nawet wykształceniem nie zmienisz. I dodam, że nie pomagało mi ono w relacjach z ludźmi, a w pracy zawodowej liczył się papier, a nie "horyzonty".
      Doktorat zrobiłam głównie dla siebie, bo w mojej pracy liczyły się bzdurne podyplomówki, a ja nie miałam ochoty robić kolejnej. Pewnie po 5 latach okazałoby się, że i tak znowu nie mam do czegoś kwalifikacji. Dwa razy mnie tak wyrolowano, że nie uznano zawodowego wykształcenia, chociaż w chwili, kiedy je zdobywałam, było wymogiem. To zrobiłam raz, a porządnie doktorat, który w ogóle dla władz oświatowych się nie liczył. Takie durne mamy prawo.

      Nie chciałabym, by ktokolwiek z powodu jednej Jaskółki czuł się źle.

      Usuń
    2. Ale kaj tam, Szwalbko!
      https://www.youtube.com/watch?v=TN7d3VyB7Ic
      Czuję się tu, z Twojego powodu, tak dobrze, że nie może być lepiej!!!

      Usuń
    3. Ja u siebie też czuję się dobrze:) Twoi goście są dla mnie równie ważni, jak Ty:)

      Usuń
    4. Na początek - przepraszam;) Śpieszyłam się do pracy, a chciałam koniecznie zostawić komentarz, no i wyszło trochę nie tak jak chciałam. Oczywiście,mam świadomość, że nie wykształcenie tworzy osobowość człowieka. Napomknęłam o moim kompleksie, bo było to "moją solą w oku" przez większość życia. Nie było moim zamiarem pokazywanie, że czuję się tutaj źle, wręcz przeciwnie - czuję, że jestem we właściwym miejscu, więc wybaczcie;)
      Jeśli chodzi o dyskryminację kobiet, jest to smutne, bo prawdziwe. Ale, że w Urzędach traktują kobiety jak drugiego sortu, to wręcz w głowie się nie mieści. Ile jeszcze czasu potrzeba, żeby ludzie zaczęli inaczej myśleć... Twoja mama pewnie wiedziała, ze kobieta musi być twarda w takim społeczeństwie, dlatego wychowała Was w duchu niezależności, ale zgadzam się- żadna dominacja nie jest dobra.

      Usuń
  17. Muszę najpierw iść na blog Jaskółki, żebym mogła cokolwiek powiedzieć. Zaraz wracam :))
    Tymczasem całuski zostawiam.

    OdpowiedzUsuń
  18. Już wróciłam, co za szybko? :) Powiem krótko, znalazłam swoje miejsce na ziemi, szczególnie to tuturialowe, reszta - też może być... :)
    A Jaskółka zawsze swoje wie, pomimo ludzkiej głupoty.

    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi:) A to ostatnie- Jaskółka zawsze swoje wie, pomimo, a może właśnie z powodu, ludzkiej głupoty. Niewiele jest ludzi naprawdę głupich. Przeważnie posiadają inną mądrość:)

      Usuń
    2. @Jaskółka
      Genialny inaczej?!!!

      Usuń
    3. No:) słowo "inaczej " to cudne słowo i jakie eleganckie w takich kontekstach.

      Usuń
    4. A ludzka głupota - nie zna granic niestety.
      Hmmm... genialny, dużo by o tym było gadać :)

      Usuń
  19. U Jaskółki chyba kiedyś byłam, na blogu oczywiście, jakieś robótki podziwiałam. Sadząc z wywiadu to i teksty ciekawe być muszą.
    Gratuluję, Andrzeju pomysłu, muszę poczytać teraz jaskółkowe teksty:-)
    Pozdrawiam niedzielnie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przemiło mi, jotko, znów Cię tu gościć! Jaskółce jest też chyba bardzo owszem!

      Usuń
  20. Pozdrawiam Jaskółkę -prawie sąsiadkę. Bardzo ciekawa rozmowa a co za tym idzie Osoba Jaskółki także :) Z tą gwara to faktycznie sprawa trudna - ja przywędrowałam tylko z Siemianowic do Mysłowic, a różnic sporo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A te różnice można usłyszeć. Mam szwagierkę z Siemianowic. Mówi "twardą" gwarą. Mysłowice, Pszczyna to już inna "melodia". Słowa wymawia się bardziej miękko. W Jastrzębiu mówi się jeszcze inaczej, a w Rybniku, który jest niedaleko, też inaczej. Jednak między gwarą cieszyńską, w której są naleciałości czeskie, niemieckie i francuskie oraz trochę z Czarnogóry, mówi się zupełnie inaczej niż na Górnym Śląsku. Podobieństwem są naleciałości niemieckie. Nie jestem znawcą, ale słyszę różnice.

      Usuń
    2. Zapomniałam dodać- mam w rodzinie osoby o takim samym, jak Twoje, nazwisku.

      Usuń
  21. Ta "Jaskółka" to wyjątkowo piękna i wartościowa "Jaskółka".
    Życzę JEJ wszystkiego najwspanialszego.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaskółce trzeba życzyć, Stokrotko, wszystkiego co cudowne!
      buziulki

      Usuń
  22. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. /jeszcze raz, bo był byk w stylu: "słowo zgubione i całość zdania wychodzi na odwrót"/...
      kiedy się to zaczęło, tego centralnie nie pamiętam, zresztą wydaje mi się to bez znaczenia... a zaczęło się jakoś tak, że Jaskółka zajrzała do mnie na bloga, coś tam zagaiła na forum, to ja zrewizytowałem i od słowa do słowa się rozkręciło w blogową znajomość, którą obecnie bardzo cenię... co by tu napisać, żeby nie przynudzić?... przede wszystkim muza... wcześniej nic na ten temat nie padło, więc wspomnę, że Jaskółka docenia muzę w pewnych kręgach nazywaną "muzyką prawdziwą"... co prawda to raczej małolaty bardziej się interesują tym, czego kto słucha, ale w tej intuicji coś jest na rzeczy, "pokrewna fala" i takie tam w tym guście... druga sprawa to fotki... zakurwiste... o tym już wspomniano, jednak nie za wiele, bo oglądanie to nie gadanie, ale umiejętność znalezienia i dostrzeżenia psychodelii w kawałku suchego badyla na łące to nie jest zbyt często spotykana cecha... dodam, że bez /sztucznego/ wspomagania, bo ze wspomaganiem to każdy idiota potrafi stękać z zachwytu nad dowolnym krzaczorem, niczym lemowskie KoBySzczę...
      co by tu więcej, żeby nie wpaść w banały typu "kobitka z klasą", czy cóś podobnego...
      zgadzam się na pewno z tym, co J. pisze o przygarnianiu zwierzaków... każdy nowy zwierz jest jak nowy tatuaż... po prostu trzeba to przemyśleć, bo chodzi o to, by ta cała nowa konstrukcja jakoś sensownie funkcjonowała i detalicznie, i holistycznie... prowadzenie schronisk zbiorczych pozostawmy tym, którzy umią i mogom /problemem są za to schroniska, które nie spełniają obu tych warunków i w ramach puenty w dupę dostaje zwierzak/...
      co do feminizmu, to różne bywają feminizmy i różne feministki... za bardzo z Jaskółką nie mamy tego obgadanego, ale intuicja mi podpowiada, że nie należy Ona do grupy tych porąbanych paniusiek, które robią aferę o molestowanie, gdy facet przepuszcza ją pierwszą w drzwiach, bo chce rzucić okiem na jej pupę /co w sumie jest normalnym, zdrowym odruchem/...
      ...
      może tyle na razie, bulba :)...

      Usuń
  23. Bardzo dziękuję Andrzejowi, że zechciał mnie u siebie, na blogu, gościć. To dla mnie zaszczyt i przyjemność.
    Dziękuję wszystkim za miłe słowa, skierowane do mnie. Wprawdzie Andrzej zapowiedział dalszą część tej gościny, ale poprosiłam, aby na tym jednym poście poprzestał. Myślę, że poznaliście mnie trochę i tyle wystarczy.
    Jeszcze raz dziękuję i wszystkich serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze swojej strony również dziękuję Jaskółce, że zdecydowała się tu gościć!
      serdeczności

      Usuń
  24. @Andrzej - A.K...
    bez szwanku dla mego szacunku dla Ciebie pozwolę sobie wyartykułować informację zwrotną, że wpis "Zdjęcie usunięte na prośbę Jaskółki" uważam za denny... myślę, że pewne nieporozumienia pomiędzy sobą można było ogarnąć pomiędzy sobą, a nie robić z tego spektaklu na blogowym forum...
    no, chyba że oboje do spółki ustaliliście, iż tak właśnie ma być... jeśli tak było, to przepraszam i jestem gotów moją uwagę usunąć...

    OdpowiedzUsuń
  25. W mojej naiwności sądzę, Piotrze, że nie jesteśmy jeszcze z naszym Gościem skonfliktowani.
    Nasze jakieś wspólne specjalne ustalenia też właściwie nie miały miejsca. Być może opacznie zrozumiałem tu wyraz "wspólne" Zastosowałem się jedynie do polecenia Jaskółki (ochrona wizerunku itp.), wyrażone w poczcie mailowej.
    Moje szczątkowe poczucie taktu, powoduje, że mam "związane ręce", dlatego też wstrzymam się od dalszego komentowania tego incydentu.
    Spektaklu nie będzie, finita la commedia, kurtyna.
    pacia

    OdpowiedzUsuń
  26. Dziękuję bardzo Andrzeju za przyblizenie wizerunku Jaskółki. Co prawda do jej bloga trafiłam już wcześniej, urzeczona jej zdjęciami, które także mówią o wrażliwości osoby, ale u Ciebie dowiedziałam się o niej więcej. Cieszę się i dziękuję;)
    Ps. Pod poprzednim wpisem wyjaśniłam moją gafę.
    Jaskółko, myślę, że miałaś swoje powody, żeby zd. usunąć, ale cieszę się, że zdążyłam je skonfrontować z moim poprzednim myśleniem o brunetce;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Klik dobry:)
    Jestem spóźniona? Trudno zdążyć wszędzie, bo mój komputer wydaje ostatnie tchnienie. Od czasu do czasu zdarzają mu się podrygi i wtedy spieszę do blogowych znajomych. W pierwszej kolejności jednak na swój blog, by odpowiedzieć na komentarze moich Gości.

    Tak więc jestem. Na pierwszy rzut wpada mi w oko czerwony napis "Zdjęcie usunięte na prośbę Jaskółki". Klaterku, skoro Jaskółka nie chce zdjęcia, to - po mojemu ludzkiemu - cichutko zdjęcie wyrzuca się. Ale ... Moje zasady przecież są moje i może głupie? Z babskiej ciekawości nie mogę powstrzymać się od pytania: po co to ogłoszenie?
    Przeprszam, że pozwoliłam sobie na uwagę, ale jakoś... coś... nie wiem... Nie wiedzieć czemu niesmacznie mi się zrobiło i nie mogę skupić się przez to na interesującym wywiadzie z Jaskółką.

    Pozdrawiam serdecznie Jaskółkę, Klaterka i wszystkich Gości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieco głupio wyszło. Przepraszam!ściskam

      Usuń
    2. to jest jeszcze do odkręcenia /chociaż częściowego/, wystarczy jeden klik /a dokładniej dwa/...

      Usuń
    3. Dziękuję Ci, Piotrze, za dobre słowo. Wszystko jest do odkręcenia lub zakręcenia.
      Uważam jednak, że stan obecny jest optymalny.
      Nie chcę być tym, który nadal wodę mąci.
      paciula

      Usuń