środa, 13 grudnia 2017

Roku pamiętnego...



       Na początku zaznaczam, że nie chcę się stroić w piórka opozycyjnego bojownika, bo takowym nie byłem. Poglądy miałem wprawdzie ugruntowane, wypróbowanych przyjaciół też  i nikt mnie do tego nie namawiał ani z tej wrażej , ani z tej właściwej strony.

    Zawsze uważałem, że aby skutecznie uprawiać politykę, trzeba nie tylko być ideowcem o tzw. mocnym kręgosłupie, ale przede wszystkim wytrawnym graczem.

    Ci, jedynie uczciwie i bezkompromisowo oddani choćby najbardziej słusznej idei, to właśnie owe przysłowiowe dzieci, które w pierwszej kolejności pożera każda rewolucja. Nigdy nie miałem skłonności samobójczych, a w razie nieuchronnej wpadki chodziłbym może dziś w glorii bohatera, ale wtedy byłbym nie tylko ofiarą, ale przede wszystkim pośmiewiskiem mych ewentualnych esbeckich dręczycieli!

    Nigdy nie byłem graczem i nawet szlachetna gra w brydża z czasem zaczęła mnie nudzić. Toteż do dzisiaj nie wdałem się w żadne gry polityczne, mimo tego, że dziś moje poglądy są również konkretnie sprecyzowane.

Ograniczę się jedynie do krótkiego wspomnienia Dnia Owego Roku Pamiętnego.

    W noc z 12 na 13 grudnia 1981 r. pracowałem jako wodzirej na zabawie zakładowej, zorganizowanej przez „Solidarność” przy jednej z chorzowskich kopalń. Około drugiej w nocy, z powodu zmęczenia i po części… znieczulenia, skasowałem honorarium, pożegnałem się z zaprzyjaźnionymi działaczami i piechotą udałem się do domu. Tamże spokojnie i sprawiedliwie zasnąłem. Dodam jeszcze, że po drodze nie zaczepił mnie żaden menel, bandyta ani, o dziwo, milicyjny patrol!

    Kiedy się wreszcie wyspałem, to wyszedłem na spacer w celu zakupienia „kroplówki” (na mecie, of course!). Wtedy spotkałem przypadkowego przechodnia:

- Stary, spier*dalaj do domu, jest wojna!

- Z kim?! – spytałem przytomnie

Wtedy jeszcze nie uzyskałem odpowiedzi. Nazajutrz uświadomiłem sobie, że już ukazała się jedna z najhaniebniejszych kart naszej powojennej historii!

    Dalej, pozwólcie, nie będę się zagłębiał, bo podzieliłem los wielu moich rodaków, choć osobiście nie byłem prześladowany, poniewierany, internowany czy więziony. Z niewytłumaczalnych dla mnie powodów – upiekło mi się…

    Byłem tylko bezsilnie wściekły!!!

                         K O M U N I K A T

     Z powodu chamskich, ordynarnych i bezdennie kretyńskich wycieczek osobistych niejakiego Waszka Wędrowniczka vel Wacława Jasińskiego utrudniłem nieco komentowanie na mym blogu.
    Zauważyłem jednak, że Szanowny Komentariat daje sobie z tym radę. Zatem prabliema niet!!!
    Za tę niedogodność serdecznie przepraszam.

37 komentarzy:

  1. Przepięknie napisane.
    Bezsilność to chyba jeden z najgorszych stanów, w jakich można się znaleźć. Ta świadomość, że niezależnie od poczynań - i tak nie da się powstrzymać biegu wydarzeń, musiała być co najmniej wyniszczająca.

    "Stary, spier*dalaj do domu, jest wojna!" - ten tekst mnie zabił. To jest takie typowo i komicznie (ale w pozytywnym słowa tego znaczeniu) polskie, a jednocześnie dramatyczne nad wyraz.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwna sprawa, Sophie, ale właśnie sroga zima stanu wojennego sprawiła, że zacząłem wreszcie pisać profesjonalnie czyli z pełną świadomością i wyczuciem tak treści jak i formy.
      Z wrodzoną skromnością dodaję, że chyba zostało mi to do dziś.
      serdeczności

      Usuń
  2. A jaka sroga zima wtedy była!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nazwano ją również kolejną zimą stulecia! Gdyby tak polskie zimy ustalić jako miernik czasu, to owo stulecie trwałoby chyba ok. 700 lat!
      Przyczynek do teorii A. Ensteina?!!!
      uściski

      Usuń
  3. i z pomocą kroplówek przeżył Wojnę Jaruzelsko-Polską :))) nasumi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kroplówka owa nosiła nobliwie historyczną nazwę - "Bitwa pod Grunwaldem (10 litrów wody, 4 kg cukru, 10 dag drożdży)", nasumi.
      Jedyna niedogodność była taka, że po zażyciu kilku kielonków odbijało się... pączkami!
      hey

      Usuń
  4. Podobnie u mnie, bo Dwunastego jest Dagmary a ta wyprawiła wtedy huczne imieniny. Natychmiast potrzebna była kroplówka tegoż 13-tego... ech czasy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kroplówka ta, Renatko, zainicjowała ponad roczną rehabilitację!
      całuski

      Usuń
  5. Ja miałem o wiele gorszą sytuację, bo u mnie w domu 12 grudnia odbywała się t.zw. "kolacja ze śniadaniem" na 3 pary. Gdy wreszcie rano dowiedzieliśmy się, że jest wojna, i dlatego tak jest cicho, jedna z pań, wyraziła natychmiastową potrzebę powrotu do domu. Jako gospodarzowi wypadało mi ją odprowadzić, uzbroiłem się więc w nóż kuchenny i ... poszliśmy na wojnę. :-D
    Po drodze złapaliśmy jakąś podwózkę i dalej już niewiele pamiętam, bo ucieszona rodzina poczęstowała mnie drinkiem. Szkoda, że nie zapamiętałem też, którą damę odprowadzałem, bo niewątpliwie był to czyn bohaterski, zasługujący na stosowną nagrodę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolacja ze śniadaniem, Andrzeju, to mój ulubiony posiłek, a to z racji nieograniczonej i urozmaiconej konsumpcji!
      Ponadto z nadanej mi władzy odznaczam Cię...
      czuj duch

      Usuń
  6. No, moja siostra prawie wszystko powiedziała. Dodam tylko, że te imieniny to była trzydniówka. Piątek rodzina, sobota "impreza właściwa" a w niedzielę kroplówka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę się z Tobą licytować, Dagmaro, ale moje trzydzieste urodziny (12 lutego 1982 r.) trwały aż dziesięć dni, za stołem i w łożu niekoniecznie boleści...
      całuski najsłodsze



      Usuń
  7. 12 grudnia, w sobotę po południu moja teściowa wróciła z mężem z kilkudniowego pobytu u jego krewnych na wsi przywożąc połówkę świniaka. Decyzja była jednomyślna: co tylko można, następnego dnia uwędzić na działce. Po podzieleniu mięsiwa natychmiast spać bo z samego rana trzeba rozpocząć działanie by skończyć przed wieczorem. Rano ja i teściu, każdy z dwiema torbami w tramwaj i z Julianowa na Widzew (naprzeciwko torów i stadionu RTS Widzew). W trakcie wędzenia ścieżką tuż za płotem idzie trzech szemranych nawalonych jak stodoła i jeden rzuca tekstem "popatrz Rysiu kwa go mać, ci dwaj nie pękają i wędzą, że aż na Nowogrockiej i Niciarnianej zapach szynki wali a ty masz pietra, że nas zwiną za gorzołę". Ja i teść nie wyczuliśmy, że coś się stało. Podobnie było z powrotem. W tramwajach zapach wędzonek, którego myśmy nie wyczuwali powodował, że jedni milkli a inni mówili, tak trzymać a my jak te barany nic nie zajarzyliśmy i dopiero w domu dowiedzieliśmy się, że spawany wprowadził stan wyjątkowy nazwany wojennym.
    Pozdrawiam statar

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się upiekło, a Tobie się uwędziło w czasie tej najgłupszej wojny nowoczesnej Europy!!!
      pozdrawiam najserdeczniej i niezmiennie zapraszam

      Usuń
  8. Pogromco PZPR,chwal się twymi bojami,tylko o jedno Cię proszę..Odp..rdol się od Malinki,bo Ją kocham i nie pozwolę zaśmiecać Jej blogu!
    Paniatno?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje bezprzykładne hejterskie chamstwo, Waszku, sprawia, że zaczynam tracić do ciebie cierpliwość!
      Rozważam zatem złożenie skargi na ciebie u blogspotowych adminów i w tej skardze nie będę odosobniony.
      Dodam też od siebie, że, niestety, nie mogę ci pomóc. Nie mam kompetencji psychologa klinicznego ani zwierzęcego behawiorysty.
      Słowem: absolutnie nie znam się na zaburzeniach osobowości ani też na małpach.
      Dziwi mnie również, że w tak kretyński sposób, mimo podobnych incydentów z tobą w roli głównej, podkładasz mi się!

      Usuń
  9. A mnie dotknął do żywego brak Teleranka i była to jedyna dla mnie niedogodność.

    OdpowiedzUsuń
  10. Frau,ja też tak miałem,ale tysiące innych miało pukanie do drzwi o 6 rano..Chwała im!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Frau Be
      Pojawił się za to w tv nowy, przystojny lektor w twarzowym mundurku i ciemnych okularach!!!
      ściskam

      Usuń
    2. @Frau Be
      Mam oczywiście na myśli zmarłego już generała armii Wojciecha J.

      Usuń
    3. Klaterku, tyle to ja jeszcze pamiętam.

      Usuń
    4. Waszku, chwała pukającym czy pukanym, że się tak wyrażę?

      Usuń
    5. @Frau Be
      Wybacz, Frau Be, za ordynarne i bezprzykładne ataki "ad personam meam" postanowiłem, za pomocą dostępnych mi narzędzi, wykluczyć waszka vel Wacława Jasińskiego z grona mych komentatorów.
      Przepraszam Cię za tę niedogodność!

      Usuń
    6. Wybaczam, choć nie zdążyłam zauważyć, co mnie ominęło - i rozumiem, bo znam tego osobnika i wydaje mi się, że z nim niekoniecznie do końca wszystko w porządku.

      Usuń
  11. Mój synek miał 3 latka wtedy.Byłam młodą mamą,pracującą..O stanie wojennym dowiedziałam się następnego dnia.Byłam w szoku ,bo daleko od rodziny...Nie mogłam już wyjechać z miasta Łodzi w kierunku Lublina..I tak znosiłam własne boje o przetrwanie.Młode matki z dziećmi ,były łagodniej traktowane w tym czasie ,na ulicy,w kolejkach ,u lekarza..Nigdy więcej !!Pozdrawiam nocą ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szary i bezbronny obywatel był wtedy, Danko, nękany nawet za wyniesienie śmieci do osiedlowego śmietnika!
      Na szczęście nie wszyscy patrolowi funkcjonariusze byli aż tak nadgorliwi!
      uściski

      Usuń
  12. byłem wtedy w Dąbrowie Górniczej na Kongresie Barbórkowym /weekend turniejów brydżowych/... gdy wychodziliśmy w sobotę z tamtejszego Pałacu Kultury minęła nas grupka wojskowych, zapytali nas, czy wszyscy już wyszli, my, że chyba nie, po czym ktoś zapytał wesoło:
    - grupa operacyjna w akcji?
    /tu przypomnę młodszym, że to były takie ekipy wojskowe wizytujące różne instytucje tropiąc "niegospodarności"/...
    któryś wojak odpowiedział:
    - nie, nie, to trochę inna sprawa...
    co to za "sprawa" dowiedzieliśmy się w niedzielę rano przed turniejem, gdy przeczytaliśmy obwieszczenie w bufecie...
    turniej się rozpoczął, ale go przerwano... oddałem partnerowi zaklepaną miejscówkę w samochodzie, bo był strasznie roztrzęsiony o żonę i dzieciaki... wraz z kilkoma innym brydżystami z Wawy wsiedliśmy w pociąg... przesiadka w Częstochowie, tam też ogarnęliśmy jakieś narkotyki w postaci kilku flaszek gorzałki... w świetnych humorach dotarliśmy do Wawy... był późny wieczór, straszny młyn na Centralnym, nikt nie wiedział jak działa komunikacja, ale dość sprawnie działała informacja, takie lotne punkty wojskowe... trochę autobusem, trochę z bambosza, bez perturbacji dotarłem do domu... osiedle było jak wymarłe, cisza, spokój...
    w poniedziałek rano wyspany, wykąpany, wypionowany uruchomiłem mózg, by rozpoznać sytuację i ogarnąć koncepcję jak dalej realizować kolejny dzień życia... i tyle...
    z ciekawostek:
    łomot od zomo zaliczyłem jeden, ale porządny, jakieś kilka dni później, bo się za krzywo spojrzałem na jednego z nich...
    bulba :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, Piotrze, że z perspektywy czasu, stać nas jeszcze na taki zdrowy, z lekka humorystyczny dystans do tego zdecydowanie koszmarnego okresu!
      Nie wspominałem o tym w poście, ale mnie także dotknęła komusza represja.
      Było to jeszcze w 1978 r., gdzie za pominięcie ingerencji cenzorskich (mój monolog był zaingerowany w całości), wygłaszałem tekst na zamkniętej imprezie studenckiej. Zostałem wypie*dolony z roboty, na mocy lipnego porzucenia pracy (sławetny art. 52)
      Pracowałem wtedy w administracji (kierownik klubu studenckiego)U. Śl., słusznie wtedy zwanego Czerwonym Uniwersytetem.
      Capo di Tutti Capi jednakże i wtedy czuwał nade mną. W ówczesnym wojewódzkim pośredniaku zaoferowano mi robotę w czymś w rodzaju agencji impresaryjnej, gdzie miałem możliwość sprowadzania na Śląsk najlepsze kapele, kabareciarzy itp..
      Za jednym rzutem artyści mieli do wykonania przeciętnie 10 "sztuk".
      Byłem dla nich nie tylko pilotem, ale również "działkowcem"!
      Zatem moja "kara" polegała na tym, że zarabiałem w efekcie prawie trzy razy więcej niż w poprzedniej robocie!
      Czyli zaskutkował tu niemal flagowy komuszy bajzel.
      paciula

      Usuń
  13. W stanie wojennym mieszkałam na wsi,5 km od moich rodziców. Któregoś razu pojechałam do nich motorem WSK(bez prawa jazdy!) Wybrałam z tego powodu polna drogę przez las, ale ok. 100 metrów trzeba było przejechać szosą. I tam właśnie zatrzymała mnie milicja, wszczynając przesłuchanie dotyczące braku przepustki, bo województwa miały tam granicę. Dali się jednak przekonać, że mieszkam blisko, a rodzice potrzebowali mojej pomocy i puścili. Chcieli tylko dowód i przepustkę, o prawo jazdy nie zapytali;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrym ludziom, Mario, też szczęście nawet wówczas sprzyjało, bo tak właśnie być powinno!
      całuski

      Usuń
    2. Mnie też zakaz objął? Za nic nie mogę wkleić komentarzy.

      Usuń
    3. A gdzież tam!!! Jesteś jedną z ulubionych moich Komentatorek! Komentarz w końcu wkleiłaś, a zatem głęboki ukłon! Za jakiś czas wrócę do mej liberalnej opcji komentowania. Czekam tylko, aż wzmiankowana w komunikacie kanalia w końcu się zniechęci!
      buzineczki najsłodsze, a jak?!!!

      Usuń
  14. Żałuj, że nie byłeś internowany, bo najadłbyś się i wyspał za wszystkie czasy, a teraz zostałbyś jakimś ministrem lub nawet wicepremierem.
    Serdeczności.
    P.S. Chyba już wiesz, że Onet likwiduje nasze blogi. Ja mam to w głębokim poważaniu, bo i tak miałam już dosyć tego bloga na nieprzyjaznym WordPressie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś już, Anno, na blogspocie... Spokojnie możesz go rozszerzyć o dodatkowe treści!
      powodzenia

      Usuń
    2. Najprawdopodobniej założę nowego- starego bloga o podobnym wyglądzie jak ten, który likwidują bez mojej zgody.

      Usuń