Pora już na post gościnny Jadwigi - Stokrotki. Post to urodziwy i miłosny, bo jakże można nie kochać Tatr.
Kłaniaj się górom, córeczko, kłaniaj się górom,
Śniegom słonecznie kipiącym, świtom tatrzańskim,
Olśniewającym lazurom, olśnionym chmurom,
Kłaniaj się córko, wysokim dniom zakopiańskim!
(Julian Tuwim)
Stokrotka zaprasza nas na Giewont, ten symbol zakopiańskiej stolicy - Zakopanego:
Giewont
to taka góra, którą jednocześnie lubię i nie lubię. Jest to jak
wiadomo najwyższy i najpiękniejszy szczyt w pobliżu Zakopanego. Na
dodatek szczyt całkowicie polski. Wszyscy go znają i uważają, że
jest bardzo wysoki. A on ma tylko 1894 metry, o 93 metrów mniej niż
Kasprowy Wierch i aż o 265 metrów mniej niż słynna przełęcz
Zawrat. Ale przez to, że na stronę Zakopanego opada wysoką 600
metrową ścianą – robi wielokroć większe wrażenie. No i ten
jego wygląd – rycerza śpiącego sobie na plecach. No i jeszcze te
skarby ukryte przez zbójników w jaskiniach podgiewonckich…
Pobudza więc Giewont wyobraźnię…
Giewont
to góra na której zdarza się najwięcej wypadków. Także tych
śmiertelnych. Przyczyną tych wypadków jest głównie lekkomyślność
i głupia ambicja pseudoturystów. Osoby te za punkt honoru poczytują
sobie zdobyć tę górę w późnych godzinach popołudniowych, w
sandałach i z puszką piwa w kieszeni. Na dodatek często usiłują
wejść na jej wierzchołek lub zejść z niego poza turystycznym
szlakiem… Wiele też osób wchodzi na Giewont przy niepewnej
pogodzie, a w szczyt ten często uderzają pioruny… A potem nad
górami krąży helikopter TPN-u…
Pierwszy
na Giewont wszedł krakowski lekarz i botanik Franciszek Herbich.
Było to w 1832 roku. O swoim wyczynie tak potem napisał:
„6 lipca
udałem się na Halę Kondratową. Większą część drogi przebyłem
konno, kiedy jednakże przyszło wewspinać się na Giewont, konie
musiały na dole pozostać. Wspinaczka była bardzo uciążliwa, a to
szczególnie z przyczyn zimnej pogody, mgły i wiatru”.
Z
pewnością na Giewont wchodzili wcześniej górale, ale o wejściach
tych nic nie wiadomo.
Na
Giewont zawsze lubiłam patrzeć wieczorami, po powrocie z górskich
wędrówek. Jakoś nigdy nie chciałam na niego wchodzić. Bałam się
tych tłumów na szczycie i tej zdradliwej pogody. Po wyglądzie
Giewontu chciałam zorientować się jaka pogoda będzie następnego
dnia. Nauczył mnie tego znajomy góral, z którym kiedyś razem
uczyłam się w jednym z warszawskich liceów.
-
Zapamiętaj sobie – mówił – że jak Giewont widać pod wieczór
bardzo ostro, to następnego dnia będzie lać.
Zapamiętałam
na zawsze. A góral skończył leśnictwo, zrobił doktorat i wrócił
w swoje Hole. A ja przez wiele lat przyjeżdżałam na urlopy do jego
gubałowskiej chałupy, a potem do chałupy jego siostry na
Krzeptówkach.
Gdy więc
któregoś lipcowego wieczoru Giewontu nie było widać wyraźnie,
tylko tak leciutko za mgłą… podjęłam decyzję.
Następnego
dnia o czwartej rano ściągnęłam chłopaków z łóżek.
- Szybko
się ubierajcie, dzisiaj będzie piękna pogoda – powiedziałam.
Wypiliśmy tylko kawę. A śniadanie zaplanowaliśmy zjeść w
Schronisku na Kondratowej.
Z
Krzeptówek zabraliśmy się jakąś okazją do centrum Zakopanego, a
stamtąd do Kużnic busikiem. O w pół do szóstej weszliśmy na
szlak prowadzący na Kondratową.
Chyba
jeszcze przed 7-mą zapukaliśmy do zamkniętych na głucho drzwi
schroniska. To znaczy w schronisku już coś się działo, ale tego
dnia z pewnością byliśmy pierwszymi turystami.
- Trzy
razy jajecznicę, chlebek, trzy herbatki i dużą czekoladę
poproszę. Albo dwie czekolady – rzuciłam zamówienie w stronę
pana, który nam otworzył drzwi.
Pan
okazał się być jednym z taterników nocujących i leczących w
malutkim schronisku naderwane ścięgno. I powiedział, że po
pierwsze to ma dwie lewe ręce do gotowania, a po drugie, że
ewentualnie sami sobie możemy zrobić śniadanko. A w schronisku
nikogo więcej nie ma, bo jego koledzy wyszli zdobywać Kościelec
/czy też Świnicę/, a pani z miasta jeszcze nie przyszła do pracy.
Jajek
nigdzie nie było, więc w jakimś starym czajniku ugotowaliśmy
tylko wodę na herbatę, zjedliśmy parę kromek niezbyt świeżego
chleba, wzięliśmy dwie czekolady, zostawiliśmy jakąś zapłatę i
zaraz po 7-mej zaczęliśmy wejście na Giewont.
Szliśmy
bardzo szybko – o ile oczywiście w górach można iść szybko. Od
Przełęczy Kondratowej zaczęło się ciężkie wejście, a potem
łańcuchy.
Chyba
około 9.30 osiągnęliśmy słynny szczyt. Nie było na nim
nikogo!!!!! Byliśmy tylko we trójkę. !!!!!Można by powiedzieć,
że skakaliśmy z radości, gdyby nie to, że na szczycie Giewontu na
skakanie zupełnie nie ma miejsca. Pogratulowaliśmy sobie nawzajem,
usiedliśmy pod krzyżem, zjedliśmy czekolady, porobiliśmy zdjęcia.
Delektowaliśmy się ciszą i widokami.
A
widoczność była wspaniała! Niebo błękitne, a słońce świeciło
jak szalone!
Przy
okazji wspomnę o tym, że krzyż na Giewoncie postawiono by uczcić
jubileuszowy rok 1900. Autorem pomysłu był drugi po ks. Stolarczyku
proboszcz zakopiański – ks. Kaszelewski. Poszczególne elementy
żelaznej, 15- metrowej konstrukcji wnieśli na szczyt Giewontu
parafianie. Wodę do zaprawy cementowej fundamentu transportowały
góralki w butelkach i bańkach. Chętnych do pracy było podobno
wielu, gdyż ks. Kaszelewski dawał za tę pracę odpusty.!!!
Gdy
zaczęliśmy schodzić z Giewontu przyszły nagle nie wiadomo skąd
chmury i zaczęło się robić ciemno. Gdy zeszliśmy do Przełęczy
zaczął wiać okropny wiatr. Zrobiło się nagle bardzo zimno.
Powyciągaliśmy z plecaków zapasowe swetry i kurtki. A także
rękawiczki i czapki.
Gdy
byliśmy z powrotem przy schronisku odwróciliśmy się aby spojrzeć
raz jeszcze na drogę, którą przeszliśmy i na Czerwone Wierchy.
Góry za
nami były pokryte śniegiem. Czerwone Wierchy były całe białe.
Przed
schroniskiem siedział na ławce nasz znajomy taternik.
- Są
już jajka – powiedział. – Możecie teraz zamówić jajecznicę.
Roześmialiśmy
się. Pomachaliśmy mu i poszliśmy dalej…
Wstał,
zatrzymał nas i wszystkim nam w milczeniu uścisnął dłonie.
-------------------------------------------------------------------------------------
Gdy
schodziliśmy do Kuźnic śnieg z wiatrem wdzierał się nam pod
kurtki. Było lodowate zimno. Szczękaliśmy zębami. Woda chlupała
nam w butach, ręce mieliśmy zgrabiałe.
Na
Krzeptówkach świeciło jeszcze słońce i śpiewały ptaki.
Trzy
godziny później siedzieliśmy w pociągu jadącym do Warszawy. W
mokrych butach i przemoczonych kurtkach./po powrocie na Krzeptówki
zdążyliśmy tylko pozbierać i powrzucać do plecaków porozrzucane
ubrania/
- Pani
też dzisiaj była na Gubałówce? – spytała mnie bardzo elegancka
dama siedząca obok mnie w przedziale. – Wjechałam kolejką żeby
się trochę opalić, a tu słońce nagle zaszło. Podobno w górach
to śnieg spadł. Słyszała pani?
-
Naprawdę?- zdziwiłam się. – To niemożliwe, przecież
poprzedniego dnia góry były leciutko zamglone, więc dzisiaj jest z
pewnością piękna pogoda…
Spojrzała
na mnie jakoś dziwnie i odsunęła się spoglądając z niechęcią
na moje zabłocone buciory i ciągle mokre dżinsy. Wyjęła z
torebeczki oscypka kupionego zapewne na Krupówkach /albo pod
Gubałówką/
Ale na
szczęście nie poczęstowała mnie.
-------------------------------------------------------------------------------------
A na
Giewont dlatego szliśmy tak wcześnie, ponieważ chcieliśmy uniknąć
stania w takiej kolejce:
A poza tym to w Hole zawsze powinno się wychodzić jeszcze przed pianiem kogutów. Tak jak to robił pan generał Zaruski i pan Tytus Chałubiński z Sabałą i Bartusiem Obrochtą czy Mieczysław Karłowicz w towarzystwie Klimka Bachledy.
-------------------------------------------------------------
Na
ścianach Schroniska na Kondratowej, tego samego, w którym
„jedliśmy” jajecznicę wiszą drewniane tabliczki z wyrytymi
sentencjami wielkiego miłośnika Tatr – Władysława Krygowskiego. Jedna z
tych sentencji brzmi: „Do gór trzeba dorastać, a nie obniżać
góry do siebie”.
Miałam
w życiu dużo szczęścia, bo dorosłam do gór szybko. Podobnie jak
moi najbliżsi.
(na
zdjęciu autorka z młodszym synem w trakcie wycieczki)
Tyle Stokrotka. Post ten jest mi bardzo bliski, bo od szczenięctwa zdeptywałem górskie szlaki. Zabawiałem się w Kościelisku, Małem Cichem, Murzasichlu i Dolinie Strążyskiej. Być może kiedyś tam wrócę, odbywając swą kolejną podróż sentymentalną.
Wszystkich miłośników Najpiękniejszych Gór Świata serdecznie witam pod moim postem :-)
OdpowiedzUsuńOde mnie buzineczki...
UsuńUwielbiam nasze polskie góry prawie co roku tam jestem, w tym roku oczywiście w sierpniu będę. Stokrotko-Jadziu dziękuje za tak interesujący post. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa też będę w sierpniu Alinko!!! Może się spotkamy...
UsuńW sierpniu będę w innej górskiej okolicy - w Tarnowskich Górach!
UsuńTo się w tych Tarnowskich Górach tych gór naszukasz kapecke...:-)
Usuń-- w górach zakochałam si jeszcze w szkole podstawowej i ta miłość nadal trwa... nawet taka zwykła kura domowa, jak ja potrafi się zauroczyć takim pięknem...dzięki Stokrotko...
OdpowiedzUsuń-- pozdrawiam... :)
... ja tu też w gościnie, pierwszy raz, gdyż u Ciebie komentowanie jest zabronione... więc tak cichuteńko zostawiam kilka słów i już znikam do siebie... ;)
Dziękuję Aliczko że tu zajrzałaś i wpisałaś komentarze.
UsuńDziwna sprawa - na swoim blogu wogóle nie wyłączałam komentarzy - nie wiem dlaczego tak jest. Ale spróbuję cos zadziałać!!!
Serdeczności :-)
U mnie, Aliczko, komentowanie jest jak najbardziej wskazane i zawsze nagradzane przynajmniej dobrym słowem!
Usuńniesamowite jest to podobieństwo do jakby śpiącego rycerza...piekne masz wspomnienia Stokrotko.Ja parę lat,ze względu na chorą nogę nie chodze po górach,ale kiedyś...troszkę zwiedziłam...i miłośc do gór trwa dalej.To miłośc ogromna.
OdpowiedzUsuńpiękna sentencja,że do gór trzeba dorosnąc...
pozdrawiam:)
Nie każdy dorasta Marysiu. Ale jak chodzi po górach to powinien odpowiednio się w nich zachować.
UsuńSą też wielbiciele morza i jezior. I ich też rozumiem.
Pozdrawiam pieknie
ale sama kiedyś na własne oczy widziałam tych niedorośniętych,w klapkach i szpilkach idących w góry...aż ten śpiący Rycerz zadrżał,miałam wrażenie...on się kiedyś obudzi ,obawiam się...hahaha
UsuńA ja jak w ub. roku szłam do Morskiego oka razem ze Szczerbatym i Pytalskim i z całą resztą familli to widziałam dziewczyny w sukienkach wieczorowych, pełnym makijażu, obwieszone biżuterią i w 10 cm. szpilkach. Ale dzielnie szły. Nawet konie, które ciągnęły wozy , które tam kursują rżały na ich widok:-)))
Usuńja się zawsze dziwię ,skąd takie pomysły,może one chciały godnie góry powitac?w pełnym "ekwipunku"...hahaha
UsuńAlbo z jakiejś imprezki szły prosto nad Morskie Oko.....
UsuńPozdrówki :-)))
Aż się prosi, Smoczko, o dowcip:
UsuńW wagoniku kolejki na Kasprowy turysta konwersuje z góralem:
- Baco, a co by było, gdyby ta lina się urwała?
- A to by było.... trzeci roz w tym tygodniu..
buziule
... czuję, że gdyby to było możliwe to by się przeniosła ... najlepiej na Giewont ... wiesz co ? ... wystarczą Krupówki ... Panie to jest MIŁOŚĆ ! ... a może by tak ? : odchowajcie wnuki ... i ... zostawcie Warszawę ... dla Tatr ... pozdrawiam góralkę - warszawską góralkę ... i Jej ślubnego górala także ... :) :)
OdpowiedzUsuńAndrzeju, był czas gdy zastanawiałam się czy się nie przenieść pod Tatry...
UsuńDziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam.:-)
Przez rok mieszkałem na Orawie (Chyżne) czułem się tam świetnie, opanowałem bardzo trudny orawski dialekt, z okien miałem widok na Babią Górę i Tatry Słowackie, a jedenak wróciłem do chorzowskiego blokowiska. Głupi czy co?!!!
UsuńMusi jakaś Orawianka Cię na tę Orawę porwała...
UsuńA potem niecnota porzuciła :-)
Bardzo ciekawy post, z wielkim zajęciem go przeczytałam. Brawo dla Stokrotki taterniczki ! Wielu spotkań z górami Ci życzę ;-)) Ja Giewont z daleka tylko widziałam i wiem, niestety, że już na niego się nie wydrapię.......
OdpowiedzUsuńBlue - ja też już się nie wdrapię. To były moje wspomnienia sprzed 14 lat!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam najserdeczniej :-)
Prawie 63 letni Klater oświadcza, że się wdrapie!!! I proszę mnie za to nie karać!
Usuńcałuski
To jak się będziesz wdrapywał to przedtem proszę o smsa. Ustawię się na Kondratowej Przełęczy i bede spoziroć...
UsuńCóż ja mogę powiedzieć o najukochańszych górach naszych ,Tatrach ! ..tu z poziomu morza!! Ano jako "ceper" tyle tylko,że kocham te góry bo nijak inaczej nie można ..ale z szacunkiem wielkim i rozumieniem i żalem,że już nigdy nie podrepcze po nich... :( a pańcia która spytała .."słyszała pani .....".. coś o śniegu to było .. jak amen w pacierzu wybierała się w szpilkach na ..Giewont...
OdpowiedzUsuńJak zwykle Stokrotko dziękuję za kolejną garść ..edukacji. Serdeczności Ola .
To ja Ci dziekuję Olu za uważne przeczytanie. Miło się czyta Twoje komentarze.
UsuńSerdeczności :-)
Zapraszam, Olu, bezterminowo...
Usuńno tak... są łodpusty, jest zabawa, hej :D...
OdpowiedzUsuńa za włażenie w szpilkach na Giewont łodpustów ni mo, krucafuks...
tu i Kaszelewski dobrodziej nie pomoże...
...
pozdrawiać :)...
Nie inacyj.....
Usuń...odpozdrawiać :-)
To już lepi po bosoku...
UsuńPrzy schodzeniu,
OdpowiedzUsuńtrza szpilki założyć
tył na przód.
Musowo - inaczej się nie zejdzie:-)))
UsuńGdy ze schodzeniem śmiechu kupa,
UsuńPozostaje jeszcze...
Ja też kocham góry, zachwycam się Tatrami, ale gdzież mi do Ciebie, Stokrotko !!! Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za kolejny, cenny post !
OdpowiedzUsuńWiem Anusiu, pamiętam, że też kochasz Tatry!!!
UsuńSerdeczności dla Ciebie wyjątkowe :-)
W górskich schroniskach panuje specyficzny klimat. Jest tam niewidzialna zawiesina zapachu lasów i kamiennych szlaków, zmęczenia wędrowców i melodii ogniskowych piosenek. No i sakramentalne: "wrzątek proszę!" Ach... Kto był górskim wędrowcem ten wie, prawda?
OdpowiedzUsuńJasne że tak. Ja nadal chodzę po Tatrach, ale już nie po szczytach. Chodzimy w trzy pokolenia - dziadkowie, dzieci i wnuki.
UsuńA ta wycieczka była 14 lat temu.
Pozdrawiam serdecznie.
O saqkramentalnym wrzątku znam stary kretyński dowcip:
Usuń"Jest wrzątek, ale zimny!!!"
Może być jeszcze wystygnięty. Znaczy sie ten wrzątek:-)
UsuńTwój zachwyt Tatrami jest zaraźliwy. Wiesz o tym, prawda? Ja żałuję tylko, że nie zdobyłam Giewontu. A było tak blisko... Pozdrawiam po góralsku. Hej!
OdpowiedzUsuńWitaj Luano! Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz :-)
UsuńWiem, że udało mi się zarazić Cię miłością do Tatr. I pamiętam doskonali Twój żal, że nie pozwoliłam Ci wejść na Giewont po południu. Na dodatek nie byłaś jeszcze wtedy zaprawiona w tatrzańskich wędrówkach. A chodzenie po Tatrach trzeba zaczynać od dolinek, potem wchodzić na przełęcze, a dopiero na końcu zdobywać szczyty. Jeszcze na niejedną przełęcz wejdziemy - może jeszcze pod koniec sierpnia tego roku??????
Wszystko /albo prawie wszystko/ przed nami.!!!! :-)))
Hej, hej!!!
Schodziłem Beskidy, Karkonosze i Tatry... Teraz może Alpy (o Himalajach nie wspomnę)?!!!
UsuńW Himalaje to musisz mnie obowiązkowo ze sobą zabrać. Od razu na K2. Bo trudniejszy od Everestu.
UsuńGiewont kojarzy mi się z niemiłym dla mnie wydarzeniem-
OdpowiedzUsuńdzieckiem będąc na kolonie właśnie w te rejony się dostałam.Oczywiście grupowo na jakąś z niższych górek trzeba było się wdrapać.
Wszystko było dobrze,dopóki z górki nie kazano zejść.Dla większości to żaden problem,ale ja stwierdziłam,że wyżej to i owszem
ale w dół za żadne skarby.
Musiał mnie pan przewodnik znieść :)
Co za wstyd.
No to rzeczywiście numer odstawiłaś!!!!!
UsuńAle masz za to co wspominać!
Pozdrawiam :-)
Pan przewodnik był chyba kochany?!
UsuńPost ciekawy , pisany sercem i przede wszystkim pokorą dla majestatu gór. Kto tego nie ma jest kiep i trudno - lepiej niech przemierza Krupówki wzdłuż i wszerz i w poprzek też. Serdeczności z nizin.
OdpowiedzUsuńDzięki serdeczne Andante.
UsuńTeż z nizin ślę pozdrowienia. :-)
Dołaczam się do pozdrowień Z Górnego nizinnego Ślaska
UsuńNie wiem czy mi się uda skomentować, bo nie prowadzę bloga i nigdzie nie mam konta.
OdpowiedzUsuńCzytam bloga Stokrotki od ponad roku i jest to dla mnie wielka przyjemnośc. Na blogu kilka razy pisała o Tatrach, także jak zdobywała Zawrat chyba też z młodszym synem.
Przeczytałam także wywiad ze Stokrotką. Bardzo mi się spodobał.
Pozdrawiam. serdecznie autorkę i Gospodarza. Ela Patynowska
Witam Cię serdecznie Elu! Cieszę się, że udało Ci się.
UsuńMiło mi, że podoba Ci się moje pisanie. Wiem, że odwiedzasz mój blog bo zawsze zostawiasz komentarze.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i dziękuję.
Zapraszam Cię tu, Elu, spontanicznie i bezterminowo!
UsuńJako pacholę w ramach FWP byłem kilka razy w górach. Niestety nie były to Tatry lecz Karkonosze.
OdpowiedzUsuńZa to parę lat temu spotkałem górala z Tater niedaleko mnie - na Żuławach.
Był zachwycony krajobrazem:
- "Panie jak tu piknie! Ja u siebie do pracy to mam pod górkę, jak wracam wieczorem z karczmy, to do domu mam pierońsko pod górkę. A tu wszędzie płasko, równo ....... ech, żyć nie umierać!".
Ja jednak wybrałem środek - Kaszuby. Są tu górki, są równiny, są jeziora i są lasy.
Innymi słowy - jest wszystko.
Gdybym tylko potrafił to tak opisać jak Stokrotka...
Leszku - Karkonosze też są piekne! Mieszkałam kiedyś cały tydzień zimowy w schronisku "Samotnia". Mało nas śnieg nie zasypał.!!!!
UsuńA niektórzy górale to mówią, że Tatry byłyby piękniejsze, tylko drzewa w reglach je zasłaniają.
Serdeczności dla Ciebie:-)
Śląsk też jakby wypięknił się, bo mniej kopcą tzw. werki!
UsuńSerdecznie zapraszam do przeczytania wywiadu z nowym dyrektorem Tatrzańskiego Parku Narodowego:
OdpowiedzUsuńhttp://poznajpolske.onet.pl/malopolskie/szymon-ziobrowski-o-zakazach-w-tatrach-wyzwaniach-i-planach-tpn-turystach-i-orlej/8qktv
Mam nadzieję, że dobrze wklei mi się link...
Nie sądzę, aby nowe regulacje przeszkadzały prawdziwym turystom!
UsuńO Tatrach zawsze piszesz z taką miłością, że każde słowo ma inną wagę i wymiar.
OdpowiedzUsuńA dla Klaterka "szacun", za wybór! Buzi świąteczne obojgu!
Bo jeśli chodzi o Tatry, to ja jestem Joasiu nawiedzona!!!!
UsuńSerdeczności Kochanie :-)
Tak słodziutkie buzi od razu odwzajemniam!
UsuńTatry , to moje ukochane góry, które dają mi energię, a jednocześnie uczą pokory. Często powtarzam,że gdyby nad moje ukochane morze przesunąc góry, byłabym najszczęśliwszą oosobą na świecie. Na Giewont ( zapewne w takim tłumie , jak na filmie) "wspiał się Męzowski i Młodsza", mnie wystarczy patrzeć na góry i edrować po nieco łagodniejszych szlakach.
OdpowiedzUsuńStokrotko - wspaniały tekst!
Andrzeju - serdeczności przesyłam. Bardzo podoba mi się ten cytat „Do gór trzeba dorastać, a nie obniżać góry do siebie”. Bardzo!
Witam Cię serdecznie:-)
UsuńCieszę się, że spodobał Ci się mój tekst.
Na swoim blogu juz kilka razy pisałam o wędrówkach o Tatrach.
Pozdrawiam serdecznie.
Kłaniam się i zapraszam Cię do kolejnego gościnnego postu! To nic trudnego...
UsuńAndrzejowi Art-Klaterowi i wszystkim Jego Gościom życzę Pięknych, Radosnych, Zdrowych i Rodzinnych Świąt Wielkanocnych:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję także za życzliwe przyjęcie mojego tekstu.
Pozdrawiam najserdeczniej i najpiękniej.
Jadwiga - Stokrotka
Buzineczki najsłodsze!!!
OdpowiedzUsuń